Marta Brzezińska-Waleszczyk: Piszesz o sobie „Patrycja Hurlak – w 2011 spotkała Jezusa. Zostawiła wszystko i poszła za Nim”. Co się zmieniło w Twoim życiu?

Patrycja Hurlak: Wszystko! Na przykład znacznie zmalało grono znajomych – moje przyjaźnie się zweryfikowały. I nie pracuję. Od czasu, kiedy byłam egzorcyzmowana, nie gram. Przeszłam trudny czas – mam mieszkanie na kredyt, wcześniej nie tylko grałam w serialach, ale także sama produkowałam i reżyserowałam. To wszystko urwało się praktycznie w jednej chwili. Zaczynałam pracę nad jakimś projektem, wkładałam w to swój czas, a później okazywało się, że sprawa upadała i nie dostawałam żadnego wynagrodzenia. Nie rzuciłam pracy w ogóle, ale przestałam zarabiać za nią pieniądze. Ale to także się skończyło.

Jesteś bezrobotna?

Tak, dokładnie tak.

I co, opłacało się robić taką rewolucję w życiu, aby stracić choćby źródło dochodów?

Oczywiście!

Dlaczego?

Bo zyskałam źródło szczęścia.

Z jaką reakcją spotykasz się wśród swoich dotychczasowych znajomych? W branży, z którą jesteś związana takie spektakularne nawrócenia nie są na porządku dziennym. Te kontakty też urwały się jak ręką odjął?

Nie można przyłożyć kalki do wszystkich moich relacji, bo to, jak one się potoczyły wyglądało bardzo różnie. Były takie osoby, które zrobiły w tył zwrot i przestały odbierać ode mnie telefony. Choć o nawróceniu słyszeli pobieżnie, to w jednej chwili się odwrócili. Ale oddaję to wszystko bez żalu, bo jeśli powierzyłam Panu Bogu wszystkie swoje relacje, to znaczy, że to On odciął tych ludzi ode mnie. Przyjmuję to z pokorą. Są też tacy, którzy mnie lubią, ale kompletnie nie rozumieją tego, co stało się w moim życiu. Myślą, że zwariowałam albo mówią, że brakuje mi seksu, dlatego opowiadam głupoty (śmiech). Są ludzie, którzy chcą dla mnie dobrze, chcą mi pomóc finansowo i składają mi na propozycje wyprodukowania filmu porno, zagrania dziwnych scen czy rozbieranej sesji w piśmie dla panów. Nie ukrywam, że marzyłam o sesji w Playboyu, ale kiedy byłam po tamtej stronie mocy, dziś już nie. Są wreszcie tacy, którzy mówią: „Może i zwariowałaś, ale ja też tak chcę!”. Owszem, niektórzy z nich mają słomiany zapał, pójdą ze mną do kościoła albo na spotkanie wspólnoty, ale nie mają na tyle sił, nie starają się, chcieliby wszystko dostać w prezencie, a tu jednak trzeba wysiłku. I w końcu jest taka maleńka garstka osób, które idą tą samą drogą, co ja – zarazili się miłością Pana Boga. Ja jeszcze mało wiem, ale znam osoby, które można zapytać, więc jakoś sobie radzimy. Mówiąc obrazowo, ja jestem w piątej grupie w przedszkolu, oni w drugiej. Przychodzą do starszej koleżanki, bo wiedzą, że ona ma znajomych wśród nauczycieli i można dopytać. Są oni dla mnie wielką radością. Ale w branży są też ludzie, u których ja mogę szukać wsparcia – na przykład Przemek Babiarz. Dostaję czasem maile „Witamy w gronie nawróconych aktorów. Cieszymy się, że jesteś z nami”.

Co mówisz tym wszystkim, którzy chcieliby tak, jak Ty, ale niekoniecznie wiedzą, co zrobić, mają słomiany zapał albo tym, którzy utrzymują, że Ci kompletnie odbiło?

Staram się im wszystkim głosić kerygmat, Ewangelię. A reszta należy już do Pana Boga.

Jesteś narzędziem, przez które mówi Pan Bóg?

Codziennie Go o to proszę, by przeze mnie działał tak, jak On chce.

Skończyły się propozycje, które gwarantowały Ci finansowy dochód, nie boisz się, że zaraz popadniesz w jakieś długi, problemy? Euforia po nawróceniu jest bardzo napędzającym uczuciem, ale przychodzi zwykła szara codzienność, raty kredytu, trudności. Nie boisz się?

W ogóle! Pan Bóg przeprowadził mnie przez Morze Czerwone. Trzyma mnie na pustyni. Ziemi Obiecanej jeszcze nie widzę, ale do Egiptu wracać nie chcę, a On mnie karmi manną. Zaufałam Mu całkowicie i to, czego potrzebuję, mam. Nie mam nic w nadmiarze, ale wszystkiego mi starcza. Ufam Mu, że mnie nie zostawi. Skoro wyprowadził mnie z Egiptu, przeprowadził przez morze, trzyma mnie na pustyni, to na pewno o mnie zadba, bo Mu ufam.

Twoja ufność jest niesamowita, ale mam takie wrażenie, że łatwiej jest ufać, kiedy wszystko w miarę się układa. Ale kiedy sufit wali Ci się na głowę, to zaufanie może ulatywać… Nie myślisz sobie czasem, kiedy wreszcie dojdziesz do tej Ziemi Obiecanej. Ileż można czekać na pustyni? (śmiech)

Nie, bo jest mi dobrze, Jego miłość daje mi szczęście. Nie będę marudzić, że karmi mnie tylko manną. Może kiedy dojdzie do wniosku, że od manny zacznę już wymiotować, to dostanę przepiórki (śmiech). Wreszcie jest mi dobrze. Poję się i karmię szczęściem, którego nie zaznałam w tamtym życiu, kiedy miałam kasę, facetów, grałam. Nigdy nie miałam takiego źródła szczęścia, jakie mam teraz.

Szczęście? Patrycja, proszę Cię – porzuciłaś ostre imprezowanie, rozrywki, facetów, alkohol, życie gwiazdy. Ktoś, kto popatrzyłby na Ciebie z boku, laik stwierdziłby: „Co to za szczęście? Żyjesz jak zakonnica!” (śmiech)

Jeżeli ktoś to tak widzi, to mogę mu tylko współczuć. Jeżeli ktoś nie zobaczył, co oznacza pokój serca i jaką daje radość, to tego nie zrozumie. Niech przyjdzie do mnie i powie, że tego nie ogarnia, to ja będę się za niego modlić. Nie jest w stanie zrozumieć tego wszystkiego ktoś, kto tego szczęścia nie zaznał i mnie to wcale nie dziwi. Też taka byłam. Jak ja szydziłam z tych wszystkich ludzi, szczególnie tych najbardziej nakręconych, dla których wszystko jest cudowne! Ktoś im zrobił pranie mózgu, czy co? Teraz mówią tak o mnie (śmiech). Mogę tylko zapewnić, że jeśli ktoś otrzyma taką łaskę, to wszystko zrozumie.

Ale są ludzie, którzy bardzo chcieliby dostąpić tej łaski, proszą, proszą i… jakoś nic się w ich życiu nie dzieje.

Wiara jest łaską. Nawet jeśli ktoś nie wierzy, to niech prosi Boga o tą łaskę. Znam wiele osób, które są w Kościele od dziecka, ale są letni – ograniczają się do obrzędów, jakiegoś minimum. Mówię im, że można więcej, bardziej. Proście Go, na pewno Wam da.

A jeśli prosi i ma już dość bycia na tej pustyni, na której zresztą Ty też zimujesz (o ile to dobre słowo).

Radzę przeczytać Księgę Hioba, on miał dużo gorzej. Przez ostatni rok ta opowieść bardzo mi pomagała. Kiedy zaczynałam się nawracać, dostawałam od Pana Boga same prezenty. Później, po egzorcyzmie, coś za ciosem, zaczynały się kończyć różne rzeczy: praca, pieniądze, przyjaźnie. Zaprzyjaźniony ksiądz powiedział mi, że może Pan Bóg chce mnie sprawdzić tak, jak Hioba. Fajnie było wielbić Pana, kiedy było dobrze. Czy będę taka wierna, kiedy będzie źle? Może przyszedł do Pana Boga diabeł i powiedział: „Sprezentowałeś jej tyle, to idzie za Tobą. Daj mi ją jeszcze na chwilę, to zobaczysz”. My tego nie wiemy, możemy tylko snuć różne scenariusze – z punktu widzenia Księgi Hioba – mocno prawdopodobne. Ale ten Hiob miał bardziej przewalone niż ja (śmiech). Skoro wytrzymał tyle, to cóż, ja pewnie też dam radę. Pan dał, Pan zabrał, niech imię Jego będzie błogosławione.

Aby móc tak powiedzieć, trzeba być katolikiem z krwi i kości, a nie takim letnim, który w kościele pojawia się na Święta Wielkanocne. Z jednej strony, według różnych sondaży w Polsce mamy nawet 90 proc. osób deklarujących się jako katolicy. Kiedy jestem w niedzielę w kościele, zastanawiam się gdzie oni wszyscy są.

Ja też byłam takim katolikiem, a raczej pseudokatolikiem. Są ochrzczeni i wydaje im się, że są katolikami. Mnie też się wydawało, bo byłam u pierwszej Komunii św., przyjęłam sakrament bierzmowania… . Ludzie wychodzą z założenia, że skoro wierzą w Boga, to są katolikami. Ciężko mi rozmawiać ze znajomymi, którzy od lat żyją ze sobą bez ślubu. Dziewczyna skarży mi się, że jej związek się wali, on jej nie szanuje. Zaczynam jej tłumaczyć, ona się zapala, chce zmienić swoje życie, idzie do tego chłopaka, a on się z niej śmieje, że zrobiłam jej pranie mózgu. Dziewczyna odpuszcza. Boi się, że jeśli powie mu „nie” to zostanie sama. Ale są też inne przypadki.

Pozytywne?

Moja serdeczna przyjaciółka tak się zaraziła miłością Pana Boga, weszła w logikę zbawienia, że pół roku przed ślubem powiedziała narzeczonemu: „Sorry, do ślubu koniec z seksem”. Facet, choć jest innej wiary i żyli ze sobą wcześniej, był zaskoczony, trochę wkurzony, ale zgodził się. Wzięli ślub w kościele z pełną świadomością tego, co robią. Ochrzcili dziecko. Czasem dzwoni i pyta na przykład, czy capoeira jest zła, bo coś tam wyczytała (śmiech), ale też zaczyna zarażać miłością Pana Boga.

W Twojej książce opowiadasz także o doświadczeniu wielu relacji z facetami, już jako nawrócona Patrycja chwalisz czystość przedmałżeńską. Sęk w tym, że ona dziś jest szalenie przestarzała, dziś trzeba się „wypróbować”. Coraz więcej Polaków żyje na „kocią łapę”, może niektóre dziewczyny chciałyby inaczej, ale boją się, że zostaną same, etc. Jak dziś „sprzedawać” czystość, żeby ludzie nie reagowali z miejsca agresją?

Prawdą jest to, co powtarzali nasi rodzice i dziadkowie. Kobieta musi się szanować, bo jeśli ona nie będzie się szanowała, to nikt jej nie uszanuje. Jak dziewczyna nie chce iść do łóżka, to facet jej zarzuca, że go nie kocha. Domaga się dowodów miłości. Jako nastolatce tłumaczono mi, że jak facet tak mówi, to chce tylko iść do łóżka i nic więcej. Uczmy się na błędach naszych mam i babć, a teraz na moich. Faceci żartują między sobą, że po chcąc się napić mleka, mają kupować mleczarnię. Ale gdyby choć z połowa dziewczyn nie chciała „dawać”, to i faceci zastanowiliby się nad swoim postępowaniem… Moje drogie koleżanki – to apel do Was – jeśli biegniecie do łóżka na każde zawołanie faceta i głęboko gdzieś macie to, czy on się z Wami ożeni (choć tak naprawdę, tego chcecie), to on Was zostawi. Chyba, że wpadniecie, ale będą pretensje. Szanujcie siebie, żeby inni Was szanowali.

A jak ktoś nie może żyć bez seksu?

To chyba zrobił sobie z seksu boga. Seks traktuje jako coś najlepszego. Mogę im tylko współczuć tak, jak współczuję samej sobie, Patrycji, która umarła. Ona sobie z miłości ludzkiej zrobiła boga, a to kłamstwo, bo tylko Bóg jest miłością. Jak się pozna Boga to namiastka, którą daje seks przestaje mieć wartość. Patrząc tak zupełnie po ludzku – jeśli facet wytrzyma bez seksu do ślubu, to wytrzyma bez współżycia kiedy będziesz w ciąży albo chora. Będzie miał do ciebie szacunek. W innym razie, będzie cię kochał do momentu, w którym się zestarzejesz, rozchorujesz, roztyjesz, etc… Czy to taka fajna miłość? Do momentu?

Uczmy się na błędach, ale stara Patrycja…

nie posłuchała.

I tak samo wiele dziewczyn ma to wszystko w głowie, ale ślepo powtarza błędy. W czym tkwi problem?

Uważamy, że jesteśmy najmądrzejsi, wiemy lepiej, że rodzice mają jakieś przestarzałe zasady. Na własnej skórze przekonałam się, że to nie jest dobry pomysł. Mam mnóstwo koleżanek w moim wieku, które przez lata mieszkały z facetami bez ślubu, a teraz zostały same. One chciały dziecka, oni nie, więc one brały tabletki, teraz są po nich chore, wyglądają inaczej, mają mniejszą ochotę na seks… Ale żeby nie było, że apelowałam tylko do kobiet (śmiech), to chcę powiedzieć kilka słów do facetów. Drodzy panowie, jeśli chcecie „bzykać wszystko co się da i na drzewo nie ucieka”, przekonując, że sypiacie tylko z porządnymi dziewczynami, to ciekawe, skąd Wy bierzecie te „porządne”, które nie sypiają przecież tylko z Wami. A co jeśli złapiecie HIV? Żadna Was nie będzie chciała, jestem tego pewna. Będziecie jak trędowaci.

Mówiłaś o seksie, który zastępuje Boga. Mam wrażenie, że dziś bardzo wiele rzeczy może stać się takimi bogami, bo jak człowiek przez całe życie nie zna smaku szynki…

to zachwyca się mortadelą (śmiech). To było moje pierwsze skojarzenie, kiedy poczułam pokój w sercu po nawróceniu. To tak, jakby całe życie jeść w McDonaldzie i nie wiedzieć, że jest lepsze jedzenie.

A może ktoś całe życie je tą mortadelę albo BicMaca i wie, że jest coś lepszego, ale nie stać go na ekskluzywny posiłek?

A będzie go później stać na leczenie jelit? (śmiech) To oczywiście żart, ale miłość Pana Boga jest za darmo. Za wszystko inne trzeba płacić, a za miłość Boga nie. Każdego na nią stać, trzeba tylko chcieć.

Miłość za darmo, ale strasznie wymagająca.

Każda prawdziwa miłość jest wymagająca. Jeśli my dostajemy miłość za darmo, to także oddajmy darmo naszą. Kochajmy za darmo! Nie za to, że ktoś mi coś da, kupi dobre perfumy. Miłość musi być kochana!

Może czasem trzeba nie jeść, trochę pościć, aby zaznać tego, co Ty, smaku pełni szczęścia?

Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz” - pisał Kochanowski. Tu można powiedzieć tak samo. Ludzie będą letni, jeśli nie zobaczą, jak się żyje bez miłości Boga. Przyzwyczajają się do dobrobytu i przestają go zauważać. Dopiero kiedy im czegoś zabraknie, mogą zatęsknić.

Mówiłaś, że wiele osób, które chcą się nawrócić, telefonuje do Ciebie, pyta o sprawy duchowe. Nie boisz się, że na Tobie, która dopiero co poznała Pana Boga, spoczywa ogromna odpowiedzialność za nie?

Mam ogromne poczucie odpowiedzialności. Nikomu nie powiem nic bez modlitwy. Nie używam swojej mądrości, bo jej nie mam. Jeżeli coś komuś mówię, to wyczytałam to z Pisma Świętego. Zawsze, szczególnie kiedy nie wiem, co powiedzieć, robię akt strzelisty. Nigdy nie zdarzyło się tak, żeby Duch Święty zostawił mnie na lodzie. Podpowiada mi konkretne słowo, na przykład otwarcie Pisma Świętego w danym miejscu. Na początku myślałam „Co za bzdura”, ale z reguły to było Słowo, które powalało mojego rozmówcę. Jeżeli ludzie pytają o coś bardzo konkretnego związanego z wiarą, grzechem, religią a ja tego nie wiem, to przecież mam wokół tylu fantastycznych księży, sióstr, zakonników, że czasem słyszę: „Odeślij go do tu i tu” i posłusznie tego słucham. Jestem tylko takim „przekaźnikiem” a dalej działa Pan Bóg, najważniejsze, że taka osoba podejmuje decyzję „tak, chcę”.

Nie wpędzi Cię to w pychę? (śmiech)

Zawsze gdzieś błyszczałam, byłam mniej lub bardziej rozpoznawalną aktorką. Dziś proszę: „Panie Boże, spraw, abym była przezroczysta. Abym była jak okno, przez które wszyscy na mojej drodze, będą mogli zobaczyć Twoją miłość”.

Pomaga? Chroni przed przeświadczeniem o swojej własnej mocy?

Nie wiem, na ile chroni, ale na pewno Bóg daje mi łaskę, abym nie wpadła w pychę. Proszę Go o to co dzień. Wie, jak jestem słaba. Jak tylko Bóg mi zabierze tę łaskę, to ja wpadnę w pychę, wiem to. Zawsze, ilekroć wychodzę ze swoim świadectwem, proszę Boga: „Wyłącz mnie, ja tu się nie liczę”. Pierwszym grzechem, jakim diabeł będzie mi chciał dołożyć, jest pycha.

Dla kogo napisałaś swoją książkę? Wspomnienia dla samej siebie?

Na pewno nie dla siebie samej. Wszyscy mnie straszyli, że po tej książce nie będę pracować, skończą się wszystkie propozycje. Ks. Mateusz, współautor książki, zapytał: „Jesteś w stanie za to umrzeć czy nie?”. Powiedziałam: „Ok, jeśli choć jednej osobie ta książka pomoże, to ja w to wchodzę”. Za każdym razem, kiedy siadaliśmy do pisania, modliliśmy się do Pana Boga, mówiąc, że jeśli to zły pomysł, to niech On zablokuje publikację. Bez żalu oddalibyśmy książkę, gdyby nie była ona od Pana. Książka jest więc dla tych, do których Duch Święty chce, żeby trafiła. Ku przestrodze, dzieciom, młodzieży, dorosły,, ale i starszym osobom, które się pogubiły, które są letnie. Dla babć, które zarzucają mi straszenie diabłem, wróżkami i horoskopami. Panie, również ze wspólnot katolickich (!) mówią, że przez całe życie to robiły i nic złego się nie stało. Odsyłam je wtedy do 19. i 20. rozdziału Księgi Kapłańskiej. Jak można chodzić co dzień do kościoła i nie czytać Pisma Świętego? Przez Słowo mówi do nas Pan Bóg.

Mówisz, ku przestrodze. Ostatnio furorę w mediach zrobiła lista zagrożeń duchowych egzorcysty, ks. Przemysława Sawy, na którą ludzie reagowali niesamowitą agresją. Skąd się bierze ta złość, która eksploduje z powodu zwykłych ostrzeżeń? W swojej książce także wskazujesz na pewne niebezpieczeństwa związane z magią czy okultyzmem, więc pewnie fala agresji przed Tobą.

Nie jestem ekspertem, ale wydaje mi się, że jeśli ludzie przestają wierzyć w Boga, to są w stanie uwierzyć we wszystko. Przyczyną agresji może być to, że coś tych ludzi boli. Zranione zwierzę reaguje agresją. Jeśli ranimy ich zwykłym ostrzeżeniem, to być może reagują agresją, choć nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Rozbrajające jest to, że ludzi, którzy mówią prawdę ewangeliczną nazywa się ciemnogrodem. Ciemnogrodem już nie jest fakt, że Polacy zostawiają ponad miliard złotych u wróżek i jasnowidzów. Gdzie jest problem? Czy w tej chwili ciemnogród jest trendy? Skoro wróżki i magicy są cool, to ciemnogród jest trendy. Ale ciemnogród nie chce być tak nazywany, więc mamy typowe wyparcie. Widzisz drzazgę w oku brata, ale belki w swoim już nie. Widzisz swoje cechy w kimś. Jeśli ciemnogród widzi w prawdzie ciemnotę, to sam się określa.

A może nie powinniśmy tak demonizować świata? Może zamiast epatowania duchowymi zagrożeniami trzeba częściej podkreślać wagę Bożego miłosierdzia?

Może za mało mówimy o miłości Pana Boga? Jest ostatnio taka moda na egzorcyzmy – dzieciaki i młodzież lubią o nich słuchać. Słuchanie o Bożej miłości już im się nudzi. Szala przesuwa się więc na korzyść zagrożeń. Z pewnością nie wolno straszyć diabłem, bo Jezus jest silniejszy. Jeżeli się Go złapiemy i będziemy żyć w stanie łasi uświęcającej, to diabeł nic nam nie zrobi. Trzeba tylko złapać się tej Miłości i jej nie puszczać. Ale jeżeli ludzie mają gdzieś Jezusa i Jego Miłość, wolą doczesne dobra i rozrywki, to trzeba im wprost mówić o zagrożeniach, bo nie wiedzą, w jakim są niebezpieczeństwie. Jeżeli Miłość mają gdzieś, to może chociaż nieco się przestraszą, zaczną myśleć.

Tobie pomógł egzorcysta. Jak odebrałaś ataki mediów na egzorcystów, którym „Tygodnik Powszechny” zarzucił bycie celebrytami?

Egzorcystów celebrytów sami tworzą ci, którzy ich atakują. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, aby o. Gabriela Amortha czy mojego egzorcystę, pokornego franciszkanina, o. Roberta Konika nazwać celebrytą. Zastanawiam się tylko, czy osoby, które tak atakują egzorcystów, same nie są celebrytami. Jeśli zarzucają komuś bycie celebrytą, niech zastanowią się, czy sami nimi nie są.

Co dalej będzie z Patrycją Hurlak? Jaki masz plan na siebie i swoje życie?

Nie zastanawiam się, co robić w życiu, proszę o rozeznanie powołania. Nie mam planu, bo moje dotychczasowe plany były pomylone. Jedynym moim marzeniem jest spełnić wolę Pana Boga, być Jego narzędziem. Tam gdzie On mnie pośle, tam pójdę. Nawet na koniec świata. Nawet gdyby to miał być Karmel. Przyjmę to z pokorą. Jeśli postawi na mojej drodze człowieka, który ma być moim mężem, to będę szczęśliwą żoną i mamą. Jeśli mam być nadal aktorką, to będę grać. Przyjmę wszystko z pokorą, a całą resztę oddam bez żalu. Wiem, że trzymając sztamę z Jezusem jestem najszczęśliwsza na świecie.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk