– Pracujemy nad nową odsłoną programu leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego – mówi „Rzeczpospolitej" wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki. Program został już skierowany do zaopiniowania przez Agencję Oceny Technologii Medycznych.

Zdaniem wiceministra program trzeba dostosować do przepisów przyjętej w czerwcu ustawy o in vitro. Wcześniejszy dokument powstawał, gdy nie było żadnych przepisów regulujących tę materię, więc ministerstwo nie zdecydowało się m.in. na dawstwo komórek rozrodczych.

Nowy program ma umożliwić finansowanie in vitro również wtedy, gdy nie da się uzyskać plemników i komórek jajowych. Dopuszczalne będzie wówczas skorzystanie z dawstwa gamet, a nawet całego zarodka. Nadal do programu będą mogły przystąpić pary, które – poza pewnymi wyjątkami – są w stanie udokumentować roczne zmagania z niepłodnością.

Jednak resort zdrowia twierdzi przede wszystkim, że kieruje się potrzebami społecznymi. – W dotychczasowym programie planowaliśmy udział 15 tys. par, a zakontraktowaliśmy 22 tys. – wyjaśnia Radziewicz-Winnicki.

Dlatego wzrosnąć ma też finansowanie. W latach 2013–2016 pierwotnie zaplanowano 247 mln zł. W kolejnej edycji programu rząd chce zaplanować 300 mln zł.

Jednak resort zdrowia spieszy się z pracami nad programem także z powodów politycznych. PO chce odróżnić się PiS, niechętnego wobec in vitro. A przy okazji w trudnej sytuacji postawić rząd, który według sondaży partia Jarosława Kaczyńskiego stworzy po wyborach.

Powód? Program przyjęty przez rząd PO minister zdrowia z PiS będzie mógł odwołać jednym podpisem.

 

MT/Rp.pl