Lniana, poplamiona krwią tkanina o rozmiarze 4,36 na 1,10 metra kryje w sobie skandaliczną, ekstremalnie prowokacyjną wiadomość. Ktoś kiedyś był owinięty tym długim prześcieradłem! Ukazuje ono, z przodu i z tyłu, odbicie brodatego mężczyzny z głębokimi ranami na nadgarstkach, stopach, głowie – właściwie wszędzie. Człowieka dotkliwie pobitego, ofiary tortur! Zaraz po jego śmierci zadano mu jeszcze jedną dużą ranę między żebrami. Obraz na płótnie utworzony z krwi i zimnego, przesiąkniętego śmiercią potu pozwala precyzyjnie określić, jaką metodą ukrzyżowano owiniętego nim człowieka. Różniła się ona od wszystkich innych stosowanych w Europie. To dowód na to, że w tej tkaninie leżał ktoś, kto doświadczył dokładnie tego samego, co spotkało człowieka z Nazaretu, Jezusa, ogromną nadzieję wielu Żydów tuż przed zniszczeniem Jerozolimy(...).

Wiele lat temu małżeństwo francuskich naukowców odkryło za pomocą wyspecjalizowanego urządzenia zwanego mikrodensytometrem w Instytucie d’Orsay kilka „cieni” na całunie, które były później odkodowane jako grecka inskrypcja ΙΗΣΟΥ ΝΑΖΑΡΕ(Η)ΝΟΣ: Jesou Nazarenos. Przyjąłem to, ale nie za bardzo zależy mi na zweryfikowaniu ich odkryć. „Nie próbuj udowodnić czegoś, co jest bardziej oczywiste niż jakikolwiek dowód”, powiedział kiedyś francuski pisarz Blaise Pascal. Tylko że tutaj to pytanie o coś innego niż dowody. Na krótko przed moją podrożą zadzwonił do mnie mój przyjaciel Bernhard. Powiedział, że skontaktowała się z nim kobieta, która słyszała o moich zamiarach, aby zbadać całun raz jeszcze. Prosiła, by przekazał mi następującą informację: trzy razy grecka Ewangelia wyraźnie wspomina lniane, sydońskie płótna, które Józef z Arymatei kupił, aby pochować Jezusa.

To nie było dla mnie nic nowego. Już lata wcześniej wybrałem się w pośpieszną podróż z Jerozolimy do Rantis, aby za zastawionymi ulicami poszukać śladów Józefa – członka Sanhedrynu, który na targu w Jeruzalem złożył zamówienie na zakup kosztownej, lnianej tkaniny, aby pochować w niej Jezusa, torturowanego i uśmierconego przez Rzymian jako „króla żydowskiego” na górze Golgota poza bramami miasta. Ale starożytna Arymatea jest dzisiaj zapomnianą przez Boga i ludzi wioską na płaskim wzgórzu Zachodniego Brzegu Palestyny, położonym dziesięć mil od Tel Awiwu.

„Tak, wiem”, zachichotał Bernhard. Ale teraz i mimo wszystko „powinienem – według zaleceń tamtej pani, przyjrzeć się trzem fragmentom Pisma Świętego, zestawić je ze sobą, podzielić na trzy i potem zobaczyć, jakie urywki Ewangelii mogłem znaleźć w rezultacie tych kombinacji”. A później mam oddzwonić do niego.

Wyjąłem Biblię z półki i zacząłem kartkować. U Mateusza jest napisane: „Józef wziął ciało, owinął je w czyste lniane płótno” (Mt 27,59). Marek z kolei notował: „I on (Józef) kupił lnianą tkaninę… i położył go w grobie, który był wykuty w skale, i przytoczył kamień u wejścia do grobu” (Mk 15,46). A u Łukasza (23,53) czytamy: „Potem wziął (ciało Jezusa) i owinął je w lnianą tkaninę i położył w grobie wykutym w skale, gdzie nikogo jeszcze wcześniej nie chowano”.

Nie słyszało się wcześniej o dodawaniu tych odniesień w Piśmie Świętym i dzieleniu ich przez trzy: 27,59 + 15,46 + 23,53 = 66.58, a podzielone przez 3 równa się 22,193, co w zaokrągleniu daje 22,19. Ewangelia Marka ma tylko 16 rozdziałów, Ewangelia Jana 21, a więc nie można było w nich znaleźć żadnego fragmentu o tak ułożonych siglach. U Mateusza jednak czytamy: „I przynieśli mu monetę. A Jezus zapytał: »Czyja to podobizna?«”. U Łukasza dla odmiany mamy w rozdziale 22 wers 19: „Wziął chleb i składając dzięki, łamał go i dawał im mówiąc: »To jest ciało moje, które za was będzie wydane«. Przeczytałem to dwa, trzy razy. Czyja to podobizna? „To jest ciało moje!” Czyja to podobizna? „To jest ciało moje!”

Teraz już doskonale wiedziałem, dlaczego Bernhard tak chichotał. On miał świadomość, podobnie jaki i ja, że cała ta kalkulacja nic nie znaczy i niczego nie udowadnia. To po prostu czysty przypadek. Wszystkie rozdziały i wersety w Ewangeliach są wynikiem późnych, dowolnych podziałów, wprowadzonych tak, aby teologowie łatwiej mogli celować w siebie wersetami z Biblii. Mateusz, Marek, Łukasz i Jan oczywiście napisali swoje Ewangelie bez wprowadzania podrozdziałów, nawet bez kropek i przecinków. Liczenie więc średniej z cyfr sigli biblijnych i odnoszenie jej do fragmentu tekstu jest zatem grą bez znaczenia. Choć „To jest ciało moje!” jako ukryte przesłanie Całunu z Turynu niewątpliwie brzmi bardzo przejmująco. Któż z autorów zajmujących się tematem płótna pozwoliłby sobie na przemilczenie tego zbiegu okoliczności? Nawet jeśli nie może on być użyty jako dowód.

I dlatego właśnie tą anegdotą chciałbym pożegnać się z prezentowaniem i ocenianiem dowodów na prawdziwość całunu. Badania nad tym płótnem były tak liczne, że nie sposób tu o wszystkich wspomnieć. Międzynarodowa, interdyscyplinarna komisja naukowców (STURP – Shroud of Turin Research Project) dokonała ekscytujących odkryć związanych z całunem w ostatnich dekadach. To od dawna najbardziej wnikliwie na świecie badany kawałek materiału. A pochodzenie wizerunku, które spoczywa na jego włóknach pozostaje... kompletnie niewytłumaczalne. Ale na decydujące pytanie, czy całun to autentyczna tkanina, w której Jezus został pochowany, nie można odpowiedzieć kompromisem pół na pół. Po rozpatrzeniu wszystkich dowodów powinno wybrzmieć tylko zdecydowane tak lub zdecydowane nie. Jeśli to właśnie ta tkanina, wszystkie rozstrzygające argumenty nic nie dodają. Jeżeli zaś nią nie jest, wtedy wszystkie dowody, i te za, i te przeciw, nie mogą nic zrobić, aby to zmienić. A zatem odpowiadając na to pytanie, mamy do czynienia z osobistą decyzją, tak jak w przypadku każdego prawdziwego pytania dotyczącego wiary. Ta decyzja może być podjęta tylko w wolności. „Zarówno wierzący, jak i niewierzący, każdy na swój sposób, doświadczają zwątpienia i wiary, jeśli tylko nie ukrywają się sami przed sobą i przed prawdą swego istnienia” – napisał swego czasu Józef Ratzinger we „Wprowadzeniu w chrześcijaństwo”. Możliwe. Jednak ich drogi tu się rozchodzą – mimo że oboje w coś wierzą.

Moja wiara w autentyczność całunu nie jest nieraz podzielana nawet przez katolików. Ja sam wątpię, szczerze mówiąc, w wiele rzeczy: wątpię w ostatnie wiadomości, wątpię w moje rachunki telefoniczne, wiele recept itd., ale nie w to, że Całun (całun czy Całun?) z Turynu okrywał przez dwie noce i szabas Jezusa z Nazaretu po Jego śmierci. A z tą opinii przeważająca większość ludzkości się nie zgadza.

Na kartach tej książki zamierzam pytać o całun nieco przewrotnie. Nie: czy jest on prawdziwy?, ale: a jeśli jest prawdziwy, to co z tego wynika? A więc całun w tej książce nie będzie broniony przed argumentami jego licznych oponentów – raczej posłuży jako trop w zupełnie innym dochodzeniu.

Zastanawiające, że cały grób Jezusa jest opisany przez Jana w zaledwie dwunastu wersach. Ewangelista nie wspomina przy tym, że grób był pusty, ale za to w tak krótkim fragmencie aż cztery wersety poświęca na napisanie o tkaninach, które tam znalazł. Przeciwnicy całunu twierdzą, że został on sfabrykowany, aby korespondował z tekstem – coś w rodzaju fałszerstwa na podtrzymanie kłamstwa (...).

Gdybyśmy byli w sądzie, całun wygrałby z łatwością jakąkolwiek sprawę. Zostałoby potwierdzone oficjalnie, że jest identyczny z tkaniną z „czystego lnu”, którą kupił Jezusowi Józef z Arymatei. Nie tak dawno dr Markus van den Hovel z Bochum, sędzia, podjął trud przebrnięcia przez proces oceny dowodu raz jeszcze. I jego osąd jest jednoznaczny.

Paul Badde

To jest fragment książki Paula Badde, Twarzą w twarz. Świadkowie koronni zmartwychwstania, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Niecałe.