Narrator w Piaskowej Górze Joanny Bator to narrator naiwny[1]. Mówi głosem prostych, niewykształconych ludzi, którzy żyli na małej wsi, a obecnie prowadzą banalną egzystencję w miejskim blokowisku. Zachowuje w stosunku do nich humorystyczny dystans, posługuje się ich słowami, aby oddać koloryt typowy dla tego gatunku człowieka. Narracja ulepiona z opisu zdarzeń oraz relacji samych bohaterów wydarzeń tworzy ciekawą historię. Czytelnik dowiaduje się, iż „Jadzi Chmurze jest ciężko w ciąży i źle ją znosi, bo trudno znieść coś, czego nie można przestać nosić” (PG, 103). Towarzyszy dylematom rodzącej Jadzi, która w grudniu AD 1972 zastanawia się:

jak będzie dziewczynka, to da jej Dominika albo Paulina. To najpiękniejsze imiona z kalendarza i trudno jej zdecydować, które woli. Jak urodzi w styczniu, to się ostatecznie wybierze. O chłopcu Jadzia nie myśli, bo wydaje jej się nieprawdopodobne, by mogła mieć w brzuchu człowieka innej płci. Wszystko jedno co, mówi Stefan, byle zdrowe (PG, 105).

Inteligentny i wrażliwy czytelnik z pobłażliwym uśmiechem przyjmuje rozterki Jadzi. Patrzy jak samotna kobieta przymierza swoje cztery złote pierścionki na palce dłoni zniszczonych szorowaniem, odkażaniem, się poświęcaniem, i obwiesza się sztucznymi perłami z Jablonexu, które widziały niejeden górniczy bal w klubokawiarni Barbara[2]. Nawet w przypadku Stefana (męża Jadwigi), z całą jego paletą wulgarności, czytelnik nie czuje się zbyt dotknięty – ot, mężczyzna, jak to mężczyzna, musi sięgnąć po twardą leksykę w swoich refleksjach o świecie seksu:

Co policzy, to zachodzi ta Jadzia. Stefan sam nie wiedział, co o tym myśleć, bo ostatnio zaszła na przykład nawet wtedy, gdy uważał (…) pochlebiał sobie, że zna się na tych rzeczach nieco, ale w życiu na głos nie wymówił słów seks, penis, pochwa albo miesiączka, którą, jeśli musiał, nazywał ciotką. Poza tym mówił ten-tego, bara-bara, smoczuś, pisiula albo pierożek. Chuj, pizda, pierdolić, gdy był zły albo inni mężczyźni używali właśnie takich słów (PG, 40).

Tenże Stefan okazuje się dobroduszny i pocieszny, gdy kupuje swojej Dziuni „trzy goździki z przybraniem w celofanie, żeby szybko wróciła do siebie [Jadzi leży w szpitalu po dokonaniu aborcji, której zażądał „dzielny” nadgórnik], bo z taką daleką nie wiedział, co robić” (PG, 41)[3]. Wypowiada zdroworozsądkowe sądy o sytuacji kraju w stanie wojennym: „tym, co się nie wychylają, nic nie zrobią (…) ten Jaruzelski trochę wprawdzie mułowaty, ale wygląda, że o porządek umie zadbać, bo narozrabiali na tym Wybrzeżu, oj, narozrabiali. Po co to komu tak się stawiać? Wychylać po co? Wyżej dupy nie podskoczysz” (PG, 221). Z pewną sympatią możemy słuchać jego „żarliwych” (i daremnych) modlitw o wygraną w totolotka, które znajdą swoje kuriozalne wypełnienie:

Ani on, ani nikt inny nie miał się dowiedzieć, że w przeddzień śmierci Pan Bóg nierychliwy wysłuchał jego modłów i poszepnął w końcu właściwe numery Dużego Lotka. Nie szóstkę wprawdzie, lecz piątkę, i w niewłaściwym momencie, ale liczą się dobre intencje i pewnie starczyłoby na ruski kolor, o którym Stefan Chmura marzył (PG, 242).

W sferze duchowej świat piaskogórski okazuje się banalny i pusty. Jadzia popada w jakąś prywatną herezję, w której boginią jest Kobieta-Matka. Stefan modli się do Mamony. Religia sprowadzona jest do marginalnych rytuałów, w których „trzeba” uczestniczyć, ale które nie mają żadnej wartości dla życia bohaterów. Może powieściowa rodzina właśnie taka jest? Może pragnienie Boga i doświadczeń religijnych całkowicie w niej zaniknęło? Na takie dictum zbuntuje się jakaś pobożna dusza (czytelnicza, rzecz jasna), ale życie duchowe w socrealu – przynajmniej hipotetycznie – mogło wyglądać jak w powieści Joanny Bator. Wówczas opisany dramat banalności posiada jeszcze bardziej bolesny wymiar – bez odniesienia do wyższej, duchowej instancji cierpienie człowieka pozbawionego nadziei staje się tym bardziej przejmujące. Czyli wszystko się zgadza? Owszem. Ale jest oczywiście jedno małe „ale”… casus Kazimierza.

Kazimierz Maślak to siedemdziesięciolatek, którego proboszcz Postronek zwerbował do grupy obrońców życia nienarodzonych dzieci[4]. Pijany Kazimierz, wracając z restauracji Stylowej, padł pod kapliczką Matki Boskiej. O świcie spotkał go proboszcz i uznał, iż pobożny parafianin modli się (!) przed figurą Maryi. W ten sposób pijak i bezbożnik zyskuje opinię czciciela Maryi i zostaje zaproszony na spotkanie grupy obrońców życia. Relacja z tego spotkania nie jest bynajmniej opisem odczuć samego Kazimierza; narrator, dobrze znany nam jako narrator naiwny, relacjonuje groteskowe spotkanie. Proboszcz Postronek i dwanaście kobiet tworzą radę obrońców życia, na jej czele stoi magister Helena Demon, śpiewająca kiczowate piosenki w obronie dzieci nienarodzonych. Twórczość Heleny Demon, o żenującej wartości artystycznej, podnieca jednak skacowanego Kazimierza Maślaka, tym bardziej że emerytowana nauczycielka nagle przemienia się w ekscytującą Sharon Stone. Kazimierz Maślak, aby zwrócić na siebie uwagę pań, wygłasza mowę oskarżycielską przeciwko winnym zbrodni dzieciobójstwa:

Lekarza więzieniem długoletnim. Kobietę dożywociem, a jak żona wbrew woli męża wyskrobała, surowiej jeszcze niż jak panna. Bo taka ab…orcja to jest… ludobójstwo jakiegoś doktora Mendele. Panie Kazimierzu! Helena Demon uniosła się i błysnęła głębią, przekładając pod spód wierzchnie swe udo. Pan z ust mi to wyjął, panie Kazimierzu. Stanęło na tym, że za miesiąc Kazimierz Maślak i Helena Demon do samego Wrocławia pojadą i spotkają się z tamtejszą grupą obrońców życia poczętego w celu połączenia sił (PG, 301).

Podniecenie sięga zenitu: po kiczowatych wierszykach o zbrodni tych, którzy dopuszczają się aborcji, po mowie (w niej pojawia się pijacki bełkot „ab…orcja” oraz zabawny (?) błąd językowy Mengele – Mendele) skacowanego Kazimierza Maślaka, którego życie moralne to pasmo różnych niegodziwości[5], po erotycznej scenie rodem z Nagiego instynktu, otrzymujemy jeszcze w pakiecie żałosną aluzję do seksu oralnego. Narrator naiwny okazuje się narratorem perwersyjnym. W powieści narrator raz po raz relacjonuje „skrobankę”, bez większej troski o dziecko, które zostaje zabite; nie dostrzegamy również jakiegoś szczególnego żalu w rodzicach „wyskrobanego” dziecka. Można to uznać za swoisty chwyt narracyjny – pustka towarzyszy rodzicom przed aborcją i po jej dokonaniu… bo taki jest świat! Tym razem jednak groteskowy świat obrońców życia (z parodią chrześcijańskiego orędzia – w miejsce Jezusa i jego dwunastu uczniów zostaje postawiony ksiądz ze znaczącym nazwiskiem „Postronek” i dwanaście starszych pań, zaś ich antyaborcyjnym prorokiem staje się skacowany pedofil) ujawnia narratora jako osobę wyjątkowo cyniczną. To nie Stefan i Jadzia są biedni i ograniczeni moralnie – to narrator (z własną doktryną o wolności dokonywania aborcji) jest żałosny i godny politowania[6]. Skąd uważny czytelnik to wie…? Wystarczy popatrzeć na Kazimierza Maślaka (PG, 297-301) – i wszystko jest jasne!

 Z piaskogórskiego świata skrobanek, pedofilów i lesbijek nie ma ucieczki. Prawdziwa miłość okazuje się niemożliwa – Dominika i ksiądz Adaś zostają pokonani przez proboszcza Postronka i Leokadię, matkę wikarego (PG, 432). Przy okazji nasz naiwny i słodki narrator ośmiesza całą walkę duchową, którą podejmuje młody ksiądz. Ksiądz Adaś „śmieszy” podczas swoich rozterek przy spowiedzi (PG, 377), „bawi” podejmując nieudaną próbę samobiczowania – stłukł przy tym gipsową figurę Matki Boskiej (PG, 416). Najbardziej jednak humorystyczny obraz religijności duchownych z Wałbrzycha przekazany został w mowie proboszcza Postronka, który strofuje zakochanego Adasia:

Celibat to naśladowanie Chrystusa, który nie miał żony i w ogóle od kobiet stronił. Naśladować Chrystusa, otóż cel Adasia. Bezżennym zostać dla Królestwa Niebieskiegoż, jak pisze święty Mateusz. A święty Paweł też gdzieś, ten zaś, kto wstąpił w związek małżeńskiż, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać żonie. I ma te, rozterki. Owocem celibatu, nawet jeśli późno dojrzewa, jest nieziemskiż wręcz pokój w sercu. To nie jest taki pokój, jaki dają żona, dzieci. Celibat to coś, co pozwala zakosztować na ziemi życia aniołów. Aniołów! (…) A diabeł kusi, oj, kusi. Ku zatracież zwodzi pod postaciąż niewiasty. Bronić się trzeba. Jak? Unikać pokus niepotrzebnychż. Unikać! Nie rozmawiać o sprawach nieczystychż. W telewizji, w książkach nie oglądać, nie czytać niczego, co czystościż zagrozić może. Ani w gazetach. Nie myśleć o rzeczach czystość kalającychż. Trudneż? To jest zmaganie z naturą! Z ciałem grzesznym (PG, 416-417).

Przyznajmy, iż narrator natrudził się, aby stylizacja języka biblijnego zabrzmiała w mowie księdza Postronka odpowiednio „duchowo”. A partykuła „-ż” robi naprawdę groźne wra-ż-enie! Ależ, czyż nie ma takichże księżyż Postronków i księżyż Adasiów? Czyż narrator nie powiedział całej prawdy i tylko prawdy? Owszem, zdarzyć się może proboszcz niczym postronek i infantylny ksiądz wikariusz. I wówczas pustka Piaskowej Góry staje się również pustynią duchową. Jedyne, co pozostaje to ucieczka do lepszego świata. Do intelektualnego Enerefu lub duchowej Pasadeny. Z cynicznym uśmiechem można wówczas powiedzieć, iż wszystkiemu winni są rozmaici Postronkowie (to oni moralizowali o Bogu, miłości i prawdzie, a świat tymczasem poszedł w inną stronę). I odlecieć do Chmurdalii.

* * *

W powieści Joanny Bator podróżujemy z Wałbrzycha do krainy marzeń. A może tylko idziemy od skrobanki do skrobanki? Od Gierka do Jaruzelskiego? Od Kuchni polskiej do Kodu Leonarda da Vinci? Aż po pustą kartkę, której nie warto oglądać. „Polityka to odpowiednio donośne powtarzanie tego, co mówią inni zgromadzeni, w takich słowach, jakich sami chcieli użyć, ale jakoś im nie wyszło” (PG, 301) – Joanna Bator zapisuje westchnienie Kazimierza Maślaka i trudno buntować się wobec tak celnej definicji. A literatura…? Otóż i to! Jeżeli „literatura” również jest głośnym opowiadaniem tego, co mówią „inni zgromadzeni”, to… jeszcze nic! Ale jeżeli opowiadamy tylko po to, by zyskać aprobatę, oklaski i owacje, to już wyjątkowo oportunistyczna postawa. Wówczas wspaniała baśń o człowieku, zamieszkującym we współczesnej wieży Babel, zamienia się w obleśne beknięcie Shreka, który z rozbrajającą szczerością tłumaczy swojej Fionie: „Z dwojga złego, lepiej tą stroną…” Niby wszystko okay, ale przecież człowiek nie jest ogrem! Genialna proza utalentowanej pisarki – oddana na służbę ideologii – staje się głupią gadaniną. A wszak nie taki jest cel literatury.

Powieść feministyczna, liberalna i lewicowa w świecie feministycznym, liberalnym i lewicowym nie musi nawet udawać zbuntowanej. Nowy wspaniały świat należy do nowoczesnej młodzieży (już całkiem dojrzałej i zaawansowanej wiekowo), która z sentymentem wspomina „stare dzieje”. Może nawet pozwolić sobie na swoistą moralistykę: w starym świecie głoszono wiarę w Boga i miłość do życia, chociaż żyło się od skrobanki do skrobanki. W świecie nowym – w którym nie ma Boga, religii i kultury – skrobankę zastąpiła dobroduszna Matka Aborcja, w jej objęcia należy bez lęku powierzyć swoje sumienie. Projekt ubóstwienia człowieka skończył się jego ubestwieniem. A zatem już wszystko dobrze? Tak, wszystko jest w jak najlepszej porządku, z fotografii na okładce spogląda na nas zamyślona Joanna Bator, laureatka nagrody literackiej „Nike” (2013). Wszystko jest w jak najlepszym porządku, Joanna nazywa się Bator, a nie Bunt-or, i nie wypada nawet myśleć, że coś jest nie tak.

ks. Stefan Radziszewski

Fragment Siedmiu zbuntowanych. Bunt w młodej prozie polskiej ks. Stefana Radziszewskiego, wykładowcy literatury w kieleckim seminarium duchownym.                      

 



[1] J. Bator, Piaskowa Góra, Warszawa 2009; dalej cytowane jako PG.

[2] Jadwiga Chmura staje się w takich chwilach królową Jadwigą z Piaskowej Góry (PG, 225).

[3] Jadzia zaszła w ciążę siedem tygodni po urodzeniu Dominiki (i martwej Pauliny).

[4] Duchowni zostali przedstawieni w Kamiennej Górze dość humorystycznie, już same nazwiska budzą uśmiech.  Kapelan górniczego stanu to ksiądz Piwariusz (nie stroni od alkoholu, jest częstym gościem spotkań w karczmie): „ksiądz Piwariusz jak to ksiądz, tylko stuła w kolorach górniczych, czarno-zielona i młotami górniczymi ozdobiona; obok Icek Łapcycek” (PG, 36). Bezimienny ksiądz Postronek to proboszcz parafii państwa Chmurów, natomiast wikariusz, ksiądz Adaś, to infantylny i egzaltowany młodzieniec, który wdaje się w romans z licealistką, aby później uciec „na studia” do Rzymu. Z całej trójki duchownych żaden nie jest człowiekiem duchowym.

[5] Kazimierz Maślak w latach wojennych przygarnął dwie dziewczynki, które niby adoptował, a potem wykorzystywał – „bliźniaczki z Brzezinki naciągnęły go na podwójną skrobankę” (PG, 299), a i obecnie nie kryje swojej pedofilskiej natury: „Siódmy krzyżyk ma na karku, ale on jeszcze niejednemu młodemu by pokazał. Kazimierz słyszał, że w takiej Tajlandii, w Afryce, małe dziewczynki są do wyboru, do koloru dla każdego, kto ma pieniądze” (PG, 301).

[6] Zupełnie inaczej problem, którym z taką „ironiczną” pasją zajmuje się wałbrzyska saga rodziny Chmurów, sportretował wrocławski poeta: „pusta scena ciemno/ przez scenę przebiega podskakując/ naga dziewczynka lat 7/ muzyka/ przez scenę przebiega goły chłopczyk/ lat 8/ trzy minuty ciszy/ przez scenę przebiega dojrzały/ pedofil/ (głos trąb lub trombit)/ światło oślepiające/ przez scenę przebiega/ nagi podinspektor policji/ (przez widownię przebiega/ goła rzeczniczka molestowanej/ przed trzydziestu laty sekretarki/ prezydenta izraela…)/ na scenę wchodzi goły/ jak święty turecki/ król Jan Sobieski/ wypija z Marysieńką/ kawę po turecku/ Marysieńka ma orgazm/ i okres itd.” (T. Różewicz, teatr goły, [w:] tegoż, Kup kota w worku (work in progress), Wrocław 2008, s. 41-42).