Wiele środowisk, za co Chwała Panu, dostrzega że nasz Naród, oraz katolicyzm, ma się nie najlepiej, pewne problemy mamy nasze, rodzime, ale też posiadamy bolączki typowe dla całego świata. Choć łączy nas pesymizm diagnozy, każde środowisko, czy poszczególni badacze, nieco inaczej definiują rodzaj tego niebezpieczeństwa. Na wstępie dodam, że bardzo szanuję i z zainteresowaniem zawsze obserwuję stanowisko tradycji katolickiej, które również nie jest jednolite, lecz jest bogactwem, a jego zasługi są liczne.

Odpowiadam na krytykę Jakuba Pytla podkreślając, że moja indywidualna metoda interpretacji symboli z przestrzeni publicznej ma szeroki charakter. Moim zdaniem walka obecnie odbywa się o fundamentalną obecność katolików w tej publicznej przestrzeni. Uważam, że nieraz nie zauważamy pewnych dotyczących tego zależności, ponieważ siedzimy z nosem w szczegółach, podczas gdy potrzeba nieco dystansu, aby zobaczyć o co chodzi. Obserwujmy zatem jakiego typu linie kreślone są na tej mapie znaczeń, nie zaś tkwijmy ze wzrokiem wpatrzonym w jeden punkt. Jakub Pytel bardzo jest wpatrzony w szczegóły, od których niewątpliwie specjalistami są środowiska tradycjonalistów.  

Po skrytykowaniu pewnych szczegółów mojego artykułu autor dodał własną hipotezę o miejscu modlitwy pierwszych chrześcijan. Znałam ją i nie wykluczone że Jakub Pytel ma tu rację, niemniej jest niesprawdzalne jak było w istocie i hipotezy pozostaną tylko hipotezami. Następnie krytykujący mnie autor, przechodząc do meritum dyskusji dotyczącej niedawnych rekolekcji na Stadionie Narodowym, dodał szczegół od siebie, że on, cytując wypowiedź ks. Węcławskiego „z konferencji naukowej”, lokuje problem w używaniu nagłośnienia „sztuczne wzmocnienie dźwięku jest przeciw duchowi liturgii – tak samo jak poszerzanie przestrzeni zgromadzenia poza zasięg ludzkiego głosu.”     

Nie ukrywam, że jest to ważna wypowiedź. Dziękuję za nią, oszczędzi mi ona masę wysiłków. Dotychczas myślałam, że może gdybym postarała się i namówiła Ojca Johna Bashoborę 1. aby na przyszłość nie podskakiwał i nie machał rękoma, 2. głosił konferencje w sutannie, 3. aby śpiewane pieśni były tradycyjne dla Polaków, 4. aby nie było w okolicy odprawiania Mszy Świętej hotdogów i 5. aby choć troszkę było w języku łacińskim, 6. aby uczestnicy nabożeństwa mieli długie spodnie i stali nieruchomo, to wówczas może osiągniemy porozumienie z tradycjonalistami katolickimi, a przynajmniej ustrzeżemy się przed ich niszczącą drwiną. Cóż jednak usłyszałam? Problem naszego „ducha liturgii” tkwi w używaniu nagłośnienia i w tym, że za duża ilość nas jednocześnie chce się wspólnie pomodlić przez co zgromadzenie dużo przekracza „zasięg ludzkiego głosu”… Ale… Ale ja się przecież cieszę, że jest nas na rekolekcjach 60 000, a pomagają nam w służbie Panu Bogu zdobycze techniki jak na przykład nagłośnienie !

Chwilę muszę się oswoić narzucanym stanowiskiem, ponieważ pierwsze moje skojarzenie jest takie, iż oczekuje się, iż katolicy będą odpowiednikiem amerykańskich protestantów Amiszów, którzy negują wszelkie zdobycze cywilizacji prowadząc ich zdaniem szczęśliwe życie w odizolowanych mikro-środowiskach uważanych przez „normalne osoby” za dziwactwo marginesu społeczeństwa.

Czy takie ma być miejsce katolika i jego modlitwy w przestrzeni publicznej? Nie uważam tak. Uważam, że nasze miejsce nadal jest w centrum, a symbolem centrum, chwilowo, jest ta fajna i praktyczna duża budowla funkcjonalnego Stadionu Narodowego. Właśnie z tego względu to miejsce moim zdaniem „nadaje się” na miejsce modlitwy dla nas, katolików. Raz na jakiś czas, my to miejsce sobie „uzdatnimy” dla naszych potrzeb. Wniesiemy tam duży krzyż, postawimy ołtarz, figurę Matki Bożej i wniesiemy Najświętszy Sakrament. Zorganizuje nam to nasz Arcybiskup, przyjdą tam nasi kapłani, oni znają się na wymogach liturgii, a my im ufamy …

Jesteśmy Narodem który narodził się w chrzcielnicy, nasza ziemia poświęcona jest Bogu i dla tego mamy prawo pomodlić się w każdym miejscu. Zaś chęć modlenia się razem z Biskupem to stricte katolicka sprawa. Z tego powodu robienie przez środowisko tradycjonalistów ograniczeń typu: „nie módl się na stadionie, stadion się nie nadaje, ponieważ na stadionie modlą się protestanci” jest jakby zalecaniem opuszczenia tego terenu i zostawianiem go na imprezy przy których nabożeństwo protestanckie jest jeszcze stosunkowo niezłe. Zostawili byśmy to miejsce hedonizmowi, czy niekiedy nawet satanizmowi, sami, krok po kroku, marginalizując się.

Moje zdanie jest następujące „nie wycofujmy się.”

Dziś do nas apelują „nie módl się na stadionie”, a jutro będą przestrzegać „nie chodź w procesji eucharystycznej po ulicy, bo po niej chodzą pochody gejów, nie postępuj jak geje, nie chodź po ulicy”, a następnie „nie módl się w dużym kościele parafialnym, bo tam jest sztuczne nagłośnienie”. Czy też w końcu, konsekwentni w swoim wycofywaniu się i narzucaniu kolejnych ograniczeń, sami wystąpimy z Kościoła jak cytowany eks-ksiądz Węcławski, który ograniczał, ograniczał, aż nie widział swojego miejsca w Kościele.

A na samym końcu może się zdarzyć, nawet na pewnej Mszy, co prawda według przedsoborowego rytuału odprawionej niemal konspiracyjnej i bez mikrofonu, Mszy oczywiście bez biskupa, z którym już dawno pokłóciliśmy się, ale jednak Mszy „niedoskonałej”. „Niedoskonałej” na przykład dla tego, że ksiądz miał sklerozę i wadę wymowy, pomylił się w łacinie, ornat miał jednak za długi, a mszał miał nieładną okładkę, lichtarze miały przepisową liczbę, lecz niestety nierówną wysokość i były obdrapane. Wówczas zrozpaczeni popełnimy „seppuku” wspominanym ostatnim pionowym cięciem … 

Maria Patynowska

Polemika odnosi się do artykułu: „Pytel odpowiada Patynowskiej, stadiony nie nadają się na liturgię