Jak relacjonuje Gazecie Wyborczej mecenas Marta Trzęsimiech-Kocur, gdy 12 lipca wracała wraz z rodziną znad morza, utknęła na A1 w gigantycznym korku.

Część trasy powrotnej z Sopotu do Katowic przebiegała przez odcinek autostrady A1 Gdańsk–Toruń, którym zarządza firma Gdańsk Transport Company (GTC). 

"Na wjeździe nie było korków, bo tam tylko pobiera się bilet. Kiedyza dojechałam do bramek w Nowej Wsi koło Torunia, sznur aut ciągnął się kilka kilometrów. Czekałam w kolejce do kasy ponad godzinę" – powiedziała gazecie.

Nieplanowany postój tak zdenerwował panią mecenas, że wysłała spółce GTC przedsądowe wezwanie do zapłaty 29,90 zł. Taką kwotę uiściła za przejazd odcinkiem Gdańsk–Toruń. Spółka nie zwróciła pieniędzy, więc Trzęsimiech-Kocur złożyła pozew. Argumentuje, że GTC nienależycie wykonała umowę, zaś firma, która monitoruje ruch na autostradzie, nie poinformowała kierowców o tworzących się korkach.

Pozwanie zarządcy autostrady zapewne na wiele się nie zda, bo jak przekonuje sama minister infrastrukrtury i rozwoju Elżbieta Bieńkowska: „Jak są bramki, to są korki”. 

ed/Wyborcza.pl