Z perspektywy początku 2019 roku wyraźnie widać, że powoli do świadomości elit przebija się potrzeba rozwiązania „kwestii islamskiej”. Brakuje jednak rozwiązań.

Model multi-kulti, choć krytykowany od lat, nadal trwa siłą albo bezwładu, albo ideologicznej ortodoksji. Dodatkowo uczciwą debatę na ten temat utrudnia porażająca skala hipokryzji. Najwyraźniej widać ją we Francji.

Narracja zaprzeczająca istnieniu terroryzmu islamskiego, przekonująca o marginesie ekstremistów czy programowo pokojowym charakterze islamu, mimo tego, że ciągle obecna w mediach głównego nurtu, wyraźnie się wyczerpuje. Do głosu (i władzy) dochodzą partie otwarcie antymigracyjne, choć można je raczej określić mianem ugrupowań odrzucających politykę otwartych drzwi. Dojście do władzy tzw. populistów wcale nie oznacza rozwiązania problemów. Pozostając intelektualnie uczciwym i będąc w zgodzie z faktami, nietrudno zidentyfikować problem. Gorzej z rozwiązaniami.

Przejąć kontrolę nad islamską kasą

Już na etapie kampanii wyborczej obecny (jeszcze) prezydent Francji Emmanuel Macron zapowiedział powstanie francuskiego islamu. Obecnie rozważa zmianę ustawy z 1905 roku, gwarantującej laickość państwa. Do swojego pomysłu pozyskał bez trudu Kościół. Zaznaczyć jednak należy, że to nie przywrócenie chrześcijańskiej twarzy Francji jest celem polityki Pałacu Elizejskiego, lecz stopniowe wdrożenie koncepcji oddania części władzy w ręce muzułmanów w nadziei wykiełkowania islamu francuskiego.

Rozwiązania proponowane przez Macrona przede wszystkim dążą od przejęcia kontroli nad finansami organizacji muzułmańskich poprzez ograniczenie możliwości przyjmowania pieniędzy od krajów Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Utratę finansowania z zagranicy zrekompensować ma specjalny podatek od żywności halal. Pojawiają się także pomysły „licencjonowania” muzułmańskich kaznodziejów, którzy będą nauczać „zgodnie z zasadami Republiki”.

Zasada laickości nie dla islamu

Obecnie nad Sekwaną działają cztery tysiące organizacji muzułmańskich; wyznawcy Allaha mają do dyspozycji 2500 tysiąca sal modlitewnych oraz około 80 meczetów. Ponad 400 czeka na realizację projektu lub dokończenie budowy. Przy czym, jak przyznał to Rektor Wielkiego Meczetu w Paryżu, 30 świątyń muzułmańskich finansuje państwo.

Urzędnicy na poziomie lokalnym, nierzadko chcąc utrzymać władzę, z powodów politycznych wzmacniają ośrodki islamskie. Proceder wygląda następujące: muzułmanie oprócz sali modlitewnej budują np. bibliotekę, wówczas mają szansę na dotację z budżetu przeznaczonego na wspieranie inicjatyw kulturalnych. Oficjalnie państwo nie sponsoruje miejsca modlitwy, lecz bibliotekę. Nierzadko gminy oddają także na preferencyjnych warunkach ziemię pod budowę meczetu. W 2015 roku 60 procent budowanych meczetów stało na działkach, które samorządy albo sprzedały albo wydzierżawiły, w zasadzie bezterminowo. Słowem, zasada laickości państwa nie obowiązuje muzułmanów – wobec nich stosuje się taryfę ulgową.

Legalizacja islamskiego społeczeństwa równoległego?

Kiedy w 2017 roku francuski ekspert od islamu Christian de Moliner postulował stworzenie de facto dwóch państw na terenie Francji, wielu uważało, że podobne pomysły należy uznać za czystą fantazję polityczną. Ekspert pisał wówczas: „Rozwiązaniem byłoby stworzenie państwa inspirowanego Algierią i Majottą z XX wieku, czyli zakładające jedno terytorium, jeden rząd, ale dwa narody: Francuzów o zwykłych prawach i muzułmanów ze statusem zawartym w Koranie. Ci ostatni będą mieli jednak prawo do głosowania w wyborach, inaczej niż tubylcy kolonialnej Algierii, ale będą stosowali szariat w życiu codziennym. Nie będą się już zwracać do francuskich sądów w przypadku sporów, ale do kadi, sędziów muzułmańskich. Konflikty między chrześcijanami a muzułmanami pozostaną za to w gestii zwykłych sądów. Aby te ustępstwa wobec islamistów były do zaakceptowania dla społeczeństwa, ich prawa będą bardziej ograniczone niż prawa pozostałych mieszkańców Francji i żadna ingerencja islamu w zwykłe prawodawstwo nie będzie tolerowana”.*

Dziś można mieć wrażenie, że prezydent Macron realizuje swoją politykę właśnie w tym duchu, oczywiście nie przyznając się do tego otwarcie. Świadczy o tym utworzenie Prezydenckiej Rady Miasta, w której dwie trzecie stanowią przedstawiciele organizacji islamskich, działających na przedmieściach. Powstaje równolegle Biuro Głównego Komisarza do spraw Równości Terytorialnej, z budżetem (w 2018 roku) 429 milionów euro. Władze francuskie wydają się akceptować powstanie równoległego społeczeństwa, a teraz chcą mu (na razie nieoficjalnie) nadać określone ramy instytucjonalne.

Plan pozornie wydaje się prosty. Zgadzamy się na odrzucenie laickości Republiki, pozwalamy organizacjom muzułmańskim sprawować władzę nad wyznawcami islamu, dajemy im dostęp do kasy publicznej, lecz jednocześnie staramy się kontrolować ich dochody. Kupujemy sobie w ten sposób bezpieczeństwo i liczymy na powstanie „francuskiego islamu”.

Problem tkwi jednak w tym, że państwo zgadza się na to, żeby w jego granicach powstało quasi-państwo rządzone przez szariat. Istnienie dwóch diametralnie różnych porządków cywilizacyjno-politycznych odsuwa widmo konfliktu, lecz nie rozwiązuje problemu, raczej zamraża go i oddala. Ponadto wpisuje się w plan powolnej, lecz konsekwentnej islamizacji Europy, realizowanej przez Bractwo Muzułmańskie.

Piotr Ślusarczyk

dam/euroislam.pl