"(...)Rejestr działa, rejestr jest potrzebny i dzięki niemu każdy będzie mógł sprawdzić, czy okolica, w której mieszka, jest bezpieczna, czy jego dzieci są pod właściwą opieką, gdy przebywają w szkole lub w innych miejscach opieki nad dziećmi"- stwierdził wiceminister sprawiedliwości, Michał Woś, odnosząc się do sytuacji, która miała miejsce w Małopolsce.

Rodzice dzieci uczęszczających na zajęcia w domu kultury w Wolbromiu zajrzeli do działającego od 1 stycznia tego roku rejestru pedofilów i odkryli, że jedna z figurujących w nim osób była zatrudniona w tej właśnie placówce. Mężczyzna stracił pracę, a sprawę bada policja, pod kątem ewentualnych konsekwencji wobec dyrektora domu kultury, na którym ciążył obowiązek sprawdzenia, czy pracownik nie znajduje się w rejestrze pedofilów. Bezsprzecznie widać już pierwsze efekty decyzji ministra sprawiedliwości o uruchomieniu rejestru ujawniającego nazwiska i wizerunki prawie 800 najgroźniejszych pedofili i gwałcicieli w Polsce. Szef resortu sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro tłumaczył, że MS ponad anonimowością przestępców stawia dobro dzieci i prawo do ich ochrony. 

Nie wszyscy jednak czują się przekonani. W audycji Agaty Kowalskiej w TOK FM gościł dziś Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, który krytycznie wypowiedział się na temat tej decyzji Ministerstwa Sprawiedliwości.

"Nie widzę żadnej realnej szansy na poprawę bezpieczeństwa ludzi. Dostrzegam za to wiele kłopotów"- stwierdził Kładoczny, którego zdaniem nie każdy gwałciciel po wyjściu z więzenia ponownie popełni przestępstwo na tle seksualnym, nie ma też gwarancji, że rejestr uratuje choć jedno dziecko. 

"Polskie Towarzystwo Seksuologiczne jasno dawało wyraz swojemu przekonaniu, że upublicznienie wizerunku przestępcy odbiera mu motywację do terapii. A to zwiększa zagrożenie, że znowu popełni przestępstwo"-przekonywał gość radia TOK FM. Przedstawiciel Helsinskiej Fundacji Praw Człowieka wyraził również uwagę, że pomysł Ministerstwa Sprawiedliwości grozi "linczem i stygmatyzacją społeczną", co dotknie nie tylko przestępców, ale także ich bliskich. Tego rodzaju sytuacje- przekonywał Piotr Kładoczny- miały miejsce w Stanach Zjednoczonych. W jego ocenie, rejestr pedofilów jest "pręgierzem XXI wieku". 

Podobnych argumentów używają dziennikarze niemieckiego "Tageszeitung". Zdaniem Niemców, "rejestr tworzy złudne poczucie bezpieczeństwa". Warto przypomnieć w tym miejscu, jaka afera miała miejsce u naszych zachodnich sąsiadów. "Der Spiegel" ujawnił przed kilkoma dniami historię dwóch chłopców, którzy na przełomie lat 80. i 90. zostali odebrani rodzicom przez Jugendamt. Powodem była przemoc domowa. Dzieci trafiły pod opiekę dwóch mężczyzn, którzy wykorzystywali je seksualnie. 

yenn/TOK FM, Wprost.pl, Fronda.pl