Z Polakami jest jeden zasadniczy problem- nie doprowadzają ważnych spraw do samego końca, nie wykorzystują szans, które najczęściej sami z trudem sobie wypracowali. Zatrzymują się gdzieś w pół lub w ćwierć drogi, kiedy trzeba postawić kropkę nad i. Zazwyczaj rozpoczynają jakiś istotny, ważny projekt, a potem, czy to znużeni wysiłkiem, czy zniechęceni przez oponentów, czy zaskoczeni śmiałością własnych pomysłów, porzucają rozgrzebany temat, albo korygują go, przycinając do rozmiaru karykatury. Czy dzieje się tak przez brak determinacji i konsekwencji w działaniu? A może przez lekkomyślność słowiańską i dobre serce, którego porywami tak często kierują się nasi rodacy? W każdym razie przysłowie o dobrym sercu i twardej d. w przypadku naszej nacji sprawdza się niezwykle często.

Zawsze można zrzucić winę na niesprzyjające okoliczności i opór materii. 608 rocznicę utracenia jednej z największych takich szans obchodziliśmy w ostatnich dniach. Wiadomo, bitwa grunwaldzka i ucieczka resztek wojsk krzyżackich do Malborka. Nie udało się nam, do spółki z Litwinami, wypalić tej gangreny żywym żelazem, zawarliśmy Pokój toruński, w konsekwencji czego mieliśmy z Krzyżakami problem przez kolejne 100 lat z okładem. Może jest to przykład odległy i górnolotny, jednak uniwersalny, zrozumiały dla wszystkich, a co ważniejsze, i co gorsza, jest to mechanizm aktualny i powtarzający się do dziś.

Żeby nie sięgać w zbyt daleką przeszłość, podobnie było w przypadku przemian ’89 roku, zakończonych Okrągłym Stołem, czy w przypadkach bardziej współczesnych projektów pomniejszych, takich jak zapowiadane reformy państwa po wyborach 2015 r., obrona lokalizacji Pomnika Katyńskiego, konflikt z Izraelem o nowelizację ustawy o IPN, czy w przypadku rozpoczętych ekshumacji w Jedwabnem. Wszystkie te szczytne misje kończyły się podpisaniem jakiegoś zgniłego kompromisu, który musiał być odtrąbiony jako sukces Polski. Nie było innego wyjścia.

Czy to jest polska cecha immanentna? Czy też nieumiejętność przeciwstawienia się naciskom zewnętrznym, brak zdolności rozpoznania blagi, kłamstwa, cwaniactwa drugiej strony, która z naszej uczciwości, szlachetności, a może też z naszych zaniedbań i lenistwa próbuje zrobić użytek? Przeciwnikom zazwyczaj udaje się zachować lub zyskać uprzywilejowane pozycje, a przy okazji nabić sobie naszym kosztem kabzę, odsądzając nas wszystkich od czci i wiary.

Jeśli komuś się wydaje, że jest to analogia niepraktyczna, naciągana, zbyt grubymi nićmi szyta, to wystarczy przyjrzeć się zatrzymanej w połowie reformie sądownictwa. Uprzywilejowana kasta przez ostatni rok zdążyła okopać się na swoich stanowiskach, w stowarzyszeniach i fundacjach, skąd okładają polskie państwo i rząd oskarżeniami o łamanie praworządności, donosami do Brukseli, bojkotami obowiązujących ustaw i działających zgodnie z prawem instytucji. O wydawaniu wyroków na skorumpowanych polityków i przestępców w białych kołnierzykach mowy być nie może. Prokuratura kieruje akty oskarżenia a nadzwyczajna kasta wypuszcza na wolność albo wydaje łagodne wyroki w zawieszeniu.

Przyjrzyjmy się funkcjonującym w Polsce mediom. Udało się jedynie odzyskać dla społeczeństwa telewizję publiczną i sprowadzić do należnej jej roli Gazetę Wyborczą, której sprzedaż spadła kilkukrotnie. Ale niemieckie i gadzinowe media nadal hasają sobie po naszej świadomości bez przeszkód, opamiętania i umiaru. Narracje i wytyczne płyną szerokim strumieniem z Berlina, Zurychu, Brukseli, Waszyngtonu, Moskwy i Tel Awiwu.

Podobnie rzecz się ma z oczyszczaniem państwa z wrogiej agentury. Trudno sobie wyobrazić walkę z obcymi wywiadami, jeśli nie wyeliminuje się wpierw agentury lokalnej, która oddała się do dyspozycji obcych państw. I tu znów zatrzymaliśmy się w pół drogi, o ile nie bliżej. Od ponad 10 lat znamy raport z likwidacji WSI, jednak do dziś nie wiemy co znajduje się w słynnym i tajemniczym aneksie do tego raportu. Co prawda prezydent Duda obiecał nam w kampanii odtajnienie tego raportu, ale ponad trzy lata po wyborach nie dowiedzieliśmy się czy jakakolwiek kopia tego aneksu nadal istnieje.

Nie sposób jest nie wspomnieć przy tej okazji o zatrzymanej w 2001 r. ekshumacji w Jedwabnem i utajnieniu części dokumentacji, dotyczącej przeprowadzonych wówczas prac. Dziś, 17 lat po tej katastrofalnej decyzji doświadczamy kolejnej fali ataków i fałszywych oskarżeń. A wystarczyło przeprowadzić te prace rzetelnie i uczciwie do końca. To zaniechanie może być dla nas jednym z najbardziej kosztownych i brzemiennych w skutki.

Sukcesy gospodarcze obecnego rządu, walka z mafiami paliwowymi i wyłudzeniami VAT, przywrócenie godności milionom Polaków, dla pokonanych w wyborach w 2015 r. i dla ich zagranicznych mocodawców nie mają większego znaczenia. Warunek zatrzymania ataków na Polskę jest jeden- powrót do władzy poprzedniego układu. W przeciwnym razie- wojna!

Jak bliska naszym czasom jest analogia z ucieczką niedobitków krzyżackich i przeczekaniem „trudnych czasów” w zamku malborskim niech świadczy fakt, że chociaż w średniowiecznej twierdzy funkcjonuje dziś historyczne muzeum, to na przeczekanie PiS-owskiej nawałnicy buduje się dziś zamki w puszczach i ostępach leśnych, osuszając przy tej okazji jeziora.

Za kilka dni będzie pierwsza rocznica prezydenckich wet ustaw sądowych, które dały sygnał do zatrzymania reform w Polsce i były przyczyną najpoważniejszego jak dotąd kryzysu w obozie Zjednoczonej Prawicy. Czy dziś ktoś pamięta jak rozwydrzone towarzystwo obrońców demokracji podziękowało prezydentowi Dudzie za zablokowanie dwóch z trzech kluczowych ustaw? Na marszach protestacyjnych pojawiły się dwa rodzaje haseł, domagających się trzeciego weta od prezydenta RP: wersja łagodniejsza- „wetuj Adrian” i wersja mniej łagodna- „wetuj ch..ju”. Tak zwykli dziękować wrogowie państwa polskiego za pójście z nimi na kompromis. Pamiętajmy o tym.

Paweł Cybula