Donald Tusk prezydentem?

Czy człowiek, który porzucił funkcję premiera Polski i polskie sprawy dla wysokopłatnej funkcji cięcia w zagranicznej instytucji, którą to funkcję „zdobył” robiąc z polskich interesów liczne zewnętrzne prezenty, przedłużył ją sobie wbrew stanowisku Polski i trwa tam jako przedstawiciel maltańsko-niemiecki, ma w ogóle jeszcze moralne i honorowe prawo ubiegania się, tym razem o najwyższy, najbardziej prestiżowy urząd w Polsce - urząd prezydenta RP?

Do tego będąc wplątanym w zbrodnie zdrady stanu, zdrady swego państwa?
A skąd pewność, że gdyby ten urząd objął, znowu nie przehandlowałby Polski za jakieś większe srebrniki?

D. Tusk nigdy przy tym nie odwołał i nie przeprosił za swe życiowe kredo, iż „polskość to nienormalność”... Czy Polacy powariowali, czy znikczemnieli dopuszczając w ogóle pomysł, iż ktoś tak wynarodowiony z polskości, skompromitowany jako tchórz smoleński, kłamca, jako "przywódca" polityczny porzucający swój kraj w trakcie pełnienia funkcji premiera, jako "Polak" działający na szkodę Polski, współczesny Nikodem Dyzma polskiej polityki, klepany po gębie przez wrogich Polsce unijnych chlebodawców – miałby pohańbić urząd polskiego prezydenta?

Donald Tusk? Co najwyżej haratanie w gałę, cygara, przebieżki z obstawą i samoopalacz. Na Malcie. I z zakazem zbliżania się do polskich granic. Bo w Polsce - to tylko Cela+

Krystyna Pawłowicz

krp/facebook.com, Fronda.pl