- W Egipcie islamiści związani z obalonym prezydentem Mursim i Bractwem Muzułmańskim ogłosili dżihad przeciwko świeckiej władzy, chrześcijanom i wszystkim tym, którzy nie chcą wprowadzenie na terenie całego kraju prawa islamskiego – szariatu.

- Na północy Syrii rebelianci z ekstremistycznego, islamskiego ugrupowania Jabhat al-Nusra walczący z reżimem Baszara al-Assada zamordowali katolickiego księdza. Nieco wcześniej w internecie pojawił się filmik, na którym jeden z tych rebeliantów rzekomo walczący z nieludzkim dyktatorem wycina i zjada serce zabitego chwilę wcześniej żołnierza.

Te trzy przykłady to prawdziwy obraz islamu, religii – wedle jej wyznawców – pokoju. Obraz, którego nie chcą, niestety, widzieć brukselscy decydenci płaczący nad nietolerancją jaka dotyka wyznawców proroka, media cenzurujące materiały by, broń Boże, nie okazać się politycznie niepoprawnymi, czy nawet David Cameron, który wolał patrzeć w inną stronę kiedy przed jego własnym nosem fanatycy zamordowali w bestialski sposób brytyjskiego żołnierza. Zaczadzeni idiotyczną ideą tolerancji polegającej na akceptacji wszystkiego co obce Europejczycy nie są w stanie zrozumieć, że islamski dżihad będzie trwał dopóty, dopóki na ziemi pozostanie choć jeden niewierny. Muzułmanom absolutnie nie chodzi o pokojowe współistnienie – ich jedynym celem jest dominacja, podporządkowanie sobie wszystkich nie podzielających wiary w proroka i albo ich nawrócenie, albo wymordowanie.

A politycznie poprawne media wciąż trąbią, że nas to nie dotyczy, że to wewnętrzna sprawa muzułmańskich społeczeństw gdzieś tam, w Azji i Afryce, że nie powinniśmy się wtrącać, że możemy co najwyżej napominać, słać petycje i, w ostateczności, nałożyć od czasu do czasu jakieś embargo na tych, którzy prawa człowieka łamią najbezczelniej. Media, oczywiście, zbrodnie dżihadystów pokazują, śmierć zawsze dobrze się sprzedawała, ale w taki sposób by nikogo nie urazić, by przypadkiem nie obwinić całej społeczności ale tylko „skrajny element”, fanatyków, którzy oczywiście absolutnie nie są grupą reprezentatywną dla wszystkich muzułmanów. Najlepszym przykładem było przedstawienie niedawnej zbrodni w Londynie, kiedy to dwóch imigrantów z Afryki zamordowało w wyjątkowo bestialski sposób dobosza Lee Rigby'ego – media wciąż paplały, że mordercy o nieeuropejskich rysach, że fanatycy, że nieprzystosowani, wyobcowani, pokrzywdzeni przez system. Ani jeden dziennikarz słowem się nie zająknął, że napastnicy to byli czarni muzułmanie żyjący z socjalu, których brytyjskie społeczeństwo przygarnęło, ugościło i zrobiło wszystko, żeby mogli czuć się jak u siebie. No to się poczuli...

Rozdzielanie islamu na ten radykalny, wojujący i ten drugi, cywilizowany kompletnie mija się z celem. Po pierwsze dlatego, że społeczeństwa muzułmańskie na Starym Kontynencie są wprawdzie wewnętrznie podzielone, jednak na zewnątrz reprezentują monolit a ich członkowie wzajemnie się wspierają. Zwłaszcza przeciwko władzy. Żaden muzułmanin nie wyda policji swojego brata w wierze, nawet jeżeli ten będzie złodziejem, gwałcicielem, mordercą czy terrorystą to zapewni mu schronienie, ukryje go przed wymiarem sprawiedliwości w imię wprost pojmowanej solidarności. Po drugie zaś islamscy terroryści, bandyci spod znaku półksiężyca mogą liczyć na pomoc ze strony  swoich „umiarkowanych” współbraci, którzy – o czym przed chwilą wspomniałem – ukrywają ściganych zbrodniarzy i zapewniają im wsparcie logistyczne, a meczety są często magazynami broni, materiałów wybuchowych i innych środków wykorzystywanych do organizowania zamachów.

Jeżeli europejscy włodarze nie chcą doprowadzić do tego, żeby na ulicach naszych miast rozlała się krwawa fala islamskiej przemocy to muszą jasno powiedzieć: zero tolerancji i ostre restrykcje wobec łamiących prawo z deportacją do kraju pochodzenia włącznie. Niestety, brukselscy decydenci to w większości kompletne mięczaki, które kiedy Szwajcarzy w referendum wypowiedzieli się za zakazem stawiania minaretów przy meczetach wpadli w histerię i zaczęli ględzić o nietolerancji i dyskryminacji. Powiedzmy sobie szczerze: muzułmanie są na naszej ziemi gośćmi i tak się powinni zachowywać a my powinniśmy skupić się na zasadzie wzajemności: chcecie mieć meczet? Chcecie mieć swobodę wyznawania waszej wiary? Nie ma sprawy, ale najpierw zapewnijcie tę swobodę u siebie, w Kairze, Dubaju, Rijadzie, pozwólcie nam wybudować tam kościoły i zapewnijcie bezpieczeństwo. Wtedy możemy zacząć rozmawiać o wolności religijnej dla was w naszych krajach. W przeciwnym razie będziemy was traktować z równą bezwzględnością jak wy chrześcijan: będziemy burzyć meczety, profanować święte miejsca, nie pozwolimy wam się modlić, będziemy deportować i wsadzać do więzień. Jak mówi pismo - „Życie za życie, oko za oko, ząb za ząb, ręka za rękę, noga za nogę” (Pwt. 19,21)...

Alexander Degrejt