Dziennikarka i wdowa po oficerze BOR, Pawle Janeczku, Joanna Racewicz w miniony weekend wraz z synkiem odwiedziła grób męża, który zginął w katastrofie smoleńskiej. 

Na Instagramie Racewicz podzieliła się smutną i bolesną relacją z tych odwiedzin. Historia, którą przedstawiła dziennikarka, dobitnie pokazuje, że niektórym ludziom naprawdę brak taktu, wyczucia i delikatności. 

Jak pisze Joanna Racewicz, syn chciał pochwalić się tragicznie zmarłemu tacie meczem piłkarskim, podczas którego najwyraźniej dobrze mu szło i poprosił matkę, aby poczekała. Racewicz zapewniła chłopca, że tak właśnie uczyni. 

"Wiem, że Tata tam był i widział, jak bronię, ale chcę się tak zwyczajnie pochwalić. Wytrzymasz w tym tłumie? - Dla ciebie wszystko, Synku"- opisuje dziennikarka. W dalszej części relacji wdowa po oficerze BOR pisze o bezdusznych komentarzach, które słyszała pod swoim adresem, stojąc przy grobie męża. 

"Tłum. Jak bezmyślna, wezbrana fala. Bez uczuć, emocji i empatii. Staje za plecami, gdy skuleni siedzimy na ławce. „O, to ten od ochrony, mąż tej, no Racewicz dziennikarki. Ty, Wiesiek, patrz, to chyba ona z synem, dawaj aparat”- jakbym była głucha, ślepa, nieistniejąca."- wspomina dziennikarka, dalej opisując "dwie strony medalu":

„A pani to jest pewna, że on tu jest pochowany?”- pytają „prawdziwi Polacy". „Ileż można jechać na tym Smolensku”- utyskują ci „zmęczeni”. Jedni i drudzy jakby z wykastrowaną wyobraźnią."- W dalszej części wpisu wdowa po Pawle Janeczku zastanawia się, co by było, gdyby odwrócić sytuację:

"Zamienimy się miejscami? Może tez przyjdziemy na groby Państwa Bliskich i tak sobie pokomentujemy, porobiły zdjęcia, poprzepychamy się trochę? Postawcie lustro przed sobą. I spytajcie - jak u Gogola - z czego się śmiejecie.."-podkreśliła.

 

Apelujemy do obu stron o odrobinę wyobraźni. Cmentarz jest przede wszystkim miejscem świętym, a także miejscem wyciszenia i refleksji, niezależnie od tego, kto spoczywa w danym grobie i kto go odwiedza. 

ajk/Instagram, Fronda.pl