Posłowie Prawa i Sprawiedliwości chcą podwyższyć cenę paliw. Niestety, wszyscy Polacy dostaną po kieszeni - bo przecież problem dotyczy nie tylko tych, którzy sami jeżdżą samochodem. Droższe paliwo oznacza droższy transport, a więc większe ceny. Wszystkiego.

Podwyżka ma być naprawdę duża - chodzi o aż 25 groszy na litrze paliwa. To oznacza, że jedno tankowanie samochodu osobowego "do pełna" będzie z powodu wyższego podatku droższe o około 10 złotych. W skali roku dla przeciętnego kierowcy to już kilkaset złotych straty. Dla budżetu to jednak naprawdę gigantyczne pieniądze. 

Podwyżka jest powiązana z utworzeniem Funduszu Dróg Samorządowych, z którego mają być finansowane remonty. Posłowie chcą, by z nowego podatki wpływy wyniosły około 6 mld złotych rocznie (5 mld z samego podatku w wysokości 20 groszy + 1 mld złotych z VAT wynoszącego 4-5 groszy).

Pod projektem podpisali się wiceminister infrastruktury i budownictwa Kazimierz Smoliński, szef klubu PiS Ryszard Terlecki i jego rzeczniczka Beata Mazurek.

Oznacza to, że projekt ma w PiS poważne poparcie. Tymczasem już dziś ceny paliwa są absurdalnym podatkowym zdzierstwem. Obecnie podatki do aż 57 procent ceny podstawowej benzyny 95. To 35 procent akcyzy, 9 procent VAT i 3 procent opłaty paliwowej.

Gdyby odliczyć więc wszystkie podatki, to za litr paliwa płacilibyśmy dziś nie ponad 4 złote, ale zaledwie 2. Podatek ten jest tymczasem wyjątkowo "egalitarny", bo płacą go w tej samej wysokości i biedni, i bogaci - każdy, kto ma samochód lub kto kupuje chleb dowieziony do sklepu samochodem.

Dalsze jego podwyższanie musi być więc dość zaskakujące. Oczekiwalibyśmy raczej jego obniżki, co pozwoliłoby finansowo odetchnąć wielu polskim domom. Rozumiemy, że wydatki budżetu są duże i wciąż rosną. Jednak warto, by patriotyczny rząd nie szukał jeszcze więcej pieniędzy w kieszeniach zwykłych Polaków, i tak już bardzo ciężko obciążonych wysokimi podatkami. 

mod