Dzięki działaniom kanclerz Angeli Merkel Niemcy czują się zagrożeni. Zdecydowana większość przyznaje, że w miejscach publicznych, zwłaszcza na stacjach kolejowych i pociągach, po prostu się o siebie boi.

I nie może być inaczej, bo sprowadzenie do kraju milionów islamskich imigrantów nie pozostaje bez skutków. Tak, milionów - bo choć w ubiegłym roku przyjechało ich tylko nieco ponad milion, to przecież Merkel już wcześniej wpuszczała do kraju setki tysięcy, a dziesiątki tysięcy wpuszcza i dzisiaj. Niemiecka policja od miesięcy bije na alarm: Jest więcej przestępstw, na dworcach kradzieże i napady są po prostu plagą. Wszędzie jest też więcej gwałtów - to pokazał choćby ostatni Oktoberfest w Monachium, na którym odnotowano o kilkadziesiąt procent więcej przypadków napaści seksualnych, niż rok temu. Większości dokonali imigranci.

Tragiczna jest sytuacja w pociągach. Niemiecka kolej zapewnia konduktorom gaz pieprzowy, kamery w mundurach, a nawet kamizelki chroniące przed atakiem nożem. Szef kolei - Deutsche Bahn - zapewnia cały czas, że wszystko jest pod kontrolą... ale to właśnie w pociągach zaatakowało niedawno kilku dżihadystów! I to właśnie w pociągach imigranckie szajki z Afryki kradną na potęgę.

Jak wynika z najnowszysch sondaży przeprowadzonych przez YouGov, aż 68 proc. Niemców przyznało, że ostatnimi czasy "raczej" lub "bardzo" odczuło pogorszenie bezpieczeństwa.

Badanie pokazało też, że najmniej o swoje bezpieczeństwo boją się muzułmanie. Tu jedynie 39 proc. wskazało, że wzrasta poczucie zagrożenia. Inaczej chrześcijanie, gdzie o zagrożeniu mówi 70 proc. badanych. Nic dziwnego: W końcu w Niemczech coraz częściej płoną kościoły, nie meczety.

bbb/Fronda.pl