Niekorzystne dla Polski przepisy dotyczące zaostrzenia zasad w transporcie międzynarodowym w Unii zostały w czwartek przyjęte w Parlamencie Europejskim. To jeszcze nie kończy nad nimi prac. Teraz rozpoczną się negocjacje europarlamentu z krajami członkowskimi i one zdecydują o ostatecznym kształcie przepisów.

Po burzliwym głosowaniu i kilkukrotnych próbach jego przerwania przez Polaków Parlament Europejski przyjął przepisy dotyczące zaostrzenia zasad w transporcie międzynarodowym. Polacy zapowiadają, że sposób głosowania zaskarżą do unijnego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu. Większość europosłów opowiedziała się za tym, by sektor przewozów międzynarodowych był objęty restrykcyjnymi przepisami o delegowaniu pracowników. Chodzi o czas pracy kierowców i ustaloną płacę minimalną plus wszystkie dodatki obowiązujące w kraju, w którym realizowane byłyby przewozy.

Europosłanka PO Danuta Jazłowiecka powiedziała, że przepisy w takiej formie doprowadzą do wzrostu kosztów, biurokratycznych wymogów, a także bankructwa wielu firm. - Od siedmiu lat europosłom towarzyszą emocje dotyczące delegowania pracowników, ale dzisiaj sięgnęły zenitu. W mojej ocenie posłowie lewicy Europy Zachodniej przekroczyli wszelkie możliwe granice jeśli chodzi odpowiedzialność za prawo, które tutaj stanowimy. Przeszły bardzo złe rozwiązania. To, co się dziś stało, to jest złamanie jakichkolwiek zasad funkcjonowania Unii Europejskiej na zasadzie partnerstwa, solidarności i współpracy - skomentowała Danuta Jazłowiecka.

Kierowcy będą objęci przepisami o delegowaniu zaraz po wyjeździe za granicę. Jeśli będą realizować przewóz na przykład przez pięć krajów, firmy, które ich wysyłają, będą musiał wypełniać pięć różnych dokumentów i znać zawisłości prawne każdego państwa. Wyłączone z delegowania będą tylko przejazdy w ramach umów bilateralnych. Tymczasem polskie firmy, które realizują przewozy we Francji i w Niemczech, zazwyczaj je łączą.

Europoseł PiS Kosma Złotowski powiedział, że te przepisy właściwie uniemożliwiają także przejazdy kabotażowe. Sceptycznie odniósł się do przyjętego raportu o warunkach pracy kierowców, który nazwał zabawnym. - Te warunki będą wspaniałe, kierowcy będą musieli nocować w hotelu, a nie w kabinie. Tyle tylko, że nie ma ani parkingów, ani hoteli i są wymogi towarzystw ubezpieczeniowych, które żądają, by kierowca cały czas był w pojeździe. Przyjęliśmy prawo, które jest księżycowe. Tam pewnie by się sprawdzało, w Europie nie - skomentował. Zapowiedział, że Polacy zaskarżą sposób głosowania nad przepisami, które - jak mówił - odbyło się niezgodnie z regułami.

Europoseł PiS Karol Karski skrytykował pogrupowanie w bloki ponad tysiąca poprawek, które wzajemnie się wykluczały. - Nie były tematyczne, lecz zostały pogrupowane biorąc pod uwagę ich autorów. Szereg poprawek było głosowanych łącznie, mimo że zawierały one różne, odmienne propozycje - tłumaczył. - Nie powiem: dzień dobry - bo to jest zły dzień dla parlamentaryzmu europejskiego co do formy i treści - skomentował z kolei europoseł Janusz Lewandowski z PO. Dodał, że forma zostanie zaskarżona do unijnego Trybunału, a w treści - jak mówił - jest klimat protekcjonistyczny Zachodniej Europy.

Na przeforsowanie przepisów naciskają przede wszystkim Francja i Niemcy, które mówią o wojnie z dumpingiem socjalnym. Polska i państwa naszego regionu odpowiadają, że to protekcjonizm gospodarczy i próba wyparcia z unijnego rynku tańszej konkurencji. Te przepisy są niekorzystne dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej, ale najbardziej ucierpi Polska, która ma największą flotę transportową w całej Unii Europejskiej.

Przegłosowanie dziś przepisów o transporcie międzynarodowym nie kończy prac nad przepisami. Ostateczny ich kształt będzie zależał od wyniku negocjacji przedstawicieli Parlamentu Europejskiego i krajów członkowskich. Teraz wszystko w rękach Rumunii, kierującej pracami Unii Europejskiej, która jest odpowiedzialna za zorganizowanie tych rokowań. Polacy mają nadzieję, że Rumuni, którym też przepisy się nie podobają, będą opóźniać rokowania, by akceptował je już nowy Parlament Europejski, wyłoniony po majowych wyborach . Ten niekoniecznie musi z propozycjami się zgodzić i może zaproponować swoje.

yenn/IAR, Polskie Radio