Andrzej Grajewski ("Gość Niedzielny") pisze: "Niemieckie środowiska obrońców życia protestują przeciwko planom włączenia testów krwi, służących do wczesnego rozpoznania zespołu Downa do pakietu standardowych usług medycznych, refundowanych przez  kasy chorych. Obecnie takie badanie zalecane są jedynie kobietom, u których ryzyko urodzenia dziecka z zespołem Downa jest wysokie ze względu na wiek, a także w przypadkach, kiedy standardowe badanie prenatalne wskazuje na taką możliwość". Innymi słowy niemieckie ministerstwo zdrowia idzie w ślady nazistowskich Niemiec. Dziecko z zespołem Downa jest dla nich pół-człowiekiem, a może nawet niepełnym-człowiekiem, któremu nie można pozwolić ujrzeć światła dziennego. Ma być zgładzone w brzuchu matki.

Obecnie w Niemczech trzeba zapłacić 500 euro za badania testów krwi. Niemiecki dziennik "Die Zeit" alarmuje, że przez nie to, że badania są nierefundowalne, 90 proc. kobiet w ciąży, które dowiadują się, że mają dziecko z zespołem Downa decydują się na aborcję. Nowy pomysł jest taki, by badaniom na wykrycie tej choroby były poddawane wszystkie ciężarne kobiety.

"Obrońcy życia przekonują, że wprowadzenie testów do pakietu podstawowych usług medycznych będzie formę nacisku na pacjentki, aby nie rodziły chorych dzieci. Dr Michael Kiworr, ordynator kliniki w Mannheim, a zarazem członek stowarzyszenia „Christen im Gesundheitswesen“ (Chrześcijanie w służbie zdrowia), zrzeszającego zarówno katolików, jak ewangelików w rozmowie z ewangelicką agencją prasową powiedział, że gdyby projekt został wprowadzony w życie, nie będziemy mieli  do czynienia z badaniami, ale wstępną selekcją gatunku ludzkiego. W jej wyniku płody narażone na choroby, nie otrzymają szansy na życie. Jakie mamy prawo do takiego osądu, pytał dr Kirworr" - pisze Andrzej Grajewski.

Niemieccy proliferzy mówią wprost: testy wykrywające zespół Downa jest bliski programowi eugenicznemu III Rzeszy. 

mod

Za: "Gość Niedzielny"