Zenon Chocimski
Sprzymierzeńcy z ducha
Naród węgierski, który obronił przed bolszewickim najazdem strupieszałą Europę - wbrew niej samej -został następnie przez tę Europę zdradzony. Mimo toów naród nadal pozostał wierny idei europejskiej, chociaż sama Europa się jej zaparła.
W dziejach polskiej humanistyki za największego znawcę duszy i mentalności rosyjskiej uchodzi powszechnie Marian Zdziechowski. Niegdysiejszyrektor Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie byl bliskim znajomym m.in.książąt Eugeniusza i Sergiusza Trubeckich, Włodzimierza Sołowjowa,Dymitra Mereżkowskiego czy Lwa Tołstoja, którego odwiedzał w JasnejPolanie. Pisał o Czaadajewie i Dostojewskim, Rozanowie i Leontjewie,Chomiakowie i Bierdiajewie. Wydał wiele książek poświęconych Rosji, m.in.Wpływy rosyjskie na duszę połską(1920) czyEuropa, Rosja, Azja(1922). Małokto jednak wie, że Marian Zdziechowski był również jednym z najwybitniejszych w mijającym stuleciu polskich znawców problematyki węgierskiej.
„Polacy, gdziekolwiek mieszkają i jakimkolwiek hołdują poglądom, mają tradycyjną miłość do Węgrów, ale o Węgrzech nie wiedzą prawie nic. Odnosi się tonie tylko do odległej przeszłości tego kraju (...) ale również do przeszłościbliskiej i teraźniejszej". To zdanie Czesława Miłosza, wypowiedziane czterdzieści lat temu, zachowuje nadal swą aktualność. Wśród Polaków dominujewielka do Węgrów sympatia i jeszcze większa ignorancja.Do wyjątków należy postawa Mariana Zdziechowskiego, który głębokowniknął w mentalność Węgrów, w ich kulturę, politykę i religijność. Wielerazy przebywał na Węgrzech i nawiązał tam szereg cennych znajomości, m.in.z ostatnim ministrem spraw zagranicznych Austro-Węgier, hrabią Gyulą Andrassym czy z regentem Węgier, admirałem Miklósem Horthym. Doktorhonoris causauniwersytetu w Szeged, był autorem takich książek, jakTragediaWęgier a polityka polska(1920),Węgry i dookoła Węgier(1933) czy Węgry i Polskana przełomie historii(1937).
W pracach tych, dzięki którym zasłużył sobie namiano najbardziej konsekwentnego hungarofila w II Rzeczpospolitej, głosiłkonieczność sojuszu polsko-węgierskiego, opartego nie tylko na interesiepolitycznym, ale i na trwalszych podstawach kulturowych i religijnych. Jegozdaniem Polaków i Węgrów łączył wspólny etos cywilizacyjny.W obliczu narastającego niebezpieczeństwa nacjonalistyczno-nazis-towskiego na Zachodzie oraz socjalistyczno-bolszewickiego na WschodzieZdziechowski uważał, że jedyną siłą w Europie Środkowej zdolną oprzeć siętym dwu agresywnym potęgom może być sojusz polsko-węgierski. Jegozdaniem w Europie tylko Polacy i Węgrzy w latach 1919-20 rozpoznali trafnieistotę zagrożenia komunistycznego.
Oba te narody zatrzymały pochód czerwonego terroru: Węgrzy stłumili rewolucję Beli Kuna, Polacy zaś pokonaliarmię Tuchaczewskiego. „Naród Madziarów - pisał Zdziechowski - wrócił doswego posłannictwa dziejowego jako przedmurze chrześcijaństwa i w 1919roku obronił strupieszałą Europę - i powiedzmy obronił wbrew jej woli - odnawały bolszewickiego barbarzyństwa. I myją obroniliśmy w 1920 roku."Charakterystyczna jest zwłaszcza postawa Węgrów wobec fiaskawyprawy kijowskiej Piłsudskiego. Kiedy bolszewickie oddziały nacierały naWarszawę, kiedy niemieccy kolejarze i brytyjscy dokerzy strajkowali tylko poto, aby dostawy broni nie dotarły do walczącej z Sowietami Polski, Węgrzy jako jedyni w Europie zaproponowali Polakom pomoczbrojną w postaci wysłania swoich żołnierzy. Nie doszło dotego na skutek protestu Czechosłowacji, która nie zgodziła siętranzyt obcych wojsk przez swoje terytorium. Praga nie przepuściła też węgierskich transportów amunicji. W końcu okrężnądrogą, przez Rumunię, kilkadziesiąt wagonów zapełnionychamunicją z budapesztańskiej fabryki Csepel dotarło doWarszawy.Jakże postawa Budapesztu - zauważa Zdziechowski - kontrastowała z postawą Pragi: w czasie kiedy Węgrzy oferowalipomoc, Czesi, wykorzystując zwycięstwa bolszewickie na froncie wschodnim, uderzyli od południa na Polskę i rozpoczęlimarsz na Kraków.
Mimo tych doświadczeń - nie mógł sięnadziwić Zdziechowski - polityka rządów II Rzeczpospolitejwobec Budapesztu była o wiele chłodniejsza niż wobec Pragi.Wynikało to z faktu, że dyplomacja polska w dużej mierzepodporządkowana była Francji, ta zaś z kolei za swegogłównego sojusznika na Wschodzie uważała Czechosłowację,natomiast w Węgrzech widziała potencjalnego sprzymierzeńca Niemiec.Stanowisko to do tego stopnia utrwaliło się w polityce polskiej, że nawetRoman Dmowski pisał, iż „wszelkie zjawiające się u nas próby wywołaniazbliżenia do Węgier (...) nie są niczym innym, jak robotą dla Niemiec, robotąprzeciwną najwyraźniej interesom naszego narodu".
Pesymizm heroiczny
Tymczasem Zdziechowski - a głos jego był wówczas głosem wołającego napuszczy - nie tylko uważał, że między Polską a Węgrami istnieje „absolutnatożsamość interesów", ale że Węgrzy także „są jedynym sprzymierzeńcemnaszym z ducha". Wskazywał, że podobnie jak Polacy przez wieki byli oniprzedmurzem chrześcijaństwa, broniącym Europy od najazdów ze Wschodu, żepodobnie jak w Polsce wytworzył się tam etos rycerski, tradycja szlachecka ikultura katolicka oraz że między naszymi narodami od wieków współpracaukładała się pomyślnie - oni dali nam św. Kingę, św. Jadwigę czy StefanaBatorego, my im królów Władysława II i Ludwika II czy generała Józefa Bema.
Zdziechowski doceniał ogromną rolę,jaką na Węgrzech odgrywało chrześcijaństwo.Pisał, że „głęboko uświadomiły sobie Węgry znaczenie religii, jako potęgi duchowej i niewzruszonej ostoiprzeciw inwazji nihilizmu politycznego i moralnego.Bolszewizm rozbił się o twardy mur katolicyzmu; nigdynie otaczano kapłanów taką czcią, jak w czasierewolucji, nigdy lud nie wykazywał w sposób takserdeczny przywiązania do Kościoła. Krew męczenników stała się nasieniem, które obecnie wydaje plon(...) W trudach zmagania się z najzacieklejszym wrogiem duchowej kultury człowieka Węgrzy zrozumieli,że chcąc istnieć, muszą stać się państwem chrześcijańskim nie z imienia tylko, lecz i z zasady."Zdziechowski uważał, że jedynym ratunkiem wobliczu wzrastających potęg nihilizmu bolszewickiego inazistowskiego może być odbudowa cywilizacji nafundamencie chrześcijańskim. Ludzi podobnie myślących znajdował na Węgrzech.
Tamtejszy ministerwyznań i oświaty w latach 20-tych Istvan Hallermówił: „ze Wschodu przyszło niebezpieczeństwobolszewizmu i na Wschodzie powstać powinnamyśl zbawcza, która Europę uzdrowi i wzajemnestosunki narodów ułoży na nowej podstawie. Tąmyślą - powszechna chrześcijańska solidarnośćnarodów, ich wyzwolenie wewnętrzne, łączność i przymierze". Znakomiciekorespondowało to z mesjanistycznymi koncepcjami Zdziechowskiego,który był w tym względzie godnym spadkobiercą Zygmunta Krasińskiego,uważając, że każdy naród ma swoje niepowtarzalne miejsce w Bożym planiezbawienia, a poszczególne narody i kultury są niczym nuty i akordy wwielkiej ogólnoludzkiej symfonii. W podobnym duchu wypowiadał sięwęgierski filozof, piastujący w latach 30-tych godność marszałka sejmu,Gyula Komis: „zgodnie z Boskim planem sprawie ludzkości służą najlepiejposzczególne narody przez indywidualny wysiłek, zmierzający do jaknajpełniejszego rozwoju własnych cech charakterystycznych".
Jaka była postawa Europy Zachodniej wobec rewolucji komunistycznej1919 roku na Węgrzech? - zapytuje sam siebie Zdziechowski i przywodzinastępujący przykład: „w chwili najkrytyczniejszej dla Węgier, gdy utworzony w Arad rząd narodowy dla stłumienia bolszewizmu przenosił się doSzegedu, tamtejszy komendant francuski, pułkownik Betrise, zarządził rekwizycję armat, ażeby przeszkodzić powodzeniu antyrewolucyjnego, narodowego ruchu".Dlaczego liberalna Europa, będąc świadkiem starcia komunizmu z koalicją sił narodowych, konserwatywnych i chrześcijańskich, odwróciła się odtych drugich?
Według Zdziechowskiego wynikało to zgłębokich uprzedzeń antykatolickich kół rządzących we Francji, Wielkiej Brytanii czy StanachZjednoczonych. Owo uprzedzenie dało znać o sobiezwłaszcza podczas konferencji pokojowej w Wersalu, gdzie największym przegranym I wojny światowej uczynionoAustro-Węgry, wymazując w ogóle tą starąmonarchię katolicką z mapy Europy.Konferencja wersalska została oceniona przezZdziechowskiego bardzo surowo. Będzie ona, wedługniego, „zdumiewać pokolenia przyszłe nie potęgą genialnegopomysłu, lecz odwrotnie - ubóstwem myśli i nieuleczalną krótkowzrocznością jego twórców, nie będących w stanie wznieść się ponad chwilę i sięgnąćw przyszłość, nawet bardzo niedaleką". Rektor uniwersytetu wileńskiego niepomylił się w przewidywaniach, że źródła przyszłej wojny światowej będątkwiły w rozstrzygnięciach owej konferencji, która zamiast zagasić -roznieciła niemal na całym kontynencie nowe zarzewia konfliktów. Podobnieuważał francuski marszałek Ferdynand Foch, który w roku 1919 powiedział0 układzie wersalskim: „To nie jest traktat pokojowy, to zawieszenie broni nadwadzieścia lat".
„Dzielono się tam krajami i prowincjami mniej więcej tak, jak podchmieleni włamywacze dzielą się łupami" - pisał Zdziechowski o działalności„wielkiej czwórki", która decydowała wówczas o losach świata. Stanowili ją-jak pisze w swych wspomnieniach Hipolit Korwin Milewski - „antyklerykał1 półkomunista z 1871 roku, Clemenceau, wolnomularz Orlando, niby pury-tanin i pogromca Izby Lordów Lloyd George i prezbiterianin, osobisty wróg zasady monarchistycznej, Wilson". Najwięcej do powiedzeniamiał prezydent USA Woodrow Wilson, o którym Lloyd Georgenapisał w swoich pamiętnikach, że wyobrażał on sobie, iż jestJezusem Chrystusem, pouczającym z wysokości ludy Europyniczym nauczyciel i zbawca.
W rzeczywistości - jakstwierdza wielu świadków konferencji wersalskiej, m.in.francuski dyplomata Henri Pozzi - Wilson był kompletnymignorantem w sprawach europejskiej polityki, pełnym wzniosłych imglistych frazesów o pokoju, lecz nie orientującym się w realnej sytuacji nakontynencie.Jednym z wyników konferencji wersalskiej byl traktat w Trianon, stanowiący najbardziej traumatyczne wydarzenie w historii XX-wiecznych Węgier.Jednym pociągnięciem pióra zniszczono jedność geograficzną kraju, redukując go do jednej ósmej dawnego obszaru i pozostawiając poza nowo wytyczonymi granicami państwa jedną trzecią Węgrów.Zdziechowski nie ma wątpliwości: naród węgierski, który obronił przedbolszewickim najazdem strupieszałą Europę - wbrew niej samej - zostałnastępnie przez tę Europę zdradzony.
Mimo to ów naród nadal pozostał wiernyidei europejskiej, chociaż sama Europa się jej zaparła. Zdziechowski widzi wtym przejaw postawy, która przez całe życie była mu bliska - pesymizmuheroicznego. Jest to wierność idei i gotowość oddania za nią życia, nawetkiedy wszyscy wokół zdradzili, a sprawa wydaje się przegrana.Ów pesymizm heroiczny odnajduje on w pismach wielu wybitnychWęgrów. Endre Ady, zwany „najbardziej węgierskim z węgierskich poetów",porównuje swój naród do lodzi miotanej przez rozszalałe morze: „W tej mglewśród burz i udręczeń, ach, co się z nami stanie! Brzegu nie widać, ani istoty ludzkiej! Ale płyniemy, płyniemy..." Znany historyk Aleksander Eckhardtw swej książcePodwójne oblicze Węgrówpisze: „U zbiegu rozstajnych drógnarodów Europy zamknęliśmy się w smutku naszym. Przekleństwo ciążynad nami. Pomimo to nie schodzimy z drogi powinności i, nie myśląc owypoczynku, toczymy swoją skałę Syzyfową, bo tak zawyrokowały owe mocenajwyższe, które stanowią o losach narodów." Wybitny polityk węgierskiFerenc Deak w liście do przyjaciela: „Walczę bez nadziei przy was i z wami -i gotów jestem walczyć dalej, nie licząc na powodzenie - bo tak mi każąhonor i powinność".
Sprawa honoru
Sprawa honoruRok po śmierci Mariana Zdziechowskiego wybuchła II wojna światowa.Węgry, chociaż były sojusznikiem państw Osi, nie przyłączyły się do żadnychdziałań wrogich wobec Polski. Jeszcze w kwietniu 1939 roku szef węgierskiejdyplomacji Istvan Csaky w liście do posła Villaniego pisał: „nie jesteśmyskłonni brać udziału ani pośrednio, ani bezpośrednio w zbrojnej akcji przeciw Polsce. Przez «pośrednio» rozumiem tu, że odrzucimy każde żądanie,które prowadziłoby do umożliwienia transportu wojsk niemieckich pieszo,pojazdami mechanicznymi czy koleją przez węgierskie terytorium dla napaści przeciw Polsce.
Jeżeli Niemcy zagrożą użyciem siły, oświadczę kategorycznie, że na oręż odpowiemy orężem." Minister Csaky motywował tonastępująco: „nie pozwalają nam na to nasze przekonania moralne", gdybynatomiast Węgry w jakikolwiek sposób pomogły Niemcom w agresji naPolskę, wówczas „wybuchłaby tu rewolucja", ponieważ nastroje w całymspołeczeństwie węgierskim były zdecydowanie propolskie.W podobnym tonie utrzymana była depesza premiera Pala Telekiego do Adolfa Hitlera z 24 lipca 1939 roku, w której szef węgierskiego rządu pisał,iż jego kraj „nie może przedsięwziąć żadnej akcji militarnej przeciw Polsce zewzględów moralnych". List ten wywołał wściekłość kanclerza TrzeciejRzeszy.Za słowami poszły czyny. Na początku kampanii wrześniowej szefhitlerowskiej dyplomacji Ribbentrop zaproponował Węgrom udział wrozbiorze Polski oferując im tereny „historycznej Rusi Halickiej" w okolicachSambora oraz Turki.
Budapeszt stanowczo odrzucił te propozycje. Następnie Ribbentrop chciał wymusić na Węgrach zgodę na transport wojsk przez ichterytorium. 36 pociągów wojskowych czekało gotowych na rozkaz podgranicą słowacko-węgierską. Chodziło o udostępnienie im zaledwie 12 kmlinii kolejowej tranzytu przez Węgry. Dzięki temu Niemcy już 6 wrześniawzięliby Polaków „w dwa ognie" i odcięli ich od przejść granicznych zRumunią i Węgrami. Również tym razem Budapeszt stanowczo odmówił.Zupełnie inaczej postąpił inny sojusznik Berlina w tym rejonie Europy, czyliSłowacja. Słowacy już latem 1939 roku udostępnili Niemcom swoje terytorium do przeprowadzenia ataku na Polskę - powstały tam hitlerowskie bazy,lotniska i magazyny. 1 września słowacka armia polowa „Bernolok" uderzyła wraz z oddziałami niemieckimi na Polskę i w następnych dniach w Pieninachoraz na Podhalu stoczyła szereg krwawych starć z jednostkami należącymi doArmii „Kraków" i Armii „Karpaty". Słowacy stali się w 1939 roku nie tylkotrzecim - obok Trzeciej Rzeszy i Związku Sowieckiego - najeźdźcą Polski, leczrównież trzecim okupantem: dokonali bowiem aneksji części Spiszą i Orawy,gdzie prowadzili brutalną politykę depolonizacji.Tymczasem Węgrzy otoczyli opieką 150 tysięcy wychodźców z Polski.
Gdyby nie ich pomoc, polska armia na Zachodzie nie zdołałaby się odtworzyćw takiej liczebności, jak to miało miejsce w roku 1940. Na Węgrzech działaławówczas - w Balatonboglar - jedyna na kontynencie europejskim polskaszkoła średnia. Jednym z uchodźców był wtedy pisarz Stanisław Vincenz,którego znajomi wyrażali wątpliwości, czy Węgrzy przyjmą uciekinierów zPolski. „Na takie wątpliwości - pisał Vincenz - odpowiadałem, że Węgrówznam od dawna, przymierze przymierzem (a byli już zbliżeni do Niemców),ale uczucia ich dla Polaków, oparte na dawniejszych niż obecne koniunkturytradycjach, są i zostaną wyraźne".
Zenon Chocimski
Pismo Poświęcone Fronda nr 21-22