Warto słuchać filozofów. Zwłaszcza gdy używają metafor rodem z kina akcji – pisze Piotr Legutko w "Gościu Niedzielnym" (nr 25/2017), recenzując książkę Dariusza Karłowicza pt. "Polska jako Jason Bourne", wydaną w bibliotece Teologii Politycznej.

"Zdaniem Karłowicza kryzys, w jakim znalazła się dziś Europa, to właśnie sytuacja filozoficzna. W swojej publicystyce – felietonach, esejach i wywiadach – znakomicie opisuje naturę tego kryzysu, posługując się zarówno argumentami Greków i Rzymian, odniesieniami do polskiej literatury, jak i metaforami rodem z kultury masowej. Jak choćby ta użyta w tytule jego najnowszej książki: „Polska jako Jason Bourne”" - pisze Legutko.

"Dariusz Karłowicz nie ma wąt­pliwości, że Polski nie trzeba wy­myślać na nowo. Jej forma narodziła się bowiem już 1051 lat temu. Nie byliśmy narodem, który został ochrzczony, ale który narodził się wraz z chrztem. To, zdaniem au­tora, bardzo ważne uściślenie, bo właśnie dlatego polskie DNA, na­sza polityczność i kultura są z natury chrześcijańskie, rzymskie i łacińskie" - dodaje autor.
"Karłowicza, zwróconego du­chem ku Południu, irytuje obiego­wa opinia, że polski los sprowadza nas do roli „terytorium” położone­go między Wschodem a Zachodem. Przytacza mało sympatyczny żart, który jest doskonałą ilustracją takiego myślenia: jadący do Moskwy paryżanin i udający się do Paryża moskwiczanin spotykają się w Warszawie i obaj sądzą, że znaleźli się już na miejscu. Jaka zatem jest nasza tożsamość? Kim jest Jason Bourne znad Wisły?" - stwierdza recenzent.

"Czytanie Karłowicza uwalnia od nieznośnego schematyzmu. Na przykład wtedy, gdy dowodzi wielkości autora Trylogii, który absolutnie nie jest żadnym „pierwszorzędnym pisarzem drugorzędnym”, lecz piewcą rzymsko-szlacheckich ideałów obywatelskich, czyli polskości w stanie czystym. Składają się nań: „wizja wspólnoty noszących szable obywateli, koncepcja ustroju mieszanego, którego siłą jest porozumienie i zdolność do samoograniczenia, misja cywilizowania barbarzyńskiego wschodu, nacisk na zwią­zek republikanizmu i religijności, praktycystyczny ideał szczęścia, koncepcja cnoty, a nawet wizja ludzkiej doskonałości jako gotowości do śmierci” - wylicza autor. Dodając (bo nie byłby sobą), że to wszystko „od zawsze było całkowi­cie niezrozumiałe dla lewicowych niedouków biadających nad nienowoczesnością przerastającego ich – nie tylko talentem pisarskim – Sienkiewicza”" - ocenia.

"Autor z filozoficznym spokojem analizuje problemy polityków z egzekutywą czy legitymizacją władzy, ale wychodzi z siebie, gdy widzi, że konflikt wkracza w sferę obyczaju, tradycji, sposobu życia. Do szewskiej pasji doprowadziła go na przykład historia z pasztetem i nagrobkowym zniczem zdobiącym wigilijny stół protestujących w Sejmie posłów. „Wara partiom od spraw, które są od nich większe. Boże Narodzenie to świętość – również dla niewierzących, również w porządku republiki. Niszczenie resztek spoiwa, które skleja popękaną Polskę, jest nie tylko niemądre, ale niebezpieczne”. Amen. Czytajmy Karłowicza!" - kończy apelem Legutko.

mod/Teologia Polityczna