Od kilku dni w mediach trwa festiwal nienawiści wobec idei Deklaracji Wiary, a także lekarzy, którzy odważyli się ją podpisać. Choć w samym tekście nie znajdziemy niczego szokującego (no chyba, że kogoś szokuje fakt, że życie ludzkie jest święte i należy je chronić), to lewicowi publicyści i komentatorzy rwą włosy z głowy, jakby podpisanie deklaracji miało być tożsame z „leczeniem wodą święconą” a nie farmaceutykami.

Bardzo ostro na temat deklaracji wypowiedziała się niezawodna prof. Monika Płatek, która wprost wezwała, by lekarze, którzy ją podpisali, złożyli rezygnację. „Powiedzieli wyraźnie, że nie będą nic robić” – argumentowała.

„Ja nie wiem, czy ci lekarze, studenci, ratownicy medyczni, pielęgniarki przeczytali to, co podpisali. Nie wiem, czy działali z własnej woli, czy pod wpływem presji. Natomiast oni powiedzieli, że uznają że ciało ludzkie i życie, będąc darem Boga, jest święte i nietykalne. Ciało podlega prawom natury, a naturę stworzył Stwórca” – grzmiała feministka. Jej zdaniem, deklaracja wiary jest „czystą herezją”. „Dlatego, że uznają się za kolesiów Boga, którym Bóg daje prawo do tego, żeby decydować o tym, kto może, a kto nie” – bredziła w programie Moniki Olejnik.

Nie docierały do niej tłumaczenia posła Andrzeja Jaworskiego, że podpisanie deklaracji wcale nie oznacza zaprzestania leczenia zgodnie z posiadaną wiedzą. Oznacza jedynie to, że sumienie nie pozwala takiemu lekarzowi na przykład na zabijanie ludzi (program Moniki Olejnik można zobaczyć TUTAJ)

Głos w sprawie deklaracji zabrał także wiceminister zdrowia, który stwierdził, że lekarze podlegają prawu, więc naiwnym jest myślenie, że prawo boskie stoi ponad prawem ziemskim. „Chyba jedynym takim krajem jest Iran” – skwitował Sławomir Neumann. Dodał również, że deklaracja nie ma żadnego znaczenia prawnego.

Beb/Natemat.pl/Dziennik.pl/IAR