Na łamach „Tygodnika Powszechnego” ukazał się artykuł o. Kaspera Kapronia OFM, który, jak komentuje portal pch24.pl, „nie bez satysfakcji obwieszcza koniec Christianitas”. Idzie tu o epokę niepodzielnego panowania Jezusa Chrystusa nad życiem chrześcijan, które nastało dzięki nawróceniu Konstantyna Wielkiego, a, jak pisze chyba nie do końca niesłusznie Kaproń, zakończyło się wraz z Soborem Watykańskim II. Nie do końca słusznie, bo o ile na Soborze Kościół rzeczywiście uznał koniec tej epoki, to faktycznie skończyła się znacznie wcześniej, być może już w XVI wieku, wraz z odejściem znacznej części Europy od Kościoła świętego.

Nie o to jednak idzie. Jak wskazuje portal pch24.pl, jest rzeczą zastanawiającą, że katolicki ksiądz i zakonnik cieszy się z ograniczenia wpływów chrześcijaństwa. „Chociaż spóźniony o kilka wieków, Sobór Watykański II skończył z paradygmatem Christianitas. Wydarzenie to może być wspaniałą okazją dla całego Kościoła, aby chrześcijaństwo mogło w całkowicie nowym stylu rozpocząć swoją misję. Stwarza bowiem okazję do przejścia z Kościoła tradycyjnego i Kościoła mas do Kościoła ludzi wolnych i głęboko przekonanych do wyznawanej wiary” – pisze o Kaproń. „Z Kościoła klerykalnego identyfikowanego z hierarchią do Kościoła społeczności ludu Bożego, gdzie wierni świeccy stanowić będą większość i to oni staną się protagonistami dzieła nowej ewangelizacji” – dodaje.

Kościół miałby być „małą trzódką” rozsianą po całym świecie i żyjącym w diasporze, nie zajmującą się prawem i doktryną, ale „doświadczeniem osobistego spotkania z Panem”.

A więc mieliśmy czasy, które – przy całej swojej brutalności – były okresem panowania prawa Bożego. Gdy każdy człowiek, od najprostszego chłopa aż po wszechwładnego króla, drżał przed imieniem Bożym i padał krzyżem na myśl o sądzie Chrystusowym. W czasach tych, gdy na każdym kroku oddawano Mu cześć, ludzie mieli pełną świadomość niesamowitości życia, zawieszonego między śmiercią wieczną a zbawieniem. To według o. Kapronia miało być złe. Dzisiaj państwa mają Jezusa Chrystusa w głębokiej pogardzie. Nikt nie przejmuje się Jego Imieniem, pozwala się na ohydne profanacje, na pomiatanie Jego Kościołem. Czasy te, w których w Boga nie wierzy już prawie nikt, mają być dobre!

Kim jest duchowny, który wydaje takie sądy? Czy to mądrość, czy może dziwna przewrotność i niewytłumaczalna na gruncie miłości do człowieka i Boga Schadenfreude?

bjad