"Gdy Jarosław Kaczyński zapełniał listy wyborcze PiS osobami z tytułami profesorskimi, wykładowcami akademickimi, miał zapewne nadzieję na wypowiedzi mądre i pełne godności, które pokażą, że Prawo i Sprawiedliwość jest ugrupowaniem inteligenckim. W przypadku prof. Krystyny Pawłowicz musiał się poczuć lekko zawiedziony" - stwierdził publicysta w "SE".

Jak przyznaje Warzecha zdarzyło mu się kilka razy dyskutować z prof. Pawłowicz.

"Zdarzyło mi się raz wziąć udział z panią profesor w panelu poświęconym Unii Europejskiej. Muszę przyznać, że mój sceptycyzm wobec UE - podobno dość silny - okazał się niemal euroentuzjazmem przy tezach poseł Pawłowicz. Przy innej okazji pani poseł streściła je następująco: "Jestem z gruntu przeciwna Unii. Czekam i modlę się, żeby to się po prostu samo rozwaliło".

"Pani profesor ma spore grono fanów wśród dziennikarzy prorządowych - przyznaje Warzecha. - Gdy trzeba pokazać straszną twarz PiS, postraszyć homofobią albo nietolerancją, ona zawsze chętnie współpracuje. Czasami sprawdza się nawet lepiej niż Antoni Macierewicz" - podsumowuje prof. Pawłowicz Łukasz Warzecha.

Ab/se.pl