Temat ozdabiania swojego ciała za pomocą tatuaży czy kolczyków to wciąż paląca sprawa. Kilka miesięcy temu portal Fronda.pl wraz z ks. Arturem Godnarskim zastanawiał się, czy tatuowanie może być grzechem, w końcu to jakaś forma okaleczania własnego ciała. W kioskach właśnie pojawił się najnowszy numer magazynu „Polonia Christiana”, którego głównym tematem jest ozdabianie swojego ciała.

 

- Mężczyźni z wielkimi jak szpule od nici krążkami rozciągającymi małżowiny uszne i wszczepionymi pod skórę implantami imitującymi rogi, kobiety z wylewającymi się spod skąpych ubrań ohydnymi, wielobarwnymi tatuażami; kolczyki pokrywające całe połacie ciała, przekłute nosy, rozszczepione języki, demonicznie zmodyfikowane szkłami kontaktowymi oczy. Wszyscy wstrętni aż do bólu. Niektórzy prawie nadzy. Czy jesteśmy w wiosce jakiegoś oddającego się demonicznym kultom prymitywnego plemienia? A może w piekle? Niezupełnie. Tak mogą wkrótce wyglądać przechodnie na ulicach przeciętnego polskiego miasta – proognozuje Piotr Doerre w artykule zatytułowanym „Droga do samounicestwienia”.

 

Publicysta przypomina, że w przeszłości tatuowanie ciała było domeną marginesu społecznego. Dopiero w latach '80 zwyczaj ozdabiania ciała rysunkami rozpowszechnił się wśród członków młodzieżowych subkultur, a jego promotorami zostały największe gwiazdy rock i pop.


Rytuał ozdabiania ciała także przeszedł swoistą ewolucję. Najpierw były to niewielkie rysunki, delikatne wzory, potem pojawiło się coraz śmielsze pokrywanie tatuażami całych połaci ciała, aż w końcu karierę zaczął robić piercing – przekłuwanie skóry i umieszczanie w otworach metalowych kolczyków różnej wielkości i kształtu. - To uruchomiło prawdziwą lawinę. Dziś widok kolczyków w nosie, języku czy pępku u normalnie z pozoru wyglądających osób przestał szokować już w nawet stosunkowo konserwatywnych środowiskach – pisze Doerre.

 

Kolczyki w nosie, brwiach, języku dziś już właściwie mało kogo dziwią. Piercing jest dziś twórczo rozwijany w postaci wszczepiania pod skórę implantów o coraz to bardziej nieprawdopodobnych rozmiarach i kształtach oraz – wiążących się z przebijaniem skóry – praktyk podwieszania, a tatuowanie powoli wypiera skaryfikacja, czyli wykonywanie trwałych nacięć na skórze.

 

Publicysta „Polonia Christiana” wspomina także o festiwalach „modyfikacji ciała”, które przyciągają coraz bardziej oszpecone osoby, w myśl zasady, że im ohydniej ktoś wygląda, tym cieszy się większą sławą. Po co? - pyta Doerre. I próbuje znaleźć odpowiedź: „Porzucenie tradycyjnej moralności (spójrzmy, jak moda ta wiąże się hipererotyzacją kultury, promocją nagości, „wolnej miłości” i dewiacji seksualnych), próżność, poczucie wyobcowania i pustka duchowa. Z tym, że dążenie do osiągnięcia jakiegoś (cóż, że często tandetnego) ideału piękna zastąpił bunt przeciw samemu pięknu, wręcz usilne poszukiwanie brzydoty, a wreszcie dążenie do zła, ba, jego otwarta manifestacja i uwielbienie. Co może być na końcu takiej ścieżki, wyznaczonej przez oszustwo, zło i brzydotę? Tylko rozpacz. I samounicestwienie”.

 

W najnowszym numerze magazynu „Polonia Christiana” znajdziemy też świetny tekst Bogny Białeckiej „Modyfikacje ciała – artyzm czy patologia?” oraz s. Michaeli Pawlik OP zatytułowany „Moda, która otwiera na zło”. Wydanie jest opatrzone kapitalną, przyciągającą uwagę okładką, która w prosty sposób przypomina, co na temat tatuowania się mówi Pismo Święte: „Nie będziecie się tatuować!” (Kpł 19, 28).

 

Marta Brzezińska