Z jakiej strony przedstawić wizytę, aby zniszczyć o. Bashoborę w oczach katolików w Polsce, a przynajmniej skutecznie zniechęcić ich do uczestniczenia w uwielbieniu Jezusa na Stadionie? Gdyż to nie o zakonnika z Rwandy, ale o Jezusa chodziło. I o tym świadczy fala ataków, która przewaliła się przez media w związku z tym wydarzeniem. Bo jeżeli chodziłoby tylko o ugandyjskiego kapłana to zły duch mógłby to jeszcze spokojnie tolerować.  Krytycy, uważając siebie za osoby doskonale „obiektywne”, przedstawiali temat w  ogóle go nie rozumiejąc, w skrajnie subiektywny, a na dodatek totalnie sprzeczny z faktami sposób,  wybierając co drugie słowo. Zamiast: „Bashobora mówi: Jezus jest uzdrowicielem, pisali na przykład: „Bashobora uzdrowicielem”. A to nie mała, ale wielka pomyłka. Jednak, aby Boże orędzie dotarło do człowieka trzeba wyczyścić uszy, i to nie tyle te fizyczne, co duchowe.

Druga sprawa jest taka, że nikt nikomu nie każe kochać o.Bashoborę (czy też innych charyzmatyków), ani uczestniczyć w ich rekolekcjach. Można (naprawdę!) być wzorowym, a nawet świętym katolikiem, nigdy w nich nie uczestnicząc. I tutaj nasuwa mi się przykład jednej znajomej, która stwierdziła, że już  nie potrzebuje jeździć na żadne rekolekcje, bo tego samego żywego Jezusa doświadcza podczas każdej Eucharystii. Ona wie i czuje, że Ten, który uzdrawia jest obecny podczas każdej (!) Mszy świętej. I to jest sedno chrześcijaństwa – po to uczestniczyć m.in. w takich wydarzeniach, aby doświadczać żywego Jezusa każdego dnia.

Natomiast nie można być nie tylko świętym katolikiem, ale w ogóle nim być, jeżeli w to, że Jezus uzdrawia się nie wierzy. Bo o tym mówi cała Ewangelia. Od początku do końca. A na potwierdzenie tego, że 2000 lat temu Bóg nie wyczerpał swojej łaskawości, ale chce do końca świata uzdrawiać i wyzwalać człowieka mówią słowa Ewangelii: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelie wszelkiemu stworzeniu! […] Tym, którzy uwierzą takie znaki towarzyszyć będą: W moje imię będą wyrzucać złe duchy, będą mówić nowymi językami, węże będą brać do rąk, i choćby wypili coś zatrutego, nie zaszkodzi im. Będą na chorych kłaść ręce, a ci zostaną uzdrowieni”(Mk 16, 15-18). Niestety z przypadkiem osób, które chciałyby zamknąć Boga w ciasnych ramach swojego rozumu często mamy do czynienia. Chcą Jezusa, ale takiego „bezpiecznego” i zawsze przewidywalnego, który (broń Boże!) nie burzyłby ich „świętego” spokoju,  tak starannie przez nich stworzonego.

Gdy jednak On przychodzi nie martwy, ale żywy, zmartwychwstały Pan, przed którym „góry jak wosk topnieją” i „idzie ogień”(por. Psalm 91) to próbują wyprzeć ze swojej świadomości, że to w ogóle może być On! Bo taki Bóg jest „niebezpieczny”. Czasami wywraca życie o 180 stopni; uzdrawia ciało i ducha. I to czasami boli. Jak operacja na żywym sercu. A jeśli ktoś nie zamierza zmieniać swojego życia, żegnając się z „ukochanymi” grzechami, no to ma problem. Dlatego tego Boga ukrzyżowali. Ale On zmartwychwstał. Dla nas i też dla nich. Bo wszyscy potrzebujemy Jego uzdrowienia. Nawet Ci, którzy chcą Go wymazać ze swojego i cudzego życia.

Natalia Podosek