Czy znasz prawdziwy ból? Doświadczałeś go kiedyś? Taki nie do zniesienia, a jednak trzeba go przeżyć. Nie raz, nie dwa, ale niemal codzień, gdy powraca. Ty wiesz, że on przyjdzie nie na chwilę (jak przy borowaniu zęba), ale na kilka godzin, może dwie, a niekiedy na cztery. Czekasz na ból, ale zarazem masz cichą nadzieję, że może tym razem Bóg oszczędzi ci tego ponownego doświadczenia i ból cię ominie. A jednak nagle zaczynasz czuć, że to już czas, że nadchodzi i gnieździ się w twoim ciele coraz mocniej, z minuty na minutę. Ognisko rozpala się w tobie, a ty coraz bardziej czujesz swoją bezsilność, bezradność papieru trawionego przez ogień.


Ból przekracza kolejną granicę. Przez pewien czas ból znosisz. Modlisz się ofiarowując modlitwę w różnych dziennych intencjach (m.in. za nawrócenie ateistów, za konających o ich szczęśliwą śmierć, o trwałość rodzin, w intencji Ojczyzny). Najdłużej wypowiadasz słowa modlitwy do Anioła Stróża. Krótka, melodyjna, przechodzi nawet przez zaciśnięte zęby.


Walka z czasem i z bólem. Coraz bardziej miotasz się na szpitalnym łóżku i wypowiadasz już tylko pojedyńcze słowa, coraz mniej zrozumiałe. Po chwli z twego gardła wydobywa się już tylko skowyt, a z oczu same płyną łzy, których nie jesteś w stanie opanować. Nie wstydź się łez, nie masz na nie wpływu. Wyciska je ból - swoista łaska. Ofiarowujesz cierpienie Chrystusowi, niech nim dysponuje dla tych, którzy potrzebują go najbardziej.


Jakże ten ból długo trwa, nieznośne długo. (Najchętniej wyrwał byś z siebie własnymi rękami bolące miejsce.) Chyba wszyscy za ścianami słyszą krzyk z twego gardła, wycie bez myśli, bez kontroli. Jesteś już spocony z tej walki, choć wijesz się na kocu. W pewnej chwili wołasz do pielęgniarki: dajcie jeszcze jakiś lek. (Poznajesz różne leki przeciwbólowe: morfinę, pyralginę, tramal, ketonal...) Dopiero kumulacja trzech leków daje niewielką ulgę, najwcześniej po półtorej godzinie - czasowe mistrzostwo świata.


W końcu ból nieco ustępuje, powoli, ale jakby nie chciał się poddać. Wraca falami. Ból wygina jeszcze twoje ciało, potrząsa nim ostatni raz, a poźniej czujesz, że może być już tylko lepiej. Cichniesz, łzy bólu już nie roszą poduszki szpitalnego łóżka. Ból jeszcze czujesz, ale już możesz myśleć logicznie, rozmawiać - do tego poziomu bólu już się przyzwyczaiłeś. Znów nakrywasz się kocem, zmęczony zmaganiami. Nawilżasz spieżchnięte usta - okrzyk całkiem je wysuszył. Wiesz, że przetrwałeś kolejny atak potwornego bólu, za który dziękujesz Bogu. Jak mówią lekarze: to musi boleć! Bo nie jest prawdą, że w XX w. całkowicie rozwiązano problem bólu.

* * *
Dziękują lekarzom i pielęgniarkom, którzy pomogli mi przetrwać najtrudniejsze chwile. Ból zaczął ustępować, gdy kończyłem odmawiać Nowennę Pompejańską. To nie był przypadek, bo katolicy nie wierzą w przypadki.

Artur Górski, poseł PiS