Martyna Ochnik: Jak ocenia Pan dzisiaj tak szybko ewoluującą sytuację na polskiej scenie politycznej?

Piotr Wroński: Na swojej ostatniej konwencji PiS, a dokładnie mówiąc koalicja rządowa, przedstawiła pięciopunktowy program. Można, co robię i ja, poddawać go krytyce pod względem racjonalności ekonomicznej, ale są to przynajmniej konkretne założenia, nad którymi można się zastanawiać. Natomiast kiedy słucham przedstawicieli opozycji czy pytam o to jaki opozycja ma program, nie otrzymuję żadnej odpowiedzi; poza jedną – chcemy wykończyć PiS.

I chociaż mogę uważać założenia, nazwijmy dla ułatwienia PiS-u, za bezsensowne rozdawnictwo, to przynajmniej mam materiał do dyskusji i rozważań. Trzeba też zauważyć, że niezależnie od oceny merytorycznej samego programu, to PiS jako jedyne ugrupowanie pomyślał o zwykłych obywatelach: emerytach, dzieciach i ich rodzicach, o młodych wchodzących na rynek pracy.

 

Tu też pojawiają się te tak wyszydzane pekaesy...

No właśnie. Po prostu jest coś, o czym da się rozmawiać i jest uwaga poświęcona ludziom.

 

Nawet jeśli intencja jest taka, żeby przed wyborami przyciągnąć do siebie jak najwięcej wyborców? Kiełbasa i nawet szynka wyborcza?

Podkreślanie tej intencji stanowi właśnie element programowy tak zwanej opozycji. Przecież PiS w swoich postulatach rozwija tylko to, co zawsze deklarował. Tymczasem jak ustawić w rzędzie całą opozycję łącznie z PS, to słyszymy tylko – wywalić PiS za wszelką cenę. W związku z tym dochodzi do sytuacji, kiedy wyborcy głosować będą wedle zasady selekcji negatywnej – elektorat POKO i reszty będzie głosował na hasło „odsunąć PiS od władzy”, ale i wyborcy PiS będą kierowali się przede wszystkim chęcią uniemożliwienia POKO przejęcia władzy.

 

Czyli nie będzie to głosowanie za czy przeciw programom?

Tak, bo z jednej strony mało kto rozumie konsekwencje realizacji postulatów PiS. Margaret Thatcher powiedziała, że ponieważ rząd nie posiada własnych pieniędzy, więc jeśli chce je komuś dać, to komuś innemu musi je zabrać. Z kolei opozycja żadnego programu nie ma i buduje własną pozycję i siłę wyłącznie na nienawiści do przeciwnika politycznego oraz, co najgorsze - do jego elektoratu. Jest to coś potwornego.

 

Czy możemy więc powiedzieć, że w Polsce nie toczy się walka polityczna, ale trwa wewnętrzna wojna?

Oczywiście. Ogromna siła polityczna budowana jest na nienawiści do drugiej strony. Ci, którzy postulują usunięcie z przestrzeni publicznej języka nienawiści, sami stosują go jako broń w tej wojnie.

 

A Wiosna Roberta Biedronia – czy jest to byt polityczny mający także służyć temu czy jeszcze czemuś innemu?

Jej powstanie jest elementem czegoś co nazywam etapem realizacji czyli ostatnią fazą zmiany świadomości społecznej, a czego początkiem była tragedia z 13 stycznia.

Partia Wiosna to coś, co przećwiczono już na przykładzie partii Palikota i Petru. Z tamtych doświadczeń wyciągnięto wnioski, aby uniknąć powtarzania błędów. Partia Biedronia jest groźna, mimo że przez wielu polityków i komentatorów traktowana z pobłażliwym lekceważeniem. Aby to zrozumieć, warto przyjrzeć się uważnie przebiegowi konwencji założycielskiej na warszawskim Torwarze. Był to zrobiony z rozmachem szoł inteligentnego, przystojnego, podobającego się także paniom faceta, fajnego i delikatnego chłopaczka. Z tym obrazem stały w sprzeczności słowa. Mówił bowiem człowiek twardy i bezwzględny, nie zamierzający brać jeńców. W jednym zdaniu mówił, że nikogo nie wyklucza i wykluczać nie będzie, po to by w następnej części tego zdania złożonego zapowiedzieć kogo się wykluczy, rozliczy i zniszczy. Ja was wszystkim kocham, ale wam którzy myślicie tak i tak, wystawimy słony rachunek i nie będzie dla was taryfy ulgowej.

Jeżeli chodzi o program ekonomiczny, to Wiosna go po prostu nie ma. Nie tylko nic Polakom nie proponuje, ale pomija sprawy bezpieczeństwa czy polityki zagranicznej. Polityka wewnętrzna ogranicza się do zamiaru rozliczenia wszystkich myślących inaczej. Postulat ekonomiczny to z kolei zapowiedź zamknięcia wszystkich kopalni węgla kamiennego.

Jednak partia ta przyciąga coraz więcej zwolenników, bo wielu ludzi daje się nabierać na tę pozorną „europejskość” i postulat fałszywej „równości’.

 

Czy rosnąca popularność Wiosny to rzeczywiście efekt atrakcyjnej dla wielu alternatywy czy może tylko skutek podkręcania sondaży?

Oczywiście, że sondaże są podkręcane, ale to przecież one przyciągają ludzi. Sondaże są narzędziem propagandy. Większość ludzi wybiera tych, którzy reprezentują siłę, władzę, moc, wpływy. Przypomnę, że partia Ryszarda Petru, partia o której nikt wcześniej nie słyszał, startowała z poziomu około 15%. Wiosna adresowana jest do młodych, tych którzy lubią rock’n rolla.

 

(Śmiech)

Sex, drugs an rock’n roll. Cechą młodości jest bunt przeciwko zastanym strukturom i Wiosna wizerunkowo wpisuje się w ten bunt.

Jest jeszcze jedna rzecz, o której rzadko i niechętnie się wspomina – w recepcji społecznej i to nie tylko ludzi młodych klasa polityczna wypaliła się i skompromitowała. Te same postaci od wielu lat, a nawet młodzi politycy są tacy sami. Pojawiło się i wzrasta zapotrzebowanie na zmianę i Wiosna ma być odpowiedzią na to zapotrzebowanie. Im bardziej jest w kontrze do tradycyjnie pojmowanej polityki, w kontrze do tradycyjnych wartości, tym lepiej odbierana jest przez spragnionych zmiany czy pozorów zmiany. Rock’n roll wyrósł przecież na buncie młodych przeciwko wartościom wyznawanym przez pokolenie rodziców. Sam bunt jest też pewną postawą.

 

Czy można wobec tego powiedzieć, że stare kadry tak czy inaczej przegrały, bo młodsze pokolenie pozbędzie się ich prędzej czy później?

Tak, bo ma dość tych opatrzonych postaci, posłów wędrujących od jednej partii do innej, wciąż obecnych w Sejmie ale pod innym szyldem. Sam wiem jak często występuje myślenie w kategoriach numerów na listach wyborczych. Jest niestety wielu polityków, którym wszystko jedno, do jakiej należą partii, byle znaleźli się na szczycie listy wyborczej. Młodzi ludzie widzą to i dokonują oceny.

 

I efekt tego zobaczymy podczas najbliższych wyborów

Powiem teraz coś być może kontrowersyjnego – mnie wybory do Parlamentu Europejskiego zupełnie nie interesują. Bez względu na to co mówią politycy, wybory te niczego nie zmienią. Ważniejsze i decydujące o naszej przyszłości są wybory krajowe.

 

Jednak te „europejskie” dadzą paliwo siłom opozycyjnym i pozwolą im nabrać rozpędu przed wyborami w Polsce.

Za mało będzie czasu na nabranie rozpędu. Są też środowiska, które w tych wyborach wystrzelają całą swoja amunicję. Mam na myśli szeroko pojętych narodowców. Zresztą spośród nich tylko Korwin-Mikke ma rzeczywiście prawicowe postulaty ekonomiczne, bo reszta jest w tej sferze lewicowa, a prawicowe ma tylko hasła ideologiczne. Narodowcy nie mają drugiego garnituru reprezentantów, a jeżeli nawet kilku znaczniejszych wejdzie do Parlamentu Europejskiego, a kto zostanie im w Polsce? Nikt. To jest problem tych środowisk.

 

Niektórzy zarzucają PiS, że ci znaczniejsi posłowie zamierzają startować w wyborach europejskich - oceniane to bywa jako ucieczka od polskich problemów. Wtedy padają odpowiedzi, że nawet jeżeli ktoś z kandydatów dostanie się do Parlamentu Europejskiego, to przecież może złożyć mandat i przekazać go koledze z tej samej partii…

Gdyby Fronda była portalem satyrycznym, to moglibyśmy to rozważać. To kompletna bzdura. Koncepcja Wallenrodów, którzy rozsadzą Unię od środka już się skompromitowała; jakoś od ostatnich wyborów nikt tej instytucji nie rozsadził.

 

Już chyba prędzej Unia rozsadzi się samoistnie. Wystarczy pewnie trochę poczekać a przy narastających problemach i niemożności osiągnięcia konsensusu w tak wielu kwestiach, któregoś dnia nastąpi implozja.

Zresztą tego rodzaju odpowiedź na zarzut wycofywania się z polskiej polityki to przecież woda na młyn opozycji, która znajduje tu punkt zaczepienia dla swojej tezy, że koalicja rządząca chce wyprowadzić Polskę z Unii. Tymczasem PiS chce zmienić Unię, zmienić istniejący w niej układ sił tak, by ją zreformować, a w żadnym wypadku nie planuje opuszczenia przez Polskę Unii.

Czeka nas więc ciekawy ale i trudny czas. Jeszcze w grudniu zrobiłem audycję, w której zabawiłem się w proroka i przedstawiłem najbardziej według mnie prawdopodobny rozwój wydarzeń w 2019 roku. Niestety, już w styczniu moje prognozy zaczęły się potwierdzać.

Dziękuję za rozmowę.