Jestem przykładem człowieka, który przez pierwsze 21 lat swojego życia był wychowywany wedle zamiarów diabła. Nie będąc ochrzczony, w wieku sześciu lat zauważyłem, że moi rodzice zmieniają kolor ciała. Pamiętam jak podszedłem do mojego ojca i zapytałem: „Tatuś, dlaczego jesteś pomarańczowy? A teraz dlaczego jesteś błękitny?" Mój ojciec bardzo się martwił. Podejrzewał, że jestem chory psychicznie. Moje pytanie wynikało z faktu, że zacząłem widzieć aurę (inaczej: Tumo, Prana, Ci lub Ki), która zmienia swoje zabarwienie w zależności od sytuacji psychofizycznej człowieka. Niezrozumiany przez otoczenie (nie tylko rodziców, także przez kolegów) zamknąłem się w sobie i popadłem bardzo szybko w kompleks wyższości. Dlaczego? Ponieważ stopniowo doskonaląc zdolności parapsychiczne mogłem wiedzieć i widzieć u innych to, co dla nich samych było nie dostrzegalne. Skupiłem się na głosie w umyśle, który instruował mnie, w jaki sposób rozwijać te umiejętności do entej potęgi.

Głos ten gwarantował, że, w ostateczności, osiągnę miłość i radość, której tak bardzo mi brakowało. Była to forma przyswajania wiedzy, która powoli, subtelnie, przeistaczała się w żądzę władzy. Im byłem starszy, tym częściej zamykałem się w pokoju na długie godziny i praktykowałem medytację buddyjską opartą na asanach (system jogi). Uczyłem się od tajemniczego głosu technik oddychania, panowania nad ciałem, aby w ostateczności rozwinąć tzw. moce siddhi (nazwa hinduska określająca moce nadludzkie osiągane przez techniki medytacji Orientu). Tym głosem wydawał się być Bóg...

ILUSION

Dzień w dzień stawałem się coraz większym potworem, aby w wieku 15 lat osiągnąć moc czytania w myślach, bioenergoterapii, techniki zabijania na odległość, techniki autohipnozy i inne, o których nie ma sensu wspominać. Największą wygraną szatana było to, iż wadliwie interpretowałem pojęcie dobra i zła. Byłem wychowywany w przekonaniu, że świat jest relatywny, a prawa nim rządzące zmienne. Uważałem, że dla jednego człowieka słuszne jest picie wódki, dla drugiego nieograniczony seks, a dla jeszcze innego post i modlitwa. Każdy ma swoje potrzeby i ma prawo je zaspakajać – póki inni nie widzą... i się nie gorszą? Wiara w reinkarnację sprawiła, że przestałem w ogóle przejmować się cierpieniem bliźnich, ponieważ byłem przekonany, że tragedie i niedole ludzkie są wynikiem grzechów z poprzedniego życia. Obojętność i znieczulica opanowały moje serce. Uzasadniałem moje postępowanie wiarą w to, iż jeżeli pomógłbym człowiekowi w kłopotach, to w następnym życiu i tak będzie musiał spłacić swój „dług". Nie pomagając mu przyspieszam proces oczyszczenia duszy, czyli dokonuję dobrego uczynku. Czy to jest miłość?

W wieku 16 lat dokonałem kolejnego wyboru, który jeszcze bardziej pogłębił moją depresję. Jako buddysta, czyli osoba wierząca, że ostatecznym szczęściem i celem jest oderwanie się od rzeczywistości i osiągnięcie stanu pustki myślowej, porzuciłem tę drogę i zacząłem czcić moce zła (które niby miały się równoważyć z mocami dobra). Dlaczego? Ponieważ zło dawało mi upragnioną, natychmiastową satysfakcję - władzy i prestiżu. One zaś zastępowały w moim chorym sercu brak akceptacji ze strony ludzi mnie otaczających. Potrafiłem leczyć w spektakularny sposób choroby nieuleczalne w medycynie konwencjonalnej. Potrafiłem zrozumieć potrzeby emocjonalne i uczuciowe ludzi poprzez wysoko rozwiniętą empatię. Praktykowałem okultyzm pośredni (kartomancję, spirytyzm, ezoterykę), oddawanie czci szatanowi, nie będąc tego świadomym. Posiadałem możliwości, których prawdziwy Bóg nie chciał mi dać. Szatan zadbał, aby stało się inaczej! Pogrążałem się coraz bardziej w paraliżującym smutku, który zżerał mnie od środka. Im więcej dokonywałem czynności magicznych, tym silniej zaciskała się pętla na moim gardle.

REDEMPTOR

Któregoś dnia popatrzyłem na siebie w lustrze. Byłem blady, moje oczy wyglądały jak szparki, ręce drżały jak u alkoholika, a moja twarz wyrażała przedśmiertne wyczerpanie organizmu. Przerażający widok osiemdziesięciolatka zmiótł moją dotychczasową wiarę w potęgę. Ja jej tak naprawdę nigdy nie miałem! Ciekły mi łzy z podpuchniętych oczu i po raz pierwszy w życiu ośmieliłem się przyznać, że - umieram. Padłem wtedy na kolana i powiedziałem Bogu, że jeżeli istnieje to niech się odezwie, niech mi pomoże, niech mnie ratuje. Pierwszy raz w życiu nabrałem odwagi, aby się przyznać do tego, że jestem nieszczęśliwy - wyczerpany nerwowo i psychicznie. Szatan wyssał ze mnie ostatnie siły, wszystko, co było we mnie - i musiałem się do tego przyznać. Ja! Ja - ten wielki mag wszechczasów - jestem nikim...

Ale Bóg temu zaprzeczył. Powiedział, że mnie kocha: „Nie lękaj się, tak długo cierpiałeś. Pomogę ci, ale nie zrobię tego jeżeli sam tego nie zapragniesz całym swoim sercem." Powiedziałem: „Tak! Tak! Tak! Wygrałeś. Dopomóż mi Boże!" Bóg przemówił: „Tak długo czekałem na twoje pokorne słowa. Nie lękaj się, pomoc już nadeszła, lecz owoce jej zobaczysz później. Szukaj Mnie, a ja będę szukał ciebie." Poznałem wtedy pierwszy dar Ducha Świętego - nadzieję, która sprawiła, że odkryłem tak bardzo dla mnie nieznany pokój.

Po odrzuceniu okultyzmu, szukałem „boga dobroci". Problem polegał na tym, iż wychowany w systemach i mentalności orientalnej (do dwudziestego roku życia bez jakiejkolwiek wiedzy o chrześcijaństwie) poszukiwałem Boga, który jednocześnie głosiłby dogmat o reinkarnacji. Do chwili nawrócenia nie przyszło mi do głowy, że to Jezus Chrystus jest tym Miłosierdziem, które ucałowało me schorowane serce. Natrafiłem wówczas na ruch hare krsna.

ROSARIO

Członkowie tego ruchu twierdzili, że Bóg jest miłością, a reinkarnacja formą czyśćca. Zaangażowałem się bardzo poważnie. Chciałem całym ciałem, sercem i umysłem być pobożny. Umartwiałem się, pościłem, przestrzegałem zasady modlitw i rytuałów, aż „do bólu". Mantrowałem dzień w dzień po dwie godziny powtarzając imiona boga. Chciałem być dobrym człowiekiem, zdolnym do żalu, miłosierdzia i szczerości. Byłem przekonany, że bronię i wierzę w prawdziwego Boga. Nie wyobrażałem sobie innej drogi życia. W ostateczności, pod wpływem mojego guru-maharaji, odrzuciłem i wyrzekłem się wszystkiego, pozostawiając mieszkanie, rezygnując ze studiów i małżeństwa. Pragnąłem szczerym sercem odpokutować grzechy... Zjadłem coś, umyłem się, spakowałem pięć ciuchów i parę gaci i wprowadziłem się do świątyni jako nowicjusz kandydujący na kapłana.

Moje odejście wywarło wielki szok i niezrozumienie ze strony rodziny. Tego dnia nagle wszyscy ocknęli się. Ruch hare krsna jest na liście najniebezpieczniejszych sekt w Polsce.

Jako osoba świecka bardzo często uczęszczałem do świątyni, aby się modlić. Wtedy, pewnego zwykłego dnia, bóg objawił mi się i przemówił: „Jesteś wielce pobożny, osiągnąłeś wielką świętość. W nagrodę obdarzę cię darem uzdrawiania, ale pod jednym warunkiem: będziesz trzema uczuciami, którymi jestem." W amoku emocji nie myślałem długo. Cóż, jestem święty! W końcu od rana do wieczora służę z wielką pokorą. Przyjąłem propozycję bez większego namysłu. Po tym zdarzeniu leczyłem ludzi bioenergoterapią. Jak to się stało, że nie zauważyłem, iż historia lubi się powtarzać?

Anna (moja niedoszła żona) przerażona sytuacją zrozumiała, jak bardzo, pomimo szczerości, obiegałem od Prawdy. Modliła się we łzach odmawiając codziennie jedną cząstkę różańca. Trwało to trzy tygodnie. Próbowała bezskutecznie zaprowadzić mnie do ekspertów od sekt i socjotechnik, aby mnie „obudzili". W końcu, któregoś dnia podczas modlitwy, pękł jej różaniec i w sercu usłyszała głos, który ją uspokoił i zachęcił do ponownej próby spotkania się ze mną. Zrobiła to. Pojechała do mnie z założeniem, że to ostatni raz. Gdy weszła do pokoju, byłem nastawiony do niej bardzo wrogo. Miałem wrażenia klaustrofobiczne. Tym nie mniej zauważyłem coś niesłychanego. Dziewczyna miała otoczkę auryczną, lecz światło to nie oddziaływało na moje zmysły tak, jak w przypadku energii Ci. Poczułem przenikającą, lecz nie zniewalającą siłę, która sprawiła, że zapragnąłem posłuchać, co ma mi do powiedzenia. Anna przedstawiła propozycję, abym spotkał się z pewną osobą (zakonnicą dominikanką) tylko jeden raz. Po tym spotkaniu, jeżeli będę chciał, już nigdy więcej nie będzie mnie nawiedzać i starać się mnie namówić na poznanie innych „bardziej prawdziwych religii świata". Zgodziłem się. Poszedłem na spotkanie doskonale przygotowany teologicznie. Znałem pismo święte hinduskie (Bhagavad-Gita) prawie na pamięć. Byłem przekonany, że spotkanie to tylko utwierdzi mnie w wierze, bo przecież co może wie- dzieć jakaś tam zakonnica o tak wzniosłej filozofii i kulturze, jaką jest wedyzm. Uważałem, że chrześcijanie to pomyleńcy, którzy bazują na wypaczonym piśmie na skutek nieprawidłowych tłumaczeń i prywatnych interpretacji tekstu. Co najważniejsze - negują dogmat reinkarnacji!

METANOIA

Znam twoje czyny,

że ani zimny, ani gorący nie jesteś.

Obyś był zimny albo gorący!

A tak, skoro jesteś letni

I ani gorący, ani zimny,

Chcę cię wyrzucić z mych ust.

(Apokalipsa św. Jana 3,15-16)

Nigdy nie byłem letni. Cała moja nędza była otoczona żarliwym postanowieniem odnalezienia odpowiedzi na pytanie dotyczące sensu życia. Błądzenie jednak sprawiło, że byłem jak zgnilizna - gorąca zgnilizna... Potraktowałem spotkanie bardzo poważnie, myśląc, że będzie to dobra okazja, aby zweryfikować własną wiedzę i słuszność doktryny, której broniłem. Faktycznie bardzo mnie zaintrygowało, co takiego chrześcijanie widzą w Jezusie, że nie dostrzegają „piękna" mojego boga (Krsny). Rozmowa była spokojna. Wymienialiśmy poglądy i sposoby patrzenia na życie, zarówno przed jak i po śmierci. Rozmawiałem z nią z wielką przyjemnością. Okazało się, że była w Indiach czternaście lat. Pracowała t am jako pielęgniarka. Wreszcie napotkałem człowieka, który mówił moim językiem (mam na myśli mianownictwo teologiczne Puranów i Wed). Doskonale rozumiała zasady życia i etykiety rangi społecznej, którą reprezentowałem (kasta ksatriów - wojowników).

Szczery i starający się obiektywnie rozważyć tezę zakonnicy, że jestem ofiarą sekty, nie mogłem zaprzeczyć jej twardej logice, która ukazała mi prawdę o reinkarnacji, bałwochwalstwie i kulturze wedyjskiej. Tego dnia zadałem najważniejsze pytanie mojego życia: „Jezu, czy to Ty, Panie, któryś przemówił do mego serca, gdy na progu samobójstwa błagałem o prawdę?" Czyż chwila nawrócenia nie jest piękna?

RATIO ET FIDES

Pozwolę sobie przedstawić najważniejsze tezy i antytezy, które poruszyliśmy z siostrą Michaelą Pawlik podczas rozmowy:

1. Wiara w reinkarnację polega na tym, że dusza i ciało są jednym i tym samym. Każda dusza w swoim cyklu „życia-śmierci" bierze początek od pyłu, przechodząc przez najniższe stworzenia jak trawa, insekty, zwierzęta, kończąc na najwyższym stopniu ewolucji - czyli człowieku. Oznacza to w praktyce, że wierzący w reinkarnacje oceniają poziom duchowości danej istoty żywej na podstawie poziomu ewolucji biologicznej.

2. Wśród ludzi wyróżnia się cztery kasty: Sudra, Vasya, Ksatrya, Bramin. Ludzie z kast wyższych są uważani za ludzi bardziej oświeconych duchowo (lepsza karma, czyli bilans skutków z poprzednich istnień). Sudrowie są najniższą kastą, bramini najwyższą.

3. Świadomość, którą posiadamy, determinuje rzeczywisty poziom naszej duchowości. Jeżeli ktoś jest pijakiem, to nie jest wart więcej niż zwierzę. W następnym życiu nie dostanie przez prawo natury ciała ludzkiego lecz np. psa.

4. Od Sudrów nie wymaga się postaw moralnych, ponieważ są to dusze, które po raz pierwszy przyjęły ciało ludzkie. Ich świadomość (czyli duchowość) nie jest wystarczająco wysoka, aby zrozumieć moralność czy etykietę kast wyższych. Sudra może defekować na środku salonu i nikogo to nie zdziwi. Wiara w reinkarnację jest formą rasizmu

5. Sudrom zabrania się kształcić w szkołach i na studiach. Tłumaczy się to tzw. dharmą, czyli obowiązkami moralnymi danej kasty. Ich dharmą jest służenie

niewolniczo członkom kast wyższych.

6. Bramini mają najwięcej przywilejów. Są bezkarni. Każde niesprawiedliwe potraktowanie członka niższej kasty ze strony bramina jest traktowane

jako laska i możliwość oczyszczenia się z tzw. złej karmy. Nadużycia są szczególnie częste w sferze seksualnej.

7. Emanacja energii człowieka z wyższej kasty (czyli jego obecność) powoduje oczyszczenie duchowe (czyli uświęcenie) człowieka z niższej kasty. Stąd hindusi składają pokłony swoim zwierzchnikom dotykając choćby ich butów. Traktują to jako łaskę.

8. Bramini (czyli mistrzowie duchowni - gurumaharajowie) są nieomylni i są jedynymi osobami mogącymi poprowadzić człowieka do uświęcenia Bez guru postęp duchowy jest niemożliwy. Definiowanie zła i dobra poprzez wiarę w reinkarnację jest skandaliczną socjotechniką, mającą na celu utrzymanie władzy i dóbr materialnych przez elity społeczne.

9. Wiara w reinkarnację polega na założeniu, że to sam człowiek drogą ewolucji (cyklu życia-śmierci) staje się bogiem. W postaci boskiej jest w stanie tworzyć i wpływać na świat materialny.

10. Hindusi nie wierzą w zbawienie w sensie chrześcijańskim, ponieważ bogowie (ciosane bożki), do których się modlą, są obecnościami zaawansowanych dusz.

11. Bóg czy też pół-bóg jest duszą „zrealizowaną", czyli uwolnioną od przywiązania do zmysłów i świata materialnego. Wiara w reinkarnację (w hinduizmie) jest tak naprawdę ateizmem, czyli nie jest religią, jak sieją potocznie nazywa.

12. Tylko bramini są wtajemniczani w praktyki i techniki „jogi mistycznej".

13. Mistyka w sensie orientalnym (szczególnie w hinduizmie!) oznacza rozwijanie mocy parapsychologicznych - siddhi. Do najpopularniejszych należy: umiejętność lewitacji, empatii, bioenergoterapii, materializacji obiektów, telekinezy, autohipnozy, hipnozy zbiorowej i indywidualnej.

14. Siddhi to najwyższa forma świadomości, czyli duchowości.

15. Siddhi służą temu, by epatować i kontrolować resztę społeczeństwa przez ślepą ufność. Mistyka orientalna jest okultyzmem, a nie pracą nad swoimi ułomnościami (tak jak to jest w chrześcijaństwie).

16. Sekty neohinduistyczne i neobuddyjskie nie przekazują całej wiedzy związanej z prawdami wiary (wiedza tajemna), lecz segregują ludzi i wtajemniczają tylko wybranych.

17. Sekty neohinduistyczne wprowadzają elementy prawd wiary chrześcijańskiej, aby zatuszować manipulacje i ułomności ludzkie elit duchownych. Różaniec jest najskuteczniejszą bronią przeciw szatanowi.

CZAS EGZORCYZMÓW

Po przyjęciu sakramentów dobrowolnie i świadomie byłem egzorcyzmowany. Jezus Chrystus pokazał mi wówczas moją nędzę. Pokazał mi, że tymi trzema uczuciami, którymi miał być Krsna były nienawiść, zazdrość i pycha - a największa z nich to pycha.

Błogosławione niech będzie Święte i Niepokalane Poczęcie Najświętszej Maryi Panny, Matki Bożej. Kłaniamy Ci się Chryste, i błogosławimy Tobie, żeś przez krzyż Twój święty odkupił świat. Najświętsze Serce Jezusa, zmiłuj się nad nami. Błogosławione niech będzie święte i Niepokalane Poczęcie Najświętszej. Amen.

SERGIUSZ O.

Tekst pochodzi z kwartalnika FRONDA (nr. 25/26 2006r.)