A przecież nic w tym nowoczesnego. Kościół zawsze zachęcał ludzi żyjących bez ślubu, i to niezależnie od tego, jak długo trwają w grzechu, by zdecydowali się oczyścić swoją relację i powierzyć ją Bogu. Sakrament małżeństwa (tak jak wszystkie inne sakramenty) nie jest zarezerwowany dla tych, którzy zawsze żyli bez grzechu i nigdy nie upadli, a przeciwnie jest umocnieniem na drodze. Każdy też zawsze może się nawrócić i radykalnie odmienić swoje życie czy swój związek, zawierzając go Chrystusowi. I właśnie na taki krok zdecydowały się niektóre z par, które pobłogosławił Franciszek.

Ich decyzja, co też warto zauważyć, jest więc potwierdzeniem nauczania Kościoła. Po latach stwierdzili oni, że brak sakramentu, brak Bożego błogosławieństwa dla ich związku jest problemem i zdecydowali się o takie błogosławieństwo poprosić. A papież im go udzielił przypominając wszystkich w takiej sytuacji, że drzwi Kościoła są dla nich otwarte, i że Bóg chce im pobłogosławić. Gest papieża nie jest więc nie tylko dowodem na jakieś zmiany w doktrynie, ale jest potwierdzeniem starej doktryny głoszącej, że Kościół jest wspólnotą nawracających się grzeszników, a sakramenty nie są nagrodą dla doskonałych, ale lekarstwem dla chorych. Nie inaczej jest z sakramentem małżeństwa, który można przyjąć w każdym momencie swojego życia. Nawet po latach trwania w grzesznej relacji... Bóg wybaczy nam tamten czas i pobłogosławi. Jedynym, kto może się w takiej sytuacji złościć jest szatan, bo to jemu taka para ucieka z rąk.

Tomasz P. Terlikowski