W dniu kiedy mocniej zastanawiamy się nad chrztem – dzisiaj obchodzone jest święto Chrztu Pańskiego – pragniemy przytoczyć pełen zapis ciekawej dyskusji trzech wybitnych profesorów – Marka A. Cichockiego, Bogusława Doparta i Krzysztofa Koehlera – którzy dyskutowali o chrzcie Polski i początkach naszego państwa. Dyskusja miała miejsce 8 listopada ubiegłego roku i była związana z premierą nowego rocznika Teologii Politycznej zatytułowanego „1050”

Prof. Marek A. Cichocki: Pretekstem do spotkania jest najnowszy numer naszego rocznika. Tym razem chcieliśmy się zastanowić nad 1050. laty obecności chrześcijaństwa w Polsce i wymyśliliśmy, żeby tę historię opowiedzieć poprzez intelektualne portrety poszczególnych reprezentantów myśli chrześcijańskiej w Polsce, sięgając do samych początków. Pomysł okazał się karkołomny, gdyż pełnej galerii takich osób albo nie można ułożyć, albo byłoby to przedsięwzięcie rozłożone na wiele lat lub nawet kilka pokoleń, jak jest w przypadku niektórych opracowań encyklopedycznych, realizowanych od pierwszej połowy XIX wieku. Pokazuje to kryjącą się za numerem ogólną potrzebę, by obecność chrześcijaństwa w polskiej historii i kulturze nieustannie przemyśliwać na nowo. Być może nie ma tutaj lepszego pomysłu niż wzięcie na warsztat tekstów autorów, którzy przed nami to robili, żeby jeszcze raz zastanowić się czego możemy się od nich dowiedzieć i nauczyć w tym temacie. Zacznijmy może od zastanowienia się dlaczego polskości nie da się opowiedzieć inaczej jak tylko przez doświadczenie wielu setek lat obecności chrześcijaństwa, choć – zwłaszcza ostatnio – podejmuje się próby odejścia od takiej koncepcji, jako nienowoczesnej i jednostronnej, które jednak spełzają pn na niczym. Skąd tak silny związek, będący we współczesnej Europie przypadkiem dosyć szczególnym, zagadkowym, by nie powiedzieć problematycznym?

Prof. Krzysztof Koehler: Rzeczywiście trudno sobie wyobrazić jakąś inną narrację. Z chrześcijaństwem przyszła do Polski kultura piśmiennicza i forma zapisu pamięci. Później pojawił się alfabet i pismo, pierwsze próby historyczne i literackie. Znam slawistkę Jolantę Doschek, która próbuje zrekonstruować przedchrześcijańską literaturę polską na postawie pieśni ludowych i powtarzających się w nich fraz. Wszystko to jest kulturą, która tworzy naszą świadomość. W jednym ze swoich paryskich wykładów Mickiewicz powiedział, że o jeśli na zachodzie Europy zginie katolicyzm, pozostaną tam resztki municypialności rzymskiej, zaś jeśli chrześcijaństwo umrze w Polsce, to jej kultura na niczym się już nie ostoi. Jest więc jakaś konieczność istnienia tej refleksji w obrębie chrześcijaństwa. Szczególnie przy dawnych epokach powstawałby problem jak odczytywać ich literaturę z pominięciem zagadnień i tradycji budowanych przez chrystianizm. Wszyscy pisarze, począwszy od Frycza-Modrzewskiego, tworzyli w kontekście chrześcijańskim. Może z czasem pojawią się narracje zdolne dokonać takiego rozdziału...

Prof. Marek A. Cichocki: Ale czy właśnie u twórców z początku XV i XVI wieku nie można by się dopatrywać źródeł opowiedzenia polskości nieco w opozycji do chrześcijaństwa? Weźmy Kallimacha lub Jana Kochanowskiego, którzy sięgają po greckie mity i bóstwa i idą w kierunku krytykowanym jako odejście od pewnej tradycji patrzenia na polską kulturę. Pamiętam teksty Szujskiego i Bobrzyńskiego, którzy wskazywali, że być może był to pierwszy moment stworzenia. Szujski napisał nawet sztukę "Długosz i Kallimach", w której przeciwstawił te dwie postaci.

Prof. Krzysztof Koehler: Z Kallimachem jest w ogóle problem, czy można go zaliczać do autorów literatury polskiej, czy traktować jako przemieszkującego jakiś czas w Dunajowie i Krakowie włoskiego poetę. Kochanowskiego czyni się poetą ponadwyznaniowym, który pisze o Bogu Kościół Cię nie ogarnie; jest to w zasadzie jedyny argument na jego ponadwyznaniowość. Gdy przeczyta się Satyra albo Dzikiego męża można być zaskoczony obecnością retoryki kontrreformacyjnej. W podobnym poemacie z tego czasu, to jest w Zgodzie, czegoś takiego nie ma. Poglądy Kochanowskiego są zaskakująco bliskie tym, które wyznawał Piotr Skarga; jak gdyby byli z jednego obozu polemicznego. W centrum zainteresowań Kochanowskiego stoi tradycja kultury chrześcijańskiej, co zauważył już Zygmunt Kubiak. Za swoje największe dzieło uważał Psałterz Dawidów; bije tutaj duma z próby przyswojenia współczesnej polszczyźnie Księgi Psalmów. Treny to z kolei koniec wędrówki chrześcijańskiego humanisty. Poza tym w polskim Odrodzeniu istniało połączenie wątków antyczno-rzymskich z tymi, które wiązały się z kulturą lokalną, więc i chrześcijaństwem. Tak jak z romantyzmu uczyniono w procesie zapisu historycznoliterackiego "straszak"; powstała sinusoida – raz zabobon, raz racjonalizm; jak Średniowiecze nie przejawiało tendencji do sprowadzania w dół, tak polski Renesans nie był "anty" w stosunku do katolicyzmu i można stwierdzić, że wszyscy nasi pisarze tamtego okresu nie byli niechrześcijańscy, może za wyjątkiem Kallimacha, któremu jednak nie zajrzymy w duszę... Nawet Krzycki i Dantyszek, światowi poeci, którzy mogliby uchodzić za innych światopoglądowo, nie mówiąc o Janickim.

Prof. Bogusław Dopart: Jak najsłuszniej czytamy we wstępie prof. Cichockiego i red. Karłowicza [do tomu „1050” – red.], nie ma żadnej Polski przed chrztem. Jest historia Piastów i Polan: materialna, polityczna czy religijna ludów zamieszkujących terytorium państwa Mieszka czy Chrobrego, ale to historia składowych, które Polską dopiero będą. Polska nie przyjęła chrztu, lecz się wraz z chrztem stała.  Oczywiście możemy powiedzieć, że żywioły czy komponenty historyczne bytów Polski i Polaków są bardzo różne. Tworzyła się przez wieki, procesualnie, agregacyjnie. To synteza żywiołów, jak Antyk, który przyszedł wraz z chrześcijaństwem. Każdy, kto był w Rzymie, przypomina sobie w różnych miejscach, nawet na Zatybrzu, tę właśnie prawdę, że wczesne chrześcijaństwo kształtowało się poprzez wspaniałą adaptację Antyku, także polityczności – w pewnym zakresie i w pewnych aspektach. W polskim pisarstwie mówimy o tym od samego początku, jeśli przyjąć zań kronikę Kadłubka. Wiemy, że przed chrztem były szlaki handlowe, przybywali ludzie z różnych stron, w tym Rzymianie, ale gdybyśmy dzisiaj próbowali wiązać z pierwszymi ich wizytami jakikolwiek aspekt naszej polskości byłoby to zabawne. Nie walczyliśmy z Cezarem i nie odnosiliśmy przewag nad Aleksandrem. Co do Sławiańszczyzny – można szukać, dłubać, wiercić. Takie badania prowadzono już od dawna – robili to romantycy za poduszczeniem Zoriana Dołęga-Chodakowskiego. Jego apologetyczna rozprawa O Sławiańszczyźnie przed chrześcijaństwem z 1818 roku stworzyła w polskiej kulturze nurt próbujący pokazać, że między żywiołem archetypowym a naleciałym trwa wieczysty konflikt przechodzący przez ludzkie dusze i wywołujący miażdżący skutek. Nurt ten był w mniejszym stopniu oparty na archaice sławianizmu, a w większym na innych żywiołach. Klątwa jest modernistycznym dramatem w wielkim stylu, używającym pewnej legendy sławiańskiej, by opowiedzieć problemy swojego czasu. Nie będziemy więc robili żadnego problemu ze słowiańskich komponentów i panteonów, których zresztą najprawdopodobniej nie było. Nasza historyczność wywodzi się z [zagłuszone], z którą chrześcijaństwo ma stale problemy kilku rodzajów. Pierwszy to głęboki archaizm człowieka i ludzkości. Tak jesteśmy skonstruowani, że poczucie tragicznej zawisłości od fatum i widoczna od X wieku skłonność do magii były i będą, a ostatnio się nawet nasilają. Drugi problem dotyczy pogańskiego immanentyzmu, czyli skłonności, by Boskość czynić zjawiskiem wewnątrzświatowym; jest to cecha naszej kultury. Resztki religijności w zlaicyzowanym zachodzie, o ile nie są chrześcijańskie, stanowią relikt pogaństwa, o ile nie jest to rodzaj gnozy, która depcze chrześcijaństwu po piętach od pierwszych wspólnot. Problem z gnozą to problem wewnętrznego zbawiciela: z jednej strony skłonność do stawiania siebie w roli zbawczej, z drugiej, jak pokazywali to Voegelin czy Ricoeur, rozmaite warianty gnozy zlaicyzowanej, tworzące potworności ideologiczne najgorszego rodzaju (nazizm, komunizm itd.). To wszystko jest już wtedy, gdy Polska się tworzy i jest historia, czyli gdy jest świadomość, że nie ma i nie będzie Królestwa Bożego na Ziemi "zainstalowanego" ludzkimi rękami. W świecie, w którym jest główny autorytet kapłański i cesarz, są podziały racji itd., tę lekcję przerabiamy od początku, bo polityka Bolesława Chrobrego w stosunku do cesarstwa jest zmienna, chwiejna, sprytna, pragmatyczna (albo i nie; np. Mickiewicz go krytykuje za pewne rzeczy). Potem przechodzimy to znacznie boleśniej, kiedy jest ciężka walka, militarna i dyplomatyczna, z zakonem krzyżackim; nawiase mówiąc Paweł Włodkowic jest jedną z postaci, która w galerii Polaków 1050-lecia jest bardzo wskazana. Wchodzimy w świat, który jest światem chrześcijaństwa nękanego już przez wszystkie zjawiska europejskiej kondycji historycznej. Z drugiej strony, co oznacza ono dla nas? Mamy to, z czym wielu z nas jest osobiście i intymnie związanych: rzymski katolicyzm w wersji ortodoksyjnej, nie bez komponentów religijnego indywidualizmu, nierzadkich w romantyzmie prób synkretyzacji czy naiwnych herezji, takich jak pewien typ tradycjonalizmu, który jest u Henryka Rzewuskiego, idea powstrzymania w ruchu pielgrzymującego świata. Rzewuski był krytyczny, mądry, esprit fort, ale był także człowiekiem, który w połowie XIX wieku ośmielił się chwalić najwulgarniejszą kastowość. Jest i inna wersja chrześcijaństwa. Świat Polski jagiellońskiej to w dużej mierze wschód i Bizancjum. Od kardynała Hozjusza mamy niezwykły moment w stosunkach między państwem a Kościołem. Hozjusz, pierwotnie bardzo popierany przez Zygmunta Augusta, forsującego opór stanów pruskich, gdy został on biskupem warmińskim. Na soborze trydenckim Hozjusz przewodniczy obradom, a król zaczyna sądzić, że jego zapał kontrreformacyjny idzie za daleko i – ponieważ nie jest "panem sumień" – dystansuje się od niego. Bardzo interesująca chwila w historii polskiej polityczności i religijności, w pewnym sensie taka sama jak konflikt Bolesława Śmiałego z biskupem Stanisławem. Być może nawet porównywano te dwie sytuacje. Na szczęście spór Hozjusza i Augusta nie był ani tak dramatyczny, ani nie skończył się przelaniem krwi.  Chrześcijaństwo to również to z czym ono do nas przychodzi, czyli np. ze wspomniana tradycja antyczna, ale w moim przeknonaniu również coś, co przenika do głębszych warstw tektonicznych polskiej kultury i staje się źródłem orientacji etosowej i politycznej, u ludzi o światopoglądzie ateistycznym, uprawiających np. całkowicie laicką sztukę. To jest u nas bardzo ważne i głębokie. Chrześcijaństwo, dzięki oddziaływaniu nawet daleko poza swoimi uchwytnymi granicami, tworzy nie ciągłość, ale jedność dzieł naszej wspólnoty symbolicznej.

Prof. Marek A. Cichocki: Pomówmy teraz o formach historii krytycznej obecności chrześcijaństwa w Polsce, które zawsze się pojawiają, kiedy o nim mówimy. Jeden spór, który można by tu przyporządkować przebiega między Polską przed i po chrzcie. Jak frapująca zagadka powraca pytanie: jak to się stało? Zakładając z pewnym prawdopodobieństwem, że przed chrztem coś było i jakiś czas trwało jest zastanawiające "cięcie noża". Potem remisja po śmierci Mieszka II, krwawy epizod, który nie zawrócił procesu chrystianizacji Polski. Pozostaje kwestia polityki zapomnienia i wyparcia, która potem powraca w koncepcjach wydłubania i odkopania tego co jest wartościowe, ale zostało wyparte. Jeden z przykładów historii krytycznej dotyczy kontrreformacji, która jest traktowana jako akt zamknięcia jakiejkolwiek szerszej dyskusji na temat chrześcijaństwa w polskiej kulturze, łączony z absolutystycznymi zapędami Zygmunta Wazy; akt stanowiący czarną historię odejścia od wielokulturowości i wielowymiarowości. Drugi przykład to romantyzm, gdy poprzez mesjanizm zaczęto redukować wszystkie osiągnięcia, jakie miało nam przynieść Oświecenie. Nie chodzi już nawet o Oświecenie zachodnie, ale polskie, jak np. "demontaż" Kadłubka przez Ignacego Krasickiego, który wszczepił podejrzliwość czy prześmiewczość wobec jego spuścizny; trzeba ją potem będzie ratować, jak robi to dzisiaj w swoich publikacjach Jacek Banaszkiewicz. Pierwsza księga Kroniki to nie jest przecież tekst jakiegoś mitomana zarzucającego czytelnika fantastycznymi historiami; ma to sens i głębokie znaczenie. Także romantyzm będzie potem – od Brzozowskiego po Dmowskiego – stawiany pod pręgierzem jako ta tradycja, która przez specyficzne podejście do chrześcijaństwa cofnęła nas w "dziecinność", przede wszystkim w polityce, i wytworzyła niezdolność bardziej pragmatycznych podejść do rzeczywistości...

Czytaj całą rozmowę na łamach "Teologii Politycznej"

ol/Teologia Polityczna