Tomasz Wandas, Fronda.pl: Co sadzi Pan o zdjęciu  instalacji wideo autorstwa Natalii LL i Katarzyny Kozyry w Muzeum Narodowym? Galerię codziennie odwiedza masa dzieci, treść wideo była dwuznaczna, to normalnie można byłoby pochwalić dyrektora muzeum za to, że troszczy się o to, by dzieci nie oglądały nieodpowiednich dla siebie obrazów, stało się natomiast inaczej – dyrektor został bardzo skrytykowany, wręcz oskarżony o cenzurę? O czym to świadczy? 

Paweł Lisicki, redaktor naczelny „Do Rzeczy”: Świadczy to o tym, że dla dużej grupy ludzi, ważne jest tylko jedno: co zrobić żeby zaatakować rządzących. Wygląda na to, że każda okazja do ataku, każda okazja do opowiedzenia, iż w Polsce panuje cenzura, ograniczenie wolności słowa, ekspresji artystycznej itd. jest dobra. Na tej samej zasadzie ci sami, którzy się oburzali na inne, z drugiej strony „trudne” dzieła artystyczne też powinni protestować. Warto przypomnieć, że gigantyczna burza przetoczyła się w Polsce po „zabiciu” nieszczęsnego Judasza w Próchniku. Dzieło artystyczne, forma happeningu – wtedy należało tego bronić. Natomiast na poważnie, cała ta instalacjato żadna sztuka. Tego typu instalacje występują w różnych muzeach, które starają się pokazać swoją „nowoczesność”, „otwartość” i poszukiwanie nowych wyrazów. Zwykle towarzyszy temu daleko posunięty bełkot z którego nic nie wnika. Krótko mówiąc; jest to pseudo-dzieło artystyczne i bardzo dobrze, że dyrektor muzeum próbował się tego pozbyć – niestety nie udało mu się, gdyż został oskarżony o sprzyjanie zaściankowości, chęci tłumienia debaty publicznej itd. Natomiast sam protest przed muzeum oceniam jako przejaw totalnej głupoty. 

Większość środowiska artystów okazała solidarność i masowo robiła zdjęcia z bananami w ustach, wywołując przy tym dwuznaczne skojarzenia - jednych to śmieszy inni mówią o szacunku do tej część środowiska – o czym to świadczy? 

W środowisku artystów szczególnie rozpowszechniony jest owczy pęd. Jest to zresztą nie pierwszy raz, kiedy ta grupa kieruje się instynktem stadnym. Wystarczy, że pojawi się ktoś kto ogłosi, że jest prześladowany przez rząd i bez sprawdzenia, bez krytycznego spojrzenia, zastanowienia się czy to ma sens czy sensu nie ma, czy jest to tylko pewne podejrzenie, natychmiast wszyscy się rzucają – instynkt stadny w pełnym rozwoju. 

Aktorzy o prawicowych poglądach zwrócili uwagę, że w ich środowisku był pewien nacisk; jeśli ktoś nie wstawił do internetu zdjęcia z bananem – został nazywany PiSorem. Kto ulega naciskom? Ludzie bez charakteru?

Jest tak jak w przypadku każdej masowej histerii, jak tylko okazuje się, że ktoś nie ulega, w tym przypadku nie chce jeść banana, innym razem pomarańczy albo wykonywać jakiejś innej rzeczy, to jest natychmiast oskarżany jako ten, który się wyłamuje, przeciwstawia. Ten mechanizm jest znany, przypomnę, że takie samo poczucie jedności próbowano zbudować wśród nauczycieli: ten, kto nie przystępował do strajku natychmiast zostawał ogłoszony zdrajcą, sprzedawczykiem i osobę sprzyjającą rządowi. 

Myślę, że w środowisku artystów chęć wykazania się „wielką odwagą”, „wspaniałym heroizmem”  na siłę w zabawny sposób jest na tyle mocna, że środowisko to jest po prostu idealnym elementem groteski – nadawałoby się to do tego, żeby to sparodiować i wyśmiać. Natomiast, chętnych jak na razie nie ma, ponieważ, ci którzy mieliby się tym zająć natychmiast zostają włączni, do wrogiego, „złego” moralnie potępionego obozu. 

"Właśnie dowiedziałem się po weekendzie, że ocenzurowałem jakieś banany w Muzeum Narodowym w Warszawie". "To taka sama prawda, jak to, że cenzurowałem sztukę w Teatrze Polskim we Wrocławiu, powołałem na dyrektora tegoż teatru pana Cezarego Morawskiego, finansowałem "Klątwę" i "Kler", albo wreszcie – że bezprawnie zwolniłem M. Merczyńskiego z NINy" – dodał. Zdaniem szefa resortu kultury, "towarzystwo oderwane od… kokosów (żeby nie powiedzieć: bananów) znienawidziło sobie ministra". O czym świadczy tego typu odniesienie się do sprawy ministra kultury? Czy dobrze, że jasno się od niej odcina? 

Mam wrażenie, że faktycznym motywem rezygnacji z tej części wystawy (instalacji) były protesty niektórych rodziców. Mam wrażenie, że zachowanie władz, dyrektora muzeum było jak najbadziej roztropne i rozsądne. 

Dlaczego?

Dlatego, że mówimy o instytucji publicznej, natomiast gdyby pani Kozyra była właścicielką swojej własnej galerii to mogłaby tam przedstawiać nie tylko banany ale i marchewki, kartofle, mogłaby robić skojarzenia z czymkolwiek by chciała. Nawet jeśli pani Kozyra nie ma swojej galerii, to ci ludzie, którzy ją dziś wspierają są majętni, stać ich na to żeby wykupić miejsce w Warszawie, w którym pani Kozyra mogłaby zainstalować to na co miałaby ochotę i każdy mógłby przyjść i to oglądać. Natomiast, mówimy o instytucji publicznej, stąd musimy kierować się wrażliwością odwiedzających, opinią rodziców, dzieci, nauczycieli i tak dalej.
Zachowanie dyrektora było właściwe. Jak rozumiem, gdy zobaczył, iż krytyka narasta, postanowił się wycofać, rozumiem, że w podobnym duchu postąpił minister Gliński, który stwierdził, że nie chce mieć z tym nic wspólnego. Rozumiem, że nikt nie chce być uznawany za cenzora, za człowieka, który się nie zna, nie rozumie współczesnej sztuki, a ta sztuka jest tak bardzo „głęboka”, że wyraża się w bananach.

Zdaje się, że „bananowa” prowokacja nie wyszła…

Prowokacja nie wyszła, niedługo okaże się, że pojawi się kolejna instalacja, tym razem z Matką Boża, której ktoś coś przyczepi, albo z Chrystusem, któremu ktoś coś przywiesi i znowu okaże się, że jest to wielka sztuka i ci, którzy będą to krytykować przedstawieni zostaną jako ci, którzy nic nie rozumieją. Pytanie czy wtedy ministerstwo czy osoba za to odpowiedzialna będzie miała dość odwagi, żeby się temu przeciwstawić i po prostu nazwać to po imieniu, że nie jest to żadna sztuka tylko forma prowokacji politycznej. 

Czy to skuteczna broń (tego typu akcje) do walki z rządem czy kompromitacja totalnej opozycji i środowisk z nią związanych? Pytam bo mechanizm regularnie się powtarza...

Mechanizm jest ten sam. W sensie ogólnopolitycznym jest nieskuteczny, bo gdyby był skuteczny, to rząd cieszyłby się znikomym poparciem i pewnie przegrałby wybory. Skuteczny jest w tym sensie, że paraliżuje wiele faktycznych reform ze strony ministerstwa kultury. Powiedzmy sobie szczerze – zmiany, które następują w szeroko rozumianej kulturze są bardzo ograniczone. Rząd działa jak sparaliżowany właśnie ze względu na to, że każda najdrobniejsza próba kończy się wielkim protestem, ogłoszeniem katastrofy narodowej i walki ze sztuką. Możemy powiedzieć zatem, że skuteczność w sensie ogólnopolitycznym, partyjnym jest żadna ale w sensie środowiskowym okazuje się to zgrabny mechanizm, ponieważ pozwala bronić swoje przywileje, interesy i zachowywać wciąż tym ludziom siłę w środowisku. 

Dziękuję za rozmowę.