Kler Wojciecha Smarzowskiego to bardzo dobrze zrobiony film. W Klerze na uwagę zasługują zdjęcia, montaż, muzyka interesująco podkreśla nastrój poszczególnych scen, głęboko w pamięć zapada aktorstwo, szczególnie Arkadiusza Jakubika i Jacka Braciaka. To film wart obejrzenia ze względu na opisane powyżej walory. Ale czy to jest „dobry” film?

Problem z Klerem jest taki, że to film skrajnie nieuczciwy. Film Smarzowskiego nie pokazuje jakiegoś Kościoła, jakiejś wspólnoty, księży jakiegoś wyznania. Nie pokazuje w uniwersalny sposób zjawisk występujących wśród różnych środowisk, grup społecznych i zawodowych, w tym wypadku wśród duchowieństwa. Kler pokazuje współczesny polski Kościół katolicki i katolickich duchownych, księży i zakonnice, w sposób skrajnie subiektywny, tendencyjny, nieuprawniony i nieuczciwy.

Spośród bohaterów filmowych pierwszego i drugiego planu w Klerze, tylko jeden duchowny jest uczciwy, nie zdemoralizowany. Pozostali, od kleryka po arcybiskupa, mają kochanki, gwałcą dzieci, inwigilują, wymuszają i defraudują pieniądze, ustawiają przetargi. To, co determinuje ich działania, to nie ewangelizacja, wychowywanie młodzieży, nawracanie. Ich życie nie jest cnotliwe i skromne - jest pełne grzechu i przepychu. To degeneraci, moralni nihiliści, skrajni cynicy zdolni do wszystkiego dla materialnej korzyści i osobistej kariery. Tacy i tylko tacy są sportretowani w Klerze Wojciecha Smarzowskiego.

Czy zatem zdemoralizowanych, nieuczciwych i cynicznych duchownych w polskim Kościele nie ma? Oczywiście, że są. Są karierowicze, gwałciciele, pedofile, złodzieje, oszuści, ale to nie jest obraz typowego, można rzec „statystycznego” księdza, ale margines tego środowiska.

Jeśli jednak są tacy duchowni, jak pokazani w filmie Smarzowskiego, to dlaczego jest to film nieuczciwy? Odpowiedź jest prosta. Bo takie przerysowanie, tak wielkie zachwianie proporcji, między duchownymi żyjącymi zgodnie z bożymi przykazaniami i ludzkimi prawami, a tymi, którzy te przykazania i normy łamią, to nie obraz rzeczywisty, a fikcja. Film Smarzowskiego de facto nie pokazuje polskiego Kościoła katolickiego i polskiego duchowieństwa, a jakąś parodię, pastisz, artystyczną kreację. To sztuka oniryczna scenarzysty i reżysera.

Kler Smarzowskiego, mimo niezaprzeczalnych walorów artystycznych, nie powinien być finansowany z pieniędzy publicznych. Już na poziomie scenariusza było wiadomo, że intencją twórców jest „dokopanie” Kościołowi, w sposób nieuprawniony szkalowanie tej instytucji, pokazanie jej wypaczonego, nieprawdziwego oblicza.

Pytanie, jakie warto postawić, to czy należy wspierać publicznymi pieniędzmi film o jakimś konkretnym środowisku (duchowieństwie, artystach, sportowcach, prawnikach, lekarzach, politykach), gdzie wszyscy, co do jednego, to oszuści i dewianci? Czy film nie będący komedią, parodią czy dziełem z założenia abstrahującym od realiów codziennego życia, film aspirujący do miana filmu poważnego, realistycznego, może bez skrupułów walić obuchem nieuprawnionych oskarżeń w całe środowisko czy grupę społeczną? Czy należy takie filmy produkować ze wsparciem PISF i samorządu (Regionalny Fundusz Filmowy), jak w przypadku Kleru?

Jeśli można, to znaczy, że również uprawnione jest wyprodukowanie z pieniędzy polskiego podatnika filmu o działaczach konkretnej partii politycznej, na przykład Platformy Obywatelskiej, gdzie wszyscy co do jednego bohaterowie filmu, to złodzieje, kłamcy, gwałciciele, pedofile, oszuści i cyniczni karierowicze ustawiający przetargi na budowę stadionów i autostrad. Można oczywiście taki film nakręcić, można finansować z publicznych pieniędzy, zapewne w pierwszy weekend pójdzie na niego, podobnie jak na Kler, milion osób, ale czy tak ma wyglądać wspierana z naszych podatków polska kinematografia?

Piotr Strzembosz