Portal Fronda.pl: Dlaczego zawiesił Pan krzyż w Parlamencie Europejskim?

Witold Szpiczyński: Chrześcijaństwo jest fundamentem Europy, od wieków jednoczy kontynent. Jan III Sobieski był pod Wiedniem nie dlatego, że tak umiłował Austriaków, ale dlatego, że trzeba było bronić naszej wiary przed islamem. Takie przykłady z historii Europy można mnożyć długo, ale ja chciałbym zwrócić uwagę na coś innego. Dziś w Europie dochodzi do konfliktu interesów wielu państwa, każde ciągnie w swoją stronę. Mamy poważny kryzys demograficzny, rodzi się coraz mniej ludzi. W siłę rosną za to wyznawcy islamu. Politycy wspierają małżeństwa homoseksualne. To powoduje postępujący rozkład Europy, Unia staje się fikcją.

Jeśli w preambule napisano, że Europa wywodzi się z wartości chrześcijańskich, to przecież nie oznacza, że nie uznajemy obywateli innego wyznania. Zależało mi jedynie na tym, aby podkreślić wartość chrześcijaństwa, jako fundamentu naszego kontynentu. W obliczu tych problemów, o których wspomniałem, powinniśmy się jednoczyć właśnie wokół chrześcijaństwa, bo przecież każdy z europejskich krajów ma chrześcijańskie korzenie.

Skoro tak Panu na tym zależało, to dlaczego nie wystąpił Pan oficjalnie o powieszenie krzyża w PE? Zrobił Pan to w sposób nielegalny, więc jak nie trudno przewidzieć, krzyż nie wisiał w Brukseli zbyt długo.

To było tak samo legalne, jak zawieszenie krzyża w polskim Sejmie. Przecież u nas wyglądało to dokładnie tak samo. Podejrzewam, że gdybym zaczął wysyłać pisma, to nic z tego by nie wyszło. Przez długi czas urzędnicy debatowaliby, czy można to zrobić, czy nie, czy jest to właściwe, czy nie obraża czyichś uczuć religijnych. Nie sądzę, by udało się znaleźć wystarczająco dużo osób, które poparłyby inicjatywę. Pamięć o pomyśle szybko by przepadła, dlatego zdecydowałem się właśnie na taką formę. Liczyłem, że krzyż zostanie w sali plenarnej dłużej.

Tak się jednak nie stało, krzyż po kilku dniach zniknął. Jak to argumentowano?

Problem polega na tym, że takiej argumentacji w ogóle nie było. Skupiono się raczej na mojej osobie i próbowano mi wmówić, że nie miałem prawa wchodzić do sali. A jednak wszedłem, mijając ochroniarzy, z którymi nawet się przywitałem. Nikt mnie zatrzymywał, kiedy poszedłem obejrzeć salę plenarną. Nikt z organizatorów wycieczki do europarlamentu nie poinformował mnie, że nie mogę tego zrobić. Jeśli już coś było w tym nielegalnego, to właśnie zdjęcie krzyża.

Zdjęcie nielegalnie powieszonego krzyża było nielegalne?

Tak, ponieważ w żaden sposób nie uzasadniono, dlaczego tak ma być. Prosiłem o pisemne uzasadnienie tego faktu, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Nikt nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności za tę decyzję. Jedynie szef ochrony parlamentu, pan Mathieu Thomannprzyznał, że ma krzyż, ale nie wiedział już, na czyje polecenie został zdjęty. Krzyż wisiał od piątku do wtorku, czyli pięć dni. To dość długo. Gdyby ludzie, którzy go zdjęli, byli pewni, że postępują słusznie, to pewnie zdjęliby już w piątek.

Był Pan w Brukseli ponownie, by odzyskać krzyż. Ale pańska własność zaginęła.

Ale o tym dowiedziałem się dopiero w parlamencie, bo cały czas otrzymywałem informacje, że krzyż jest i mogę zgłosić się po jego odbiór. Szef ochrony, z którym mailowo korespondowałem, zaprosił mnie do Brukseli, abym odebrał swoją własność. W umówionym dniu przyszedłem do parlamentu razem z wycieczką, organizowaną przez prof. Zdzisława Krasnodębskiego. Spotkałem się z panem Jakubem Surówką, który przekazał mi informację, że po zakończeniu wycieczki otrzymam swój krzyż. Poprosiłem go, aby razem z moją własnością przyniósł mi pismo, w którym zostanie zawarta podstawa prawna dla zdjęcia krzyża.

Co było później, po zakończeniu wycieczki?

Szybko okazało się, że ten pan perfidnie kłamał. Nie doszło do spotkania w umówionym miejscu, gdzie może przebywać każdy – wycieczki, dziennikarze, etc. Zaproszono mnie do biura szefa ochrony PE, gdzie pan Mathieu Thomann powiedział, że nie dostanę krzyża, bo naruszyłem przepisy. Zapytałem, dlaczego i usłyszałem, że nie postępowałem zgodnie z przepisami. Ale nie dowiedziałem się już, o jakie przepisy chodzi. Ponadto, raz już zostałem ukarany – mam dożywotni zakaz wstępu do wszystkich budynków Parlamentu Europejskiego. Szef ochrony powtórzył, że krzyża nie odda i na koniec zapytał: I co mi pan zrobi? Postanowiłem więc, że nie opuszczę budynku PE, dopóki nie otrzymam krzyża.

Przez kilka godzin okupował Pan budynek parlamentu. Co działo się w tym czasie?

Różne osoby przychodziły do mnie, by podejmować negocjacje, m.in. Jakub Surówka. Chcieli wywrzeć na mnie wpływ, abym jednak opuścił parlament. Straszono mnie wzywaniem policji, która mogłaby użyć siły i zamknąć mnie na min. 12 godzin. Po trzech godzinach przyjechał prof. Zdzisław Krasnodębski, zapytał jakie jest moje stanowisko, obiecał pomoc. Po upływie tego czasu rzeczywiście pojawiła się policja. Funkcjonariusze pytali, dlaczego w ogóle znajduję się w tym miejscu, skoro mam zakaz wchodzenia do budynków PE. Odpowiedziałem, że zaprosił mnie pan Mathieu Thomann. Policjanci stwierdzili więc, że nie mogą mnie zatrzymać, skoro jestem jego gościem. Pytali też, dlaczego nie mogę odzyskać krzyża, skoro właśnie po to przyjechałem. Wtedy okazało się, że krzyż zaginął, a skoro zaginął, to znaczy, że był przechowywany w niegodny sposób. Funkcjonariusze zapytali więc, czy w takiej sytuacji będę żądał zadośćuczynienia. Odpowiedziałem, że najlepszą formą będzie zawieszenie krzyża z powrotem. Jeśli tak się nie stanie, a krzyż się nie znajdzie, to mam podejrzewać, że pan Mathieu Thomann jest złodziejem i nie powinien piastować tak poważnej funkcji? Policjanci przyjęli zgłoszenie kradzieży i udaliśmy się na komisariat.

Czyli opuścił Pan budynek PE.

Tak, policjanci rozwiązali problem ochroniarzy, którzy nie umieli mnie wyrzucić z parlamentu. Na komisariacie przyjęli ode mnie zgłoszenie kradzieży przez pracowników PE. Druga sprawa, jaka się toczy, dotyczy obrazy uczuć religijnych.

Rozumiem, że postępowanie w obu tych sprawach prowadzi brukselska policja i obecnie czeka Pan na wyniki tego działania?

Obecnie toczą się właściwie trzy sprawy. Czekam na odpowiedź PE, gdzie jest krzyż. Urzędnicy twierdzą, że gdzieś go mają, ale sami nie wiedzą, gdzie. Po drugie, oczekuję uzasadnienia, na jakiej podstawie zdjęto krzyż. Tutaj nie mogę odpuścić, bo to oznacza, że każdy może wejść do parlamentu, zabrać krzesło, stół czy cokolwiek innego i sobie wyjść. A w końcu po trzecie, złożyłem zawiadomienie o kradzieży. Szef ochrony przyznał, że posiada krzyż. Chciałbym wyjaśnienia, w jaki sposób wszedł w posiadanie mojego przedmiotu. Czy przywłaszczył go sobie? Do tego dochodzi jeszcze jedna sprawa - jeżeli krzyż był niegodnie przechowywany, to obrażono uczucie religijne moje i milionów katolików, obywateli Unii Europejskiej. Liczę też na to, że polscy europosłowie upomną się o krzyż i wskazanie winnych nadużycia, do którego doszło.

Rozm. MaR