Natalia Podosek-Rakoczy: Dwóch cenionych reżyserów, którzy mają już za sobą pewien dorobek zawodowy biorą się za realizację filmu o modlitwie, która… wielu kojarzy się z „klepaniem” zdrowasiek przez babcie, siedzące godzinami w kościelnym zaciszu. Dlaczego na temat  filmu wybraliście właśnie Różaniec?

Dariusz Walusiak (reżyser): Różaniec jest modlitwą, która daje siłę. Został nam ofiarowany  przez Maryję  jako oręże w walce ze złem. Tej siły doświadczyliśmy w naszej rodzinie, kiedy podjęliśmy się odmawiania krucjaty różańcowej za Polskę. Czujemy także, że ta modlitwa jest teraz bardzo potrzebna naszej ojczyźnie, ponieważ jest ona ostatnią prawdziwą ostoją katolicyzmu w coraz bardziej zlaicyzowanej Europie. I niestety jej przedmurza są coraz silniej atakowane. Widzieliśmy to dobitnie podczas naszej wyprawy do Brukseli, gdzie długo szukaliśmy kościoła, a w końcu gdy go znaleźliśmy okazało się, że jest… zamknięty.

Andrzej Sobczyk (producent) : Modlitwa różańcowa, a jeszcze konkretniej Nowenna Pompejańska sprawiła w życiu moim i bliskich mi osób cuda. Nie  chodzi w niej o odklepanie „zdrowasiek”, ale
o wchodzenie w żywą relację z Bogiem. Wtedy na człowieka spływa ogromne błogosławieństwo.

Mieszkańców Oziornoje – kazachstańskiej wioski, uratowała od klęski głodu  nagła odwilż, która przyszła w Święto Zwiastowania Najświętszej Marii Panny. Jak dotarliście do tych i podobnych historii?

Dariusz Walusiak: Kiedy postanowiliśmy zrealizować film o Różańcu zastanawialiśmy się, co konkretnie chcemy na jego temat powiedzieć. Jest już ogromna ilość udokumentowanych cudów
i uzdrowień za przyczyną tej modlitwy, jednak my postanowiliśmy pójść krok dalej, pokazać jak Bóg przez Różaniec zmienia losy świata. I tutaj zaczęliśmy nasze poszukiwania od krucjat różańcowych.

Mariusz Pilis:  Jednocześnie czuliśmy, że nie możemy zamknąć się tylko w historii krucjat różańcowych, które są świetnie udokumentowane, ale należą do przeszłości. Miałem głębokie przekonanie, że siłą tego filmu będzie obserwowanie sytuacji , która dzieją się tu i teraz, na naszych oczach. I wtedy jedna osoba zetknęła się z pewnym intrygującym zdjęciem w internecie – zakrwawioną ręką żołnierza ściskającą różaniec. Zaczęliśmy się zastanawiać do kogo ona należy i tak od nitki do kłębka doszliśmy do historii, która kryła się za tym zdjęciem. Człowiek ten był bardzo poważnie ranny i czekał na przybycie helikoptera ratunkowego. Dziesięciokrotnie próbował odmówić Różaniec, ale za każdym razem mdlał z wycieńczenia i upływu krwi. Kiedy zjawił się helikopter był w stanie nadludzkim wysiłkiem powstać i przedostać się  do niego, aby otrzymać konieczną pomoc.

Inna znowu historia dotyczy Ukrainy i białego różańca. Rozmawiałem z różnymi dziennikarzami  
i prawie każdy się z nim zetknął, a nikt nie zajął się głębiej tą historią. Dlaczego? Jest wiele niesamowitych interwencji Boga,  o których nikt nie mówi. A my widzimy, że właśnie ta strona historii,  związana ze sferą duchową, jest o wiele ciekawsza. opowieść związane z białymi różańcami  zaczęła się od pewnego księdza z Podkarpacia, który widział ogromną  potrzebę modlitwy na Ukrainie. I przyszedł mu  pomysł, aby rozdać różańce w tamtejszych więzieniach. Odzew był niesamowity, bo więźniowie modlili się i pojawiła się potrzeba sprowadzenia ich w większej ilości. Kiedy różance zostały dosłane z Rzymu okazało się, że były problemy na granicy z ich odprawą. Kiedy w końcu ksiądz otrzymał pozwolenie na ich przewiezienie  okazało się, że jest ich tak wiele,  że zostały schowane w katedrze w Kijowie. To wszystko rozgrywało się na tydzień przed wydarzeniami na Majdanie. Później około miliona różańców zostało rozdanych wśród protestującej ludności. Jest wiele nieprawdopodobnych historii z nimi związanych . Pewnie nawet nie poznalibyśmy chociażby części z tych historii, gdyby nie decyzja o nakręceniu tego filmu.

Częstochowa, Kazachstan, Stany Zjednoczone… gdzie jeszcze zaprowadziły Was różańcowe cuda?

Mariusz Pilis: W najbliższym czasie planujemy podróż do Nigerii, gdzie  postawiliśmy sobie za cel odwiedzenie części regionu atakowanej przez bojówki Boko Haram, które zabijają tamtejszą ludność. Biskup, do którego się tam wybieramy, polecił nam dolecieć awionetką, ale ona bardzo nieregularnie kursuje i może się okazać, że ciężko będzie się stamtąd wydostać. Jest to kawałek świata odcięty od cywilizacji. Jednak nie „pchamy się” w to miejsce bez sensu, ale dlatego że część filmu, którą chcemy tam nakręcić jest bardzo istotna dla całości. Tamtejszy biskup miał objawienia Jezusa podczas których został mu przekazany Różaniec, jest to także miejsce bardzo silnego ścierania się chrześcijaństwa z islamem.

- Nie boicie się?

Mariusz Pilis: Raczej  nie, jestem korespondentem wojennym i kiedy jest się w centrum akcji to nie ma czasu na strach. Po prostu nie można pakować się w niepotrzebne kłopoty . Od 1995 r. jeździłem ponad 10 lat w strefy konfliktu i nie jest to dla mnie czymś nowym.

Podróż za podróżą, historia za historią… przeżywacie intensywny czas podczas kręcenia filmu… czy w nawale tych wszystkich wrażeń jest historia, która szczególnie Was poruszyła?

Mariusz Pilis:. Można tutaj przywołać chociażby historię belgijską. Podróżujemy w bardzo niebezpieczne miejsca, gdzie pomimo różnych zagrożeń  ludzie otwarcie mówią o swojej wierze, a w Belgii,  w środku Europy spotkaliśmy Kościół w konspiracji – ludzie bali mówić się o wierze, że będą za to szykanowani.  I zderzenie się z tą rzeczywistością, jest zetknięciem się z jedną z największych wojen, które obecnie się toczą.

Dariusz Walusiak: Scenariusz ciągle się zmienia, dochodzą do niego nowe elementy, ponieważ
w trakcie jego powstawania wciąż dowiadujemy się o nowych miejscach, gdzie ludzie się modlą, aby zapobiec szerzącemu się złu, jak chociażby aborcja, czy terroryzm. I mu podążamy tym śladem. Jednocześnie nie chcemy wszystkiego zdradzać przyszłym widzom, aby mogli zostać zaskoczeni.

Realizacja filmu pociąga za sobą konieczność odwiedzenia krajów w różnych częściach światach, niekiedy bardzo odległych i trudno osiągalnych, to niestety wymaga niemałych środków finansowych… Skąd czerpiecie fundusze? Czy podejmując się tego dzieła nie mieliście obaw, że na drodze tym szczytnym celom może stanąć tak banalna sprawa jak brak pieniędzy w portfelu?

Andrzej Sobczyk: W całej akcji pozyskiwania funduszy widzę ogromne Boże prowadzenie. Kiedy
w danym momencie nie potrzeba pieniędzy to one po prostu nie spływają, a jak pojawia się taka potrzeba to nagle ktoś nam je ofiarowuje… Jednocześnie wiele osób przesyła nam słowa wsparcia
 i zachęty. Z początkiem tego roku wydarzyła się także bardzo ciekawa historia związana z pewną kobietą, która wpłaciła pewną kwotę na nasze konto,  a my w jej intencji, w ramach odwdzięczenia się,  zamówiliśmy mszę świętą. W międzyczasie lekarze wykryli u niej nowotwór. Po jakimś czasie,
 w chwili ogromnego kryzysu znowu otrzymuje od nas informację, że się modlimy w jej intencji, a za dwa miesiące lekarze stwierdzają, że w sposób niewytłumaczalny, ale choroba ustąpiła i jest całkiem zdrowa. Dla mnie jest to znak Bożego działania w tym projekcie. Wszyscy mogą wejść na stronę www.wielkazmiana.pl i zaangażować się w najróżniejszy sposób – od pomocy materialnej, przez rozdawanie ulotek, po wsparcie modlitewne, ponieważ dzieło ewangelizacyjne bez modlitwy byłoby oszustwem. Sami nie bylibyśmy w stanie zrealizować tego filmu, ale wspólnym wysiłkiem możemy to zrobić.

Rozmawiała Natalia Podosek-Rakoczy