Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Media usiłują przekonywać, że rodzice w szpitalu w Białogardzie nie powinni ,,stawiać się'' lekarzom, bo lekarze dbają o zdrowie dziecka - małej Lilianny. Czy rzeczywiście? Dawanie preparatów, które nie mają nawet polskiej ulotki ani właściwego atestu i próba zbombardowania noworodka szczepieniami bez wyjaśnienia rodzicom czegokolwiek - tak postępuje teraz dobry lekarz?

Poseł Paweł Skutecki (Kukiz'15): Patrzę na tę sprawę od strony pacjenta, a nie lekarza. Lekarz ma swoje wytyczne, oczywiście, natomiast pacjent ma swoje niezbywalne prawa pacjenta i jednym z tych praw jest dostęp do rzetelnej informacji na temat procedur czy preparatów, które lekarz chce użyć. W tym wypadku nie było nawet możliwości uzyskania takiej informacji. Nawet nie ze względów kompetencyjnych tylko ze zwykłego, zdrowego rozsądku - jeżeli nie wiem i nikt nie może mi powiedzieć, co tak naprawdę chce dać mojemu dziecku, to mówię: tego preparatu dziecku nie dawajcie.

W takim razie dlaczego we wszystko wmieszał się sąd i postanowił karać rodziców za to, że domagali się swoich praw? Był Pan obecny na ostatniej rozprawie.

Tak, byłem tam jako osoba zaufania publicznego, ale z racji tego, że sesja sądu odbywała się przy drzwiach zamkniętych, nie mogę mówić o przebiegu sprawy. Jeśli chodzi o samą genezę sytuacji - powiem być może dość brutalnie, ale wszyscy po kolei nie wytrzymali napięcia. Można tłumaczyć lekarza, że był zmęczony czy cokolwiek innego, ale nie wytłumaczył i zamiast argumentować - sięgnął po ostateczny środek, czyli sąd.

Sąd, nie wiadomo jakim cudem, natychmiast zjawił się w szpitalu i znowu - zamiast być sądem i rozsądzać, stał się de facto oskarżycielem i wydał zabezpieczenie postanowienia, które spowodowało lawinę. A ta lawina mogła doprowadzić do tragedii; Bogu dzięki, że sąd się wycofał z tego, ale mógł w ogóle tego nie robić. Jeśli już sąd popełnił błąd, to mógł się z tego wycofać znacznie szybciej.

Czy nastąpiło tylko czasowe zawieszenie działań, restrykcji wobec tych rodziców, bo sprawa sądowa cały czas się toczy?

Tak, ale ci rodzice są skłonni, tak jak każdy inny rodzic, który odmawia procedur medycznych, dochodzić przed sądem swoich racji, ale muszą mieć możliwość bycia wysłuchanym, możliwość przedstawienia swoich racji, a nie tak, jak w tym przypadku, gdzie już w kilka godzin po porodzie sąd musi koniecznie rodziców wysłuchiwać.

Jaka jest teraz sytuacja tego małżeństwa i noworodka - czy nadal się ukrywają?

Nie, już nie muszą. Teraz sytuacja wygląda tak, że wczoraj wieczorem wrócili do domu, dziecko jest pod opieką, tak jak powinno być od początku, tzn. i tak było pod opieką lekarzy, ale teraz nie muszą tego robić w ukryciu.  13. października jest kolejna sprawa w sądzie i będą się w stanie do niej przygotować i jestem przekonany, że przekonają też sąd do swoich racji.

Czy  myśli Pan, że kwestie ambicjonalne wzięły górę w przypadku lekarzy z Białogardu i dlatego tak bezwzględnie potraktowali młodych rodziców, którzy mieli prawo dowiedzieć się, co medycy chcą dać ich dziecku?

Nie wszyscy, ale niestety - pewna część lekarzy gdzieś przegapiła ostatnie 20 lat. Wcześniej przekonywano pacjentów, że powinni się douczać, dokształcać, że powinni być świadomi. Wpisano do praw pacjenta możliwość uzyskania pełnej informacji, no i ci pacjenci to zrobili. Teraz okazuje się, że część lekarzy nie umie się odnaleźć w nowej rzeczywistości.

Pacjenci czytają, czerpią wiedzę o rodzajach terapii, szkodliwości pewnych procedur  i chyba nie tak łatwo ich już zbyć byle czym?

Dzisiaj mamy taki dostęp do informacji jak nie mieliśmy nigdy. Mamy dostęp do baz medycznych jak np. PubMed, wystarczy znajomość angielskiego - a wielu rodziców mówi świetnie po angielsku, może i lepiej, niż niektórzy lekarze. Są w stanie się przygotować, tym bardziej, że robią to nie holistycznie - nie interesuje ich cała medycyna, tylko te aspekty, które dotykają ich osobiście lub ich dzieci.

Czy Pana zdaniem ta sprawa zakończy się dobrze dla rodziców i ich dziecka, i czy będzie ona wskaźnikiem, jakie szanse mają rodzice w starciu z machiną sądowo-lekarską?

Mam nadzieję, że także dzięki mediom, które nagłośniły sprawę, nie da się już udawać, że nie ma problemu, bo problem jest. Liczę, że zajmie się tym Komisja Zdrowia i że przynajmniej dwóch ministrów z urzędu pochyli się nad sprawą, bo tu Ministerstwo Zdrowia i Ministerstwo Sprawiedliwości powinno się zastanowić, co zadziałało źle. Ewidentnie jakieś procedury zadziałały źle, że normalni rodzice ze zdrowym dzieckiem musieli się ukrywać kilka dni… To jest chore

W sferze Pana zainteresowań jest rodzina i zdrowie obywateli, również tych najmłodszych - świadczy o tym interpelacja w sprawie np. witaminy K, wycofanej z obrotu, mimo to - zdaje się - podawanej nadal noworodkom. Warto być aktywnym?

Interesuję się tematami, związanymi z dziećmi i staram się to robić całościowo. Interesuje mnie dobro dzieci po rozstaniu rodziców, kwestie nauczania indywidualnego, całe spektrum tematów z pogranicza Kodeksu rodzinnego i Kodeksu opiekuńczego, więc jak się dzieje krzywda, biorę lancę i lecę.  

Dziękuję za rozmowę