7 marca 1949 r. został stracony wraz z sześcioma podkomendnymi – żołnierzami WiN. Podstawą był wyrok Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie, chyba najbardziej krwawego trybunały śmierci w stalinowskiej Polsce. Tak zginął Hieronim Dekutowski ,,Zapora”, jeden z najsłynniejszych bohaterów antysowieckiej partyzantki, najbardziej znany i poszukiwany przez szwadrony NKWD i UB żołnierz Lubelszczyzny. W czasie niemieckiej okupacji cichociemny, przeprowadził 83 akcje bojowe i dywersyjne. Zasłynął jako obrońca mieszkańców Zamojszczyzny przed represjami. Wskutek zdrady aresztowany we wrześniu 1947 roku podczas próby przedostania się na Zachód. Po trwającym ponad rok brutalnym śledztwie zamordowany w katowni bezpieki przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.


,,Był ranek. Pułkownika który podpisywał zgody na widzenie, nie było. Siadam więc i czekam na niego, a tymczasem sekretarki, młode dziewczyny, krzątały się wśród akt. Czerwone teczki-kara śmierci, zielone- wszystko inne. Biorą te czerwone teczki i jedna z nich czyta nazwisko: Dekutowski Hieronim. Jakie śmieszne imię- mówi. A mnie serce zamarło- wiem, co znaczy czerwona teczka! A więc piszą na maszynie jakieś dane o tych skazanych, ale nic poza tym nie wiem- ani kiedy, ani gdzie te wyroki mają być wykonane”.

 

 


Tak swoją  wizytę w biurze przepustek przy ul. Suchej w Warszawie wspominała Irena Siła-Nowicka, żona Władysława Siła-Nowickiego, powojennego politycznego przełożonego Dekutowskiego, inspektora WiN na Lubelszczyźnie ps. Stefan. Z więziennego biura przepustek Irena Nowicka poszła do aresztu na Rakowiecką: ,,Wchodzę ze strażnikiem w bramę, potem korytarzem. Obok przechodzą ludzie niosący na noszach człowieka. Nie wiem, czy był żywy, czy umarły, ale zrobiło to na mnie okropne wrażenie. (…) Po jakimś czasie słyszymy stukot drewniaków- prowadzą więźniów. Widzę Władka. Pyta od razu: co z moimi? Odpowiadam: nie wiem, zrobiliśmy wszystko, co było można. Przecież mu nie powiem o tych teczkach na Suchej. (…) Jak się okazało, tego właśnie dnia 7 marca 1949 roku, rozstrzelano na Mokotowie siedmiu wspaniałych ludzi, towarzyszy broni Władka. A on słyszał te strzały, żegnał się z przyjaciółmi…”



 

My nigdy nie poddamy się!

 

"Miał trzydzieści lat, pięć miesięcy i 11 dni. Wyglądał jak starzec. Siwe włosy, wybite zęby, połamane ręce, nos i żebra. Zerwane paznokcie. – My nigdy nie poddamy się!- krzyknął, przekazując przez współwięźniów swe ostatnie posłanie. Według dokumentów, wyrok wykonano przez rozstrzelanie ( o godz.19 –T.M.P). Mokotowska legenda głosi jednak, że ubowscy kaci zapakowali majora ,,Zaporę” do worka, worek powiesili pod sufitem i strzelali, sycąc swą nienawiść widokiem płynącej spod sufitu niepokornej krwi. Potem w pięciominutowych odstępach mordowali jego żołnierzy: ,,Rysia”, ,,Żbika”, ,,Mundka”, ,,Białego”, ,,Junaka” i ,,Zawadę”- czytamy w książce Ewy Kurek ,,Zaporczycy”. ,,Pluton egzekucyjny” stanowił st. sierż. Piotr Śmietański, który wzorem sowieckim uśmiercał skazańców jednym strzałem w tył głowy. Ten sam oprawca zabił też innych bohaterów walki o wolną Polskę – rotmistrza Witolda Pileckiego i mjr Zygmunta Szendzielarza. Przy wykonaniu wyroku asystował naczelnik więzienia, lekarz i kapelan.

 

Wybitny dowódca

 

Hieronim Dekutowski urodził się w 24 września 1918 roku w Tarnobrzegu. Był harcerzem drużyny im. Jana Henryka Dąbrowskiego, członkiem Sodalicji Mariańskiej. Podczas wojny obronnej 1939 roku walczył jako ochotnik, 17 września przekroczył granicę z Węgrami i został internowany. Z obozu jednak uciekł i przedostał się do Francji, gdzie walczył z Niemcami w ramach Polskich Sił Zbrojnych; ewakuowany następnie do Anglii. W marcu 1943 roku, zaprzysiężony jako cichociemny, przyjął pseudonim ,,Zapora” i ,,Odra” ( używał głównie tego pierwszego). W nocy z 16 na 17 września 1943 roku, w ramach operacji o kryptonimie ,,Neon1”, Hieronim Dekutowski  został zrzucony do Polski na placówkę ,,Garnek103” (okolice Wyszkowa). Lot z Anglii halifaksem BB-378 ,,D”, należącym do dywizjonu RAF, trwał 12 godzin i 30 minut (poprzednia próba z 9/10 września nie udała się z powodu niskich chmur i braku paliwa w samolocie; część halifaksów z polskimi skoczkami zestrzelili Niemcy). Początkowo Dekutowski dowodził oddziałem AK w Inspektoracie Zamość, broniąc ludność Zamojszczyzny przed wysiedleniami. W styczniu 1944 roku mianowany szefem Kedywu AK w Inspektoracie Lublin-Puławy.

 

Władysław Siła-Nowicki tak go zapamiętał: ,,Wkrótce zyskał opinię  wybitnego dowódcy. Cechowała go odwaga, szybkość decyzji, a jednocześnie ostrożność i ogromne poczucie odpowiedzialności za ludzi. Znakomicie wyszkolony w posługiwaniu się bronią ręczną i maszynową, niepozorny, ale obdarzony wielkim czarem osobistym, umiał być wymagający i utrzymywał żelazną dyscyplinę w podległych mu oddziałach, co w połączeniu z umiarem i troską o każdego żołnierza zapewniało mu u podkomendnych ogromny mir. Nazywali go ,,Starym”, choć nie miał jeszcze trzydziestu lat”. 200-osobowy oddział ,,Zapory” przeprowadził 83 akcje bojowe i dywersyjne. Brał udział w akcji ,,Burza” na Lubelszczyźnie, po czym bezskutecznie próbował przedrzeć się na pomoc walczącej Warszawie.

 

Wdzięczność ubeka

 

Po wejściu Sowietów, Dekutowski nie ujawnił się. Poszukiwany przez NKED i UB ukrywał się na dawnych AK-owskich kwaterach. Dlaczego nie złożył broni? Bohdan Urbankowski w książce ,,Czerwona  msza” napisał: ,,Zaczęło się od tego, że czterej żołnierze ,,Zapory”, mieszkający w okolicach Chodla, zostali zaproszeni na tamtejszy posterunek. Dowódca posterunku MO/UB, Abram Tauber, był uratowany przez jednego z nich Żydem, kilkakrotnie znajdował przytulisko w melinach ,,Zaporczyków”, po wejściu Rosjan został szefem UB w Chodlu. AK-owcy mogli spodziewać się jakiejś wdzięczności, tymczasem Tauber kazał ich wszystkich powiązać i własnoręcznie, jednego po drugim, zastrzelił. W odwecie Dekutowski rozbił posterunek w Chodlu. Data tego ataku – noc 5/6 lutego 1945 – oznacza początek  Powstania Antysowieckiego na tych terenach”. Wkroczenie do Polski nowego okupanta oznaczało masowe represje i mordy na Polakach, szczególnie żołnierzach AK. Jeśli uniknęli wywózki na Sybir, trafiali do katowni UB na Zamku Lubelskim (tam, oprócz innych morderców działał m.in. ścigany do swej śmierci bezskutecznie przez Instytut Pamięci Narodowej – Salomon Morel). ,,Zapora” nie mógł stać z boku. Walce o wolną Ojczyznę poświęcił nawet prywatne życie. Ukochanej narzeczonej powiedział: ,,Idę do lasu, nie wiem, czy przeżyję, nie możemy być razem”. W odpowiedzi na komunistyczny terror utworzył poakowski oddział samoobrony (liczący, podobnie jak w czasie niemieckiej okupacji, ok. 200 osób). Razem z nim dokonał szeregu brawurowych akcji odwetowych przeciwko NKWD, UB, KBW i MO.

 

"Trzęśli" Lubelszczyzną

 

Latem 1945 roku, na rozkaz dowództwa, po ogłoszonej przez ,,ludową” władzę amnestii Hieronim Dekutowski rozwiązał oddział (część jego żołnierzy ujawniła się). Sam, uważając amnestię za oszustwo i podstęp, wraz z kilkoma podkomendnymi chciał przedostać się na Zachód, ale grupa została rozbita przez UB pod Świętym Krzyżem w Górach Świętokrzyskich. Wkrótce ponowili próbę-tym razem po przejściu ,,zielonej granicy” dopadła ich czeska bezpieka. ,,Zapora” dotarł do Pragi, ale nie znając dalszej trasy ( w ambasadzie USA nie chcieli mu pomóc, twierdząc, że zajęte przez Sowietów Czechy to demokratyczny kraj), wrócił do kraju z grupą repatriantów. Na Lubelszczyźnie został żołnierzem powstającego właśnie Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość (WiN). Jako najwybitniejszemu dowódcy podporządkowała się mu większość oddziałów. Znów prowadził akcje obronne i zaczepne przeciw komunistom, zadając im znaczne straty. Dlaczego ,,Zaporczycy” byli dla bezpieki szczególnie niebezpieczni?

 

Władysław Siła-Nowicki: ,,Około dwustu-dwustu pięćdziesięciu ludzi o wysokim poziomie ideowym, dobrze uzbrojonych i wyszkolonych, utrzymywanych w dyscyplinie, ,,trzęsło” połową województwa. Stan ten przypominał pewne okresy powstania styczniowego, gdy władza państwowa ustabilizowana była jedynie w dużych ośrodkach, zaś w terenie istniała tylko iluzorycznie. Oczywiście partyzantka opierała się na pomocy miejscowej ludności ogromnej większości wsi, udzielającej ofiarnie poparcia, kwater i informacji”. Rafał Wnuk w książce ,,Lubelski Okręg AK-DSZ-WiN 1944-1947” pisze, że oddziały Dekutowskiego ,,rozbudowały swą siatkę od Lubartowskiego na północy do Tarnobrzeskiego na południu i od Zamojszczyzny po wschodnią Kielecczyznę”. Pomoc ,,Zaporczykom” niósł klasztor w podlubelskiej Radecznicy, gdzie odbywały się również narady dowódców.

 

Dwa raporty

 

Z raportu Iwana Sierowa, gen. NKWD, szefa Smierszu (16 kwietnia 1945 r.): ,, Grupa uzbrojonych bandytów, licząca 11 osób, dokonała napadu na oddział banku w Lublinie, skąd zrabowała 200.000 złotych. Znajdujący się tam podczas napadu naczelnik pierwszej sekcji Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego województwa lubelskiego porucznik Kulwaniewski stawił rabusiom opór i został zabity”. W rzeczywistości oddział ,,Zapory” zabrał 1.170 tys. zł, pierwsza sekcja WUBP w Lublinie była tą najgorszą- śledczą, a Antoni Kulwaniewski był członkiem WKP(b), oficerem Armii Czerwonej i LWP, absolwentem szkoły funkcjonariuszy bezpieczeństwa w Kujbyszewie. W ramach odwetu za tę akcję Dekutowskiego, Sowieci aresztowali 43 osoby, z czego 13 skazali na karę śmierci i stracili w podziemiach Zamku Lubelskiego. W innym raporcie, sporządzonym przez lubelski okręg WiN (marzec 1946 r.) czytamy: ,,Urzędy bezpieczeństwa działają pod wyłącznym kierownictwem NKWD. W działalności swojej posługują się podstępem. W końcu marca grupa cywilna UB, występująca jako grupa dywersyjna AK, powołując się na ,,Zaporę”, zażądała kontaktu na komendanta placówki w Chodlu, lecz zapytani, zorientowawszy się w porę, podstęp udaremnili. Grupa ta udała się następnie do Bełżyc, gdzie ułatwiono jej kontakt na komendanta placówki. Żądano od niego ściągnięcia ludzi celem rzekomego urządzenia napadu wspólnego na posterunek MO. W wyniku rozstrzelano komendanta placówki oraz kilku jego ludzi”.

 

Moniaki, czyli Moskwa

 

Stefan Korboński , działacz PSL Mikołajczyka, w książce ,,W imieniu Kremla” pod datą 3 października 1946 roku zapisał: ,,komunikat PAP z Lublina, według którego ,,bandy” ,,Zapory” z WiN i ,,Cisego” z NSZ, uzbrojone w broń maszynową, razem 50 osób, napadły na wieś Maniaki i spaliły ją, w tym 11 gospodarstw należących do b.akowców”. Przypis Korbońskiego : ,, Mowa o starciu oddziału Hieronima Dekutowskiego ,,Zapory” 23 IX 1946 z ormowcami ze wsi Moniaki ( a nie Maniaki), nazywanej potocznie Moskwą, zakończonym śmiercią jednego z nich i wymierzeniem kary chłosty pozostałym”.

 

Korboński komentował: ,,Najlepszy jest ten pomysł, że członkowie WiN, który składa się z nieujawnionych akowców, niszczą własność swych ujawnionych towarzyszy broni(…). Te kłamstwa są obliczone na obudzenie w społeczeństwie oburzenia przeciwko podziemiu. Przypomina mi to tolerowanie przez gestapo bandytów, by ich zbrodniami obarczyć ówczesną konspirację i zohydzić ją w oczach kraju. Nauka nie poszła w las i dzisiaj mają w bezpiece wiernych naśladowców. Nie darmo ją ludzie nazywają ,,czerwone gestapo”.

 

Wieś  Moniaki (obok kilku innych na Lubelszczyźnie) jeszcze przed wojna była wylęgarnią komunistycznej zarazy - późniejszych AL.-owców, milicjantów i ubeków. "Zapora"  rozbił wiele placówek MO i UB. Schwytanym komunistom na ogół wymierzał kary chłosty, a następnie puszczał ich wolno. Jeśli zabijał, to nie za samą przynależność do PPR czy bezpieki, ale za wyjątkowo szkodliwą działalność, choć wielu UB-eków też oszczędził. Rozbijał też więzienia, wypuszczając aresztowanych. Jego oddział był przygotowany do akcji na Zamek Lubelski, a nawet na areszt na Rakowieckiej w Warszawie, ale w obu przypadkach znaleźli się kapusie, którzy donieśli do UB o tych planach. Dzięki posiadaniu zdobycznych samochodów ciężarowych ,,Zaporczycy” potrafili przeprowadzić w ciągu doby kilka akcji na terenie dwóch, a nawet trzech powiatów i błyskawicznie ,,odskoczyć”. W biały dzień wjeżdżali  do miasteczek Lubelszczyzny, rozbijali posterunki MO i uwalniali przetrzymywanych w więzieniach AK-owców. Ze względów bezpieczeństwa ciągle zmieniali kwatery, nigdy nie stacjonowali dwa razy z rzędu w tej samej wiosce.

 

Helikopterem z Warszawy

 

Po kolejnej amnestii z lutego 1947 roku Dekutowski wraz z Władysławem Siła-Nowickim podjął rozmowy z przedstawicielami Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (m.in. z płk Józefem Czaplickim, dyr. Departamentu III MBP- ds. Walki z bandytyzmem, czyli niepodległościowym podziemiem, ze względu na swoją nienawiść do AK-owców nazywanym ,,Akowerem” i płk Janem Tatarem, szefem WUBP w Lublinie) o warunkach ujawnienia się lubelskiej partyzantki niepodległościowej. Władysław Minkiewicz  w książce ,,Mokotów, Wronki, Rawicz. Wspomnienia 1939-1954” pisze: ,,W rezultacie w lasach na Lubelszczyźnie odbyła się konferencja, na którą przylecieli helikopterem z Warszawy wiceminister bezpieki Romkowski ( Roman Romkowski, czyli Natan Kikiel- T.M.P.) oraz dyrektor departamentu Politycznego MBP, Luna Bristigerowa”. Porozumienia nie zawarto, gdyż bezpieka nie zgodziła się, aby aresztowani wcześniej WiN-owcy odzyskali wolność. Siła-Nowicki: ,,Kiedyś w trakcie tych rozmów, po podpisaniu pewnych punktów porozumienia, grupa ludzi od ,,Zapory” i obstawa dygnitarzy MBP zdrowo wspólnie popiła, zawsze jednak na zasadach równości, tak aby żadna ze stron nie pozostawała bezbronna (obie strony były uzbrojone i w równej liczbie ludzi-T.M.P.). Potem wszyscy wsiedli do trzytonowej ciężarówki Dodge ze sprzętu amerykańskiego dostarczonego armii radzieckiej. Samochód prowadził ,,Zapora”. Wyszkolony w prowadzeniu samochodów w warunkach terenowych, na znanej sobie gruntowej  drodze pojechał z szaloną szybkością, jakby szukając śmierci. Na jednym z zakrętów wóz uderzył w drzewo i rozbił się na kupę szmelcu. O dziwo - nikomu z jadących nic się nie stało!”.

 

Ostatni rozkaz

 

W wyniku nieudanych rozmów ,,Zapora” razem z dowódcami pododdziałów swojego zgrupowania, podjął kolejną próbę przedostania się na Zachód. 12 września 1947 roku wydał- jak się później okazało- swój ostatni rozkaz, przekazując dowództwo kpt. Zdzisławowi Brońskiemu ,,Uskokowi”. W prywatnym liście do ,,Uskoka” napisał: ,,Ja dziś wyjeżdżam na angielską stronę- jestem umówiony z chłopakami co do kontaktów jak będę po tamtej stronie. Stary- najważniejsze nie daj się nikomu wykiwać i bujać, jak tam wyjadę, załatwię nasze sprawy pierwszorzędnie – kontakt będziemy mieć i tak. Czołem. Hieronim” ( w 1949 roku ,,Uskok” zdetonował pod sobą granat, nie chcąc wpaść w ręce UB podczas obławy). Ludzie ,,Zapory” docierając kolejno ( w połowie września 1947 r.) na punkt przerzutowy w Nysie na Opolszczyźnie, trafiali bezpośrednio w ręce katowickiego UB. Dekutowski wpadł 16 września. Wszyscy zostali wydani przez kapusia. Podstępnie schwytanych ,,Zaporczyków” przewieziono na Rakowiecką i poddano brutalnemu śledztwu. Trwało ono ponad rok.

 

W niemieckich mundurach

 

Stefan Korboński zapamiętał: ,, O tym, że  ,,bandyta Zapora” to Hieronim Dekutowski, ,,opinia publiczna” dowiedziała się dopiero po rozpoczęciu procesu”. 3 listopada 1948 roku w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Warszawie prócz Dekutowskiego na ławie oskarżonych zasiedli jego podkomendni: kpt. Stanisław Łukasik ps.Ryś, por. Jerzy Miatkowski ps.Zawada, adiutant por. Roman Groński ps. Żbik, por. Edmund Tudruj  ps. Mundek, por. Tadeusz Pelak ps.Junak, por. Arkadiusz Wasilewski ps. Biały i ich polityczny przełożony – Władysław Siła- Nowicki. Nowicki wspominał, że na rozprawę ubrano ich w mundury Wermachtu: ,,ten mundur hańbił katów, nie ofiary. I nieskończenie ważniejszym od naszego ubrania było to, co przed sądem krzywoprzysiężnym mówiliśmy podczas procesu”.

 

W sądzie żaden z oskarżonych nie przyznał się do absurdalnych zarzutów (o czym niżej), nie pokajał się. ,,Zapora” wziął na siebie całą odpowiedzialność. Pytany, dlaczego zamiast ujawnić się, pozostał ze swoimi żołnierzami, odpowiedział: ,,Byłem związany ze swoimi ludźmi trudem i walką, byłem ich dowódcą. Nie mogłem umyć rąk i zostawić ich jak grupy bandyckie w terenie, bez dowództwa”. 15 listopada 1948 roku ,,sąd” skazał siedmiu ,,Zaporczyków” na kilkakrotne kary śmierci. Po rozprawie przewieziono ich ponownie na Rakowiecką, również w niemieckich mundurach i pod silnym konwojem. Dekutowski znów został poddany brutalnemu śledztwu ( co było częstą praktyką stalinowskich katów), ale- podobnie jak wcześniej – nikogo nie wydał. Władysław Minkiewicz : ,,Wożono ich potem z workami na głowach, żeby ich nikt nie rozpoznał ( z obawy przed ewentualnym odbiciem) jako świadków na rozmaite procesy podległych im członków WiN-u”.

 

Zeskoczyć na chodnik

 

"Zapora” razem z podwładnymi trafił do celi dla ,,kaesowców”, gdzie siedziało ponad 100 osób. Podjęli próbę ucieczki- postanowili wywiercić dziurę w suficie i przez strych dostać się na dach jednopiętrowych zabudowań gospodarczych, a stamtąd zjechać na powiązanych prześcieradłach i zeskoczyć na chodnik ulicy Rakowieckiej. Minkiewicz: ,,Na noc rozkładało się na betonowej podłodze sienniki i ustawiało się wszystkie ławki pod ścianą, a ze stołków robiono w klozecie piramidę, sięgającą aż do sufitu. Po tej piramidzie Józio Górski (więzień kryminalny -T.M.P.) wchodził co noc z wyostrzoną o beton łyżką i mozolnie wiercił nią dziurę w suficie, starannie zbierając gruz do typowego więziennego worka, zwanego u nas samarą. Potem ten gruz wrzucał do klozetu i spuszczał wodę, żeby nie pozostawiać żadnych śladów. A jak ustrzec się przed kapusiami? W tym celu wszyscy wtajemniczeni mieli kolejno nocne dyżury i w jakiś przemyślany sposób dawali znać Górskiemu, jeśli ktokolwiek z niewtajemniczonych budził się i szedł do klozetu. Górski przerywał wówczas na chwilę pracę i siedział sobie cichutko na szczycie swej piramidy. Po kilku tygodniach dziura była na tyle szeroka, że Górski wszedł przez nią na strych i odbył trasę aż do okienka nad niskimi budynkami gospodarczymi. W zasadzie można już było podjąć próbę ucieczki, postanowiono jednak zaczekać na czas, kiedy nadejdą noce bezksiężycowe, co dawałoby większą gwarancję uniknięcia pościgu przez często krążące po Rakowieckiej patrole KBW”.

 

Kiedy do zrealizowania planu zostało ledwie kilkanaście dni, jeden z więźniów kryminalnych uznał, że akcja jest zbyt ryzykowna i wsypał uciekinierów, licząc na złagodzenie wyroku. Dekutowski i Siła-Nowicki trafili na kilka dni do karceru, gdzie siedzieli nago, skuci w kajdany. Nowickiemu pomogły rodzinne koneksje – był siostrzeńcem Dzierżyńskiego. Aldona Dzierżyński-Kojałłowicz, rodzona siostra twórcy Czeki, napisała do Bieruta: ,,Kocham go jak własnego syna, a więc przez pamięć niezapomnianego brata mego, Feliksa Dzierżyńskiego, błagam Obywatela Prezydenta o łaskę darowania życia Władysławowi Nowickiemu”. Inaczej było z ,,Zaporą”. Na nic zdały się prośby jego rodziny o łaskę, w tym wysiłki najstarszej siostry, Zofii Śliwy, czynione drogą dyplomatyczną przez prezydenta Republiki Francuskiej – od końca lat 20 mieszkała we Francji, odznaczona została Legią Honorową za udział we francuskim ruchu oporu. Hieronim Dekutowski też walczył w czasie wojny z Niemcami, ale dla komunistycznych siepaczy nie miało to żadnego znaczenia. Zginął, bo nie pogodził się z nową, sowiecką okupacją.

 

JW/Tadeusz M. Płużański, "Zapora" przeciw komunizmowi


/