Stella Zylbersztajn ocalała z getta w Łosicach i ukrywała się wśród wielu polskich rodzin. Po wojnie, dzięki jej staraniom, 23 Polaków otrzymało medale Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Stella Zylbersztajn jest katoliczką i od 1969 roku mieszka w izraelskiej Hajfie. O swojej konwersji, życiu w Izraelu, oraz o tym jak wygląda życie Żyda-katolika mówi Gabrielowi Kayzerowi w ostatnim numerze kwartalnika „Fronda”.

Gabriel Kayzer: Nie od początku byłaś katoliczką. Jak zostałaś chrześcijanką?

Stella Zylbersztajn: Mój ojciec był komunistą. Moja mama była zaś wierzącym człowiekiem. Uciekła z domu, gdy miała 10 lat. Nie mogła zrozumieć, po co wielki Pan Bóg potrzebował, aby Żydzi spełniali tak dużą ilość małych przykazań. Gdyby znalazła jakąś ideę, to by się jej poświęciła. Nie znalazła jej jednak. Wyszła za mojego ojca i wierzyła, że ja znajdę ideę, której warto poświęcić swoje życie. Gdybym znała, takich dobrych Żydów, jacy są tutaj w Hajfie, to na pewno nie szukałbym Boga w chrześcijaństwie. W Polsce jednak, ci którzy reprezentowali judaizm byli tak okropni, że wiedziałam, że nie ma co u nich szukać Boga. Bóg, w którego oni wierzyli, nie mógł być moim Bogiem. Chrześcijanie byli dla mnie bardzo dobrzy. Do dzisiaj mam u siebie obraz prostej chałupki, w której się chowałam. Prości ludzie na wsi mieli serce. Zdawałam sobie doskonale sprawę, z tego, czym im grozi ukrywanie mnie u siebie. Oni nie mieli tytułów akademickich, ale umieli kochać.

Chrzest przyjęłam dopiero pod koniec II wojny światowej, mając 18 lat. Kierowały mną zupełnie inne przyczyny, niż próba przetrwania wojny. W pełni świadomie przyjęłam chrześcijaństwo. Jako jedynaczka zawsze byłam kochana i nie potrzebowałam, żeby mnie kochali. Jedyne czego potrzebowałam, to kochać i oddawać miłość. Najpierw kochałam swoją nauczycielkę, potem ojczyznę – Polskę, bo w Polsce czuliśmy się Polakami. To było jednak za mało, trzeba było kochać Boga i On mnie do siebie pociągnął.

W Getcie Warszawskim dochodziło do masowych konwersji na katolicyzm. Czym można to wytłumaczyć?

– Jeden z księży pisał, że w getcie było od 5 do 7 tysięcy Żydów katolików. Oczywiście, wielu Żydów przyjęło chrzest żeby przedostać sie na drugą stronę i ratować życie, ale od początku słyszałam, że była tam prawdziwa grupa pierwszych chrześcijan, którzy mimo, że wiedzieli, iż pójdą na śmierć, nie wyrzekli się wiary w Jezusa, ale trwali w niej. O tej historii powinien powstać film. Warto także mówić o księdzu, który był z Żydami w getcie warszawskim. To musiał być wspaniały człowiek.

Córka profesora Ludwika Hirszfelda, zmarła tak naprawdę nie z powodu gruźlicy, ale z głodu, gdyż dzieliła się swoim jedzeniem z innymi dziećmi. Jej życie i prawdziwie chrześcijańska postawa, powinny być dla nas wzorem, jak powinniśmy żyć. Dla mnie zagłada jeszcze się nie skończyła i cały czas gdzieś trwa.

Co rozumiesz mówiąc, iż zagłada, trwa nadal?

– Dzisiaj na świecie, wciąż z głodu umierają dzieci. Dlatego też, na Soborze Watykańskim II dodano do spowiedzi powszechnej grzech zaniedbania – opuszczenie dobrego, które jest takim samym złem, jak zabicie kogoś. Nie dać kromki chleba głodnemu, to skazać go na śmierć. Nasz cały „chrześcijański świat” powinien uderzyć się w piersi, gdyż, gdyby naprawdę wszyscy Ci, którzy przyjęli chrzest byli chrześcijanami, to na świecie nie byłoby głodu. Nie mówię tu o wojnach, które wybuchają bez naszej winy i współpracy, ale o zwykłym ludzkim głodzie, który powinien być dla nas wyrzutem sumienia. Nikt się jednak z tego nie spowiada. Wielu chrześcijan nie zdaje sobie nawet z tego sprawy. Ja jednak zawsze czuje się winna, gdyż nie mogę zapomnieć twarzy człowieka, który umierał z głodu pod drzwiami kawiarni w warszawskim getcie. My wszyscy jesteśmy, jak Ci ludzie bawiący się w tej kawiarni, przed którą umierają ludzie. Nie ma bowiem znaczenia, czy człowiek umiera 5 metrów od nas, czy 5 tys. km. Będąc w getcie widziałam obojętność Żydów, teraz dostrzegam, że także inni ludzie są obojętni. Do niedawna zastanawiałam się, czy żyję po to, aby zjadać resztki, czy zjadam resztki po to, żeby żyć. Mimo to, zawsze wydawało mi się, że muszę oszczędzać na czym się da, aby pomóc innym. Dziś brakuje takiego myślenia. Cały Wschód nie interesuje się w ogóle ludźmi biednymi. Rok rocznie w Indiach zabijanych było ponad 6 mln dziewczynek, tylko dlatego, że to syn i jego żona mają obowiązek opiekować się rodzicami mężczyzny, a nie kobiety. Do tego rodzice kobiety muszą dać swojej córce duży posag. Dwa lata temu, gdy byłam w Polsce mówiono, że w ciągu roku, w Somalii umrze z głodu 12 mln ludzi. W Polsce zbierano na tacę i posłano tym ludziom. Mimo, że jest to szlachetne działanie, to cały czas robimy zbyt mało dla ludzi biednych i odrzuconych.

Rok temu na spotkanie wspólnot modlących się po hebrajsku ks. Józef Maj przywiózł obraz przedstawiający figurkę Matki Bożej, stojącej niegdyś na terenie getta warszawskiego. Czy figura ta jest dla ciebie ważnym symbolem?

– Tak, jej podobiznę pokazuje wszystkim, którzy do nas przychodzą. Z zasady nie chcemy mieć w naszej kaplicy figur i obrazów, tak jak jest u Żydów. Nasza kaplica to Dom Modlitwy. W synagodze w Safed jest tylko stół i książki do modlitwy. Do modlitwy nie potrzeba żadnych ozdób, ale obraz ten stanowi wyjątek.

Są jeszcze jakieś inne zwyczaje, które odróżniają Was od innych katolików?

– U nas adwent wprowadziły tylko Jerozolima i Hajfa. Jest to długi adwent, który zaczynamy od razu po święcie Sukkot, – święcie namiotów, po żydowskim nowym roku. Zaczynamy od potopu, Abrahama, Mojżesza, Dawida i tak dalej. Ojciec Daniel zawsze żałował, że w Kościele rok liturgiczny zaczyna się od wygnania z raju. U nas rok liturgiczny zaczyna się wraz z porą deszczową od stworzenia pięknego świata. Jak mieszkali u mnie Etiopczycy, to mnie pouczyli, że prawie we wszystkich państwach w Afryce jest to święto narodowe – początek roku.

Dlaczego wyjechałaś do Izraela?

– Wcale nie zamierzałam wyjeżdżać do Izraela. Chciałam jechać do Indii. Generał Karmelu nie wyraził jednak na to zgody. Mówił, że w Indiach jest dosyć karmelitanek, miał rację. Mimo to ze złości obcięłam włosy. Wtedy właśnie wrócił z pielgrzymki do Izraela przełożony Chrystusowców ks. Edward Szymanek. W ciągu pół godziny przekonał mnie, że moje miejsce jest właśnie w Izraelu. Za drugie pół godziny dostałam wszystkie pozwolenia. W 1969 roku, wizę dostawało się w ciągu 2 tygodni, dzięki temu wyjechałam z Polski do Izraela do Hajfy. W moim przypadku nie był to jednak efekt nagonki antysemickiej. Wydawało mi się, że będę promieniować miłością i zarażać Żydów chrześcijańską wiarą. Nic podobnego. Miałam sąsiadki Żydówki. Były o wiele lepsze ode mnie. Potrafiły poświęcić się dla innych bardziej niż ja. W zakonie w Karmelu w Betlejem byłam dwa tygodnie. Patriarcha powiedział, że nic o tym nie wiedział. Potem pojechałam do Karmelu w Hajfie. Chciałam się modlić po hebrajsku, a te stare Francuzki nie mogły nauczyć się już tego języka. Za to m.in., po ponad dwudziestu latach zostałam usunięta z Karmelu. Byłam tam jedynie gościem i siostry zdecydowały, że mam odejść.

Dlaczego pozostałaś w Hajfie?

– W 1969 roku w Hajfie Ojciec Daniel gromadził dookoła siebie Żydów katolików. Przeważnie były to jednak Polki, które wyszły za mąż za Żydów. Dołączyłam do tej wspólnoty. Studiowałam w Hajfie, potem i pracowałam. Z Hajfy wyruszałam w podróże i zawsze do niej wracałam. Zresztą nie cierpię Tel Awiwu. Latem jest tam piekło. Jerozolima zaś zawsze będzie dla mnie miastem, które zabija proroków. Fanatycy z obu stron. Jest tam trochę normalnych ludzi, ale muszą siedzieć cicho. W Hajfie żyjemy, jak najnormalniej. Żydzi z Arabami, pobożni z niepobożnymi. Można robić co się chce i każdemu jest dobrze. Jeździmy autobusem w sobotę. Hajfa pracuje, Tel Awiw tańcuje, Jerozolima się modli. Rano w Jerozolimie, gdy wyjdzie się na ulicę, to widzi się, jak ludzie wracają z modlitwy. Mam przyjaciółkę z Rosji – bardzo wykształconą kobietę, która ostatnio spobożniała. Tamtejsi pobożni Żydzi prowadzą bardzo uczciwe życie. Mają pobożne sklepy i niewygórowane ceny. Dbają o siebie. Mnie jest jednak najlepiej w Hajfie.

Kim był ksiądz Daniel, o którym wspomniałaś?

– Ojciec Daniel Rufeisen był karmelitą, był przewodnikiem, który torował drogę. Miał niezwykle śmiałe pomysły i wizję tego, co powinno tu być. Kiedyś mówił w kościele: „Wszyscy są przeciwko mnie. I chrześcijanie, i Żydzi, i Polacy, i Patriarcha, a ja jestem szczęśliwy”. On wiedział co robi. Wiedział, co jest dobre i prawdziwe. Jak był u naszego papieża wylał przed nim wszystko, co mu leżało na sercu. Papież powiedział wtedy:, „Trzeba być Żydem, aby czuć, tak jak ty”. Daniel odpowiedział, że kardynał Jean-Marie Lustiger, też jest Żydem. Papież od razu go poprawił: „Nie on jest Francuzem”. Jan Paweł II doskonale wiedział, że kardynał Lustiger czuł, jak Francuz, a my w Izraelu czujemy inaczej. Tu zresztą czujemy się u siebie. Ojciec Daniel mówił, że tu mamy wyprostowane plecy. Tu jesteśmy nie tylko od zarania tego narodu, ale i od początku wiary w Jedynego.

[koniec_strony]

Wiele osób nurtuje pytanie, jak to jest być Żydem katolikiem. Być może jest to banalne pytanie, ale jak to jest?

– To jest być sobą. Myślę, że właśnie Żyd najbardziej może być katolikiem. Dopiero niedawno się to u mnie objawiło. Dwadzieścia lat męczyła mnie sprawa zagłady i pytanie, dlaczego doszło do tak okrutnej zbrodni dokonanej przez Niemców na Żydach. Potem czytając 53 rozdział Izajasza zrozumiałam, że słowa o Mesjaszu umęczonym odnoszą się do całego narodu żydowskiego. W oczach bożych Chrystus jest jeden od początku. Pan Jezus powiedział, że zbawienie jest z Żydów. My zaś, jesteśmy dalszym ciągiem umęczonego Mesjasza, choć w praktyce, wśród Żydów różnie z tym bywa. Dla Żyda wierzącego, takiego, jak ja, jest wielkim szczęściem być w korzeniach. Żydzi katolicy mają do odegrania w Kościele bardzo ważną rolę – przywrócić Kościół do korzeni. Kościół się nie narodził 2 tysiące lat temu. Dla mnie Kościół istnieje od stworzenia świata przez Boga. Kościół to Chrystus więc istnieje od zawsze. Jesus tworzy jedność w Kościele.

A widzisz ten powrót do korzeni w Kościele?

– Myślę, że tak. Dialog między Żydami a katolikami jest prowadzony we Francji od kilkudziesięciu lat i jest bardzo daleko posunięty. To, że Edit Stein jest patronką Europy jest najlepszym dowcipem naszego papieża. Musimy w końcu zburzyć 2 tys. lat nienawiści między chrześcijanami a żydami. Pokazać, że nie gardzimy żydami, że nie odcinamy się od nich i nie chcemy ich nawracać. Bo w innym wypadku oni się nas po prostu boją. A trzeba pamiętać, że Żydzi nie są narodem misyjnym, nie trzeba ich nawracać. Muszą widzieć w chrześcijanach czyste człowieczeństwo. Trzeba im pokazać, że chrześcijaństwo jest religią miłości, a nie nienawiści. To wystarczy. Jeśli chodzi o Europę, to nie mam jednak już do niej wiele zaufania. Europa jest jeszcze niedochrzczona. To, że król Francji zgromadził naród i wylał na niego wodę święconą nie uczyniło ich chrześcijanami. Dla mnie np. Niemcy pozostali takimi samymi barbarzyńcami, jakimi byli w czasach rzymskich.

Czy tak samo jest z Polakami?

– Słowianie są całkiem inni. Po hebrajsku Polin (ןילופ), oznacza tutaj będziemy mieszkać, nocować. Polonia, to jest miejsce w którym możemy żyć. Oznacza, tutaj mieszka Bóg. (Po-lan-iave). Żydzi nie wymieniają słowa: Jahve, ale oznacza to, że w Polsce mieszka Bóg. Przez całe życie chciałam pokazać Polakom, jak wyglądają rodziny żydowskie, a Żydom, jak wyglądali szlachetni Polacy. Mam nadzieję, że choć w małym stopniu, to mi się udało.

Niemcy próbują dziś dzielić sie winą za mordowanie Żydów z innymi narodami, także z Polakami. Co o tym sądzisz?

– Oczywiście zawsze w jakimś stopniu wszyscy możemy być odpowiedzialni. My Żydzi także, gdyż w 1938 roku wiedzieliśmy już, czym się to skończy. Już wtedy były bowiem dowcipy na ten temat. Siedzieliśmy jednak do końca. Tylko pojedyncze jednostki uciekły. Wiele osób nie chciało pozostawić swoich starych rodziców i dlatego pozostali.

Już dawno temu słyszałam jednak o tym, że powstało 60 prac doktorskich, w których twierdzi się, że holocaustu w ogóle nie było. Że w krematoriach, wędzono kury itd. Odnosząc się do pytania, trzeba stwierdzić, że szukając współwinnych, Niemcy mogą mówić i kłamać ile chcą. I tak nie są w stanie podważyć faktu, że to oni stoją za zagładą Żydów. Tylko dzięki typowej dla tego narodu dokładności udało się im przeprowadzić mord, na tak masowa skalę i dostosować swoją machinę śmierci w stosunku do Żydów, w zależności od warunków, jakie panowały w danym państwie. Mordu na Żydach dokonał naród, który uchodził za najkulturalniejszy w Europie. Należy tutaj pamiętać również o Romach, których los w czasie zagłady, był tysiąc razy gorszy od losu Żydów. Teraz, gdy Romowie przyjeżdżają do Niemiec i państwo niemieckie musi płacić im zasiłki socjalne, czy dodatki na dzieci, Niemcy bardzo na nich narzekają. Romom jednak za to, co zrobili im Niemcy, taka pomoc się po prostu należy.

Chciałabyś wrócić do Polski?

– Nie ciągnie mnie już do Polski. Mam 88 lat. Przyjeżdżałam do Polski kiedy było trzeba, ale to w Izraelu jestem zakorzeniona. Chcę umierać na moim balkonie, na którym czuję się najlepiej. Jestem tu u siebie i czuję całą sobą, że ten kraj, który zamieszkuję jest piątą Ewangelią. Czymś niesamowitym jest siedzieć wśród kwiatów i ptaków, czując, że Pan Jezus tak samo siedział. Bardzo lubię gościć u siebie ludzi, ale nie chce się już stąd ruszać. Kiedyś dużo podróżowałam. Dziesięciokrotnie byłam na Synaju. Zawsze ciągnęło mnie też na Wschód. Byłam cztery razy w Indiach. Widzieli tam, że bardzo ich kocham i nalegali żebym z nimi została. Odpowiadałam im wtedy, że nie mogę z nimi zostać, gdyż: nie ma u nich mego pięknego widoku, jak z balkonu w Hajfie. Nie mam żadnej potrzeby czegokolwiek zmieniać. Starszym ludziom chyba nigdzie nie jest tak dobrze jak w Izraelu. Na tydzień dostaje od państwa 10 godzin pomocy. To mi całkowicie wystarczy.

Czy widzisz w połączeniu Polaków i Żydów palec Boży? W końcu to Jan Paweł II, jako pierwszy papież wszedł do synagogi, jako pierwszy papież modlił się pod ścianą płaczu, jako pierwszy papież przeprosił za antysemityzm. Nawiązał także stosunki dyplomatyczne Stolicy Apostolskiej z Izraelem.

– Nikt nie zrobił tyle dla Żydów, co on. Myślę jednak, że to wszystko zasługa Ducha Świętego. 60 lat temu w Polsce pewien Palotyn powiedział w homilii, że świat dzieli się teraz na dwa obozy: ludzi wierzących i niewierzących. Między wyznaniami nie ma tak wielkich różnic, jakie są między materialistami, którzy żyją z dnia na dzień, a ludźmi, którzy każdego dnia szukają Boga.

Od wielu lat przynależysz do wspólnoty katolików modlących się po hebrajsku. Jak wygląda wasza formacja?

– Przełożonym katolickich wspólnot żydowskich w Izraelu jest Jezuita, O. Dawid Neuhaus. Jak są jakieś święta chrześcijańskie to zaprasza go radio, by błogosławił. O. Neuhaus jest pomocnikiem patriarchy ds, hebrajskich. Wcześniej zapraszano Ojca Daniela. W każdym kraju każdy może sie dziś modlić w swoim języku. My w Izraelu modlimy się więc w języku hebrajskim. We wspólnocie, w której jestem, ważne jest to, aby czuć się Żydem. Trzy razy do roku wspólnoty z całego Izraela zbierają się razem, aby się wspólnie modlić. Wczuwamy się w cały pierwszy Testament i całą myśl Bożą, którą jest pragnienie odkupienia świata i każdego człowieka. W Kościele chcemy być ogniwem jednoczącym przeszłość z przyszłością. Pokazywać, że myśl Boża jest jedna i Pan Bóg wszystkich chce zbawić. Nie ma jednak innej drogi niż przez cierpienie. Cierpienie Chrystusa, cierpienie Żydów podczas Holokaustu. Cierpienie ludzi, którym klęski żywiołowe zabrały ich bliskich i cały dobytek. Nie potrafimy zrozumieć dlaczego, ale Pan Bóg na pewno przygotował dla cierpiących odpowiednią zapłatę.

Czy macie w Izraelu, jakieś trudności związane z tym, że jesteście Żydami katolikami ?

– Myślę, że inni Żydzi patrzą na nas czasami, jak na jakiś odstępców. Przytoczę jednak historię z mojego życia. Mieszkam w Hajfie w tym samym miejscu od 40 lat. Przed 10 laty doszczętnie spaliło się moje mieszkanie. Moi żydowscy sąsiedzi wiedzieli, że odbudowa domu będzie bardzo drogo kosztowała i nie warto tego robić. Mówili, że lepiej iść w inne miejsce. Powiedziałam im jednak, że chce umrzeć na tym balkonie, z którego rozpościera się widok na Galileę. Miałam 100 szekli w kieszeni i puste konto w banku. Oni o tym wiedzieli. Zebrali się jednak i zbudowali mi odnowiony dom. Potem, gdy miałam 80. urodziny wydałam po hebrajsku swoją autobiografię „A gdyby to było nasze dziecko?” z dedykacją dla sąsiadów, którzy byli dla mnie lepsi niż rodzina. Żadna rodzina bowiem nie zrobiłaby dla mnie tego, co zrobili moi żydowscy sąsiedzi. Włożyłam każdemu z nich ową książkę do skrzynki pocztowej. Od tamtej pory wiedzą o mnie wszystko i nadal mnie kochają. Żydzi, gdy widzą, że ich się kocha, to oddają miłość. Nie ważne w co się wierzy, ważne jakim jest się człowiekiem. Mam za sąsiadów bardzo pobożnych Żydów, którzy często mnie zapraszają do siebie; nie chcą mnie nawrócić. Siadam z nimi i razem się modlimy. Nigdy przykrego słowa od nich nie usłyszałam. Raz pobożna sąsiadka przyszła i cieszyła się, że ja odprawiam Kabalat Shbat. Druga sąsiadka cieszyła się, że zobaczyła mnie w Sajny. Moi pobożni sąsiedzi to wspaniali, głęboko wierzący ludzie. Oni wierzą, tak, jak ich nauczyli. Tak, jak Pan Bóg dał im rozumieć i to im wystarczy. Żydzi są zresztą bardzo różni. Są tacy, którzy chcą mieć niemal dotykalny kontakt z Bogiem. Nie dochodzą oni jednak do chrześcijaństwa, gdyż Bóg ich jeszcze nie wyciągnął. Tak, jak pisze Simon Weiss – nie można niczego wlać do pełnej szklanki. Oni przechodzą pewien proces. Niektórzy stają się bardziej wierzący, a niektórzy po prostu wchodzą w hedonizm i materializm. Zresztą tak ich obecnie wychowują. Myślę jednak, że jest to okres przejściowy. W żydowskiej naturze istnieje bowiem zakorzeniony prawdziwy głód Boga.

Chodzisz czasami do synagogi?

– Tak, czasami. Jak mam trochę czasu i nie jestem zbyt leniwa, to w sobotę rano chodzę do znajdującej się w pobliżu synagogi. Przychodzę tam, aby czuli, że jestem z nimi. Zdarza się, że pytają mnie dlaczego tak dawno u nich nie byłam. Synagoga jest takim miejscem, gdzie najbardziej czuję, że jestem chrześcijanką. Widzę bowiem, że wszystko wzięliśmy stamtąd. Wszystkie zwyczaje we Mszy św. itp.

Jak Żydzi w Izraelu postrzegają Kościół katolicki?

– Gdy był tu papież Jan Paweł II, w ciągu kilku dni o 180 stopni zmienił stosunek Żydów do chrześcijaństwa. Umiał wszędzie być człowiekiem. I w Yad Vashem, i w obozach Palestyńczyków, wszędzie. Miłość pociąga innych. W maju przyjechał do nas papież Franciszek. Mam nadzieję, że wizyta papieża Franciszka przyśpieszy połączenie z prawosławnymi, których mamy tutaj dużo. Mocno wierzę, w nowy wylew Ducha Św. w Kościele. Mam ochotę przetłumaczyć niektóre homilie Franciszka na hebrajski. Obecnie, w naszym Domu Chleba mamy młodych sąsiadów, Żydów. Chcą do nas przychodzić. Pytają się, interesują. Są otwarci na poznanie chrześcijaństwa. W Izraelu mamy zresztą ok. 15 tys. Żydów – mesjanistów, Żydów wierzących w Jezusa. Niestety, jak przyjechali kiedyś do ówczesnego łacińskiego patriarchy Jerozolimy Michaela Sabaha, będącego Arabem, to on ich nie chciał przyjąć do Kościoła, bo byli nieochrzczeni. Chciał bowiem, aby było to państwo arabskie, a nie żydowskie. Odrzuceni Żydzi mesjanistyczni poszli więc sobie i już więcej nie próbowali zwracać się do Kościoła. Ogromnie szkoda, bo to są Żydzi odbywający służbę wojskowa w izraelskiej armii i mający wszystkie prawa. Wierzą w Jezusa. Modlą się i sprawują liturgię tak, jak potrafią. To nie jest Msza św. ale namiastka ostatniej wieczerzy. Do nas przychodzą w piątki. Jest ich nawet bardzo sporo. Są zresztą różne odmiany Żydów mesjanistycznych. Są tacy, którzy zachowują niektóre przepisy żydowskie, są także i tacy, którzy modlą się po rosyjsku, wszyscy nie uznają papieża. Mówią, że za czasów Jezusa go nie było. Że był tylko Jezus. Jeżeli jednak mają już gdzieś przynależeć, to najbliżej im do Kościoła katolickiego. Ktoś musi jednak wyciągnąć do nich rękę, gdyż mają opory we włączeniu się do Kościoła katolickiego. W Skandynawii robi to na przykład dominikanin O. Antoni Levi.

Jak postrzegasz konflikt palestyńsko-żydowski? Uważasz, że można go zażegnać?

– Jako pierwsza sprowadziłam do naszej okolicy Arabów. Mieszkały u mnie arabskie dziewczynki, a potem arabscy chłopcy. Na początku krzyczano na mnie, że pojawią się kamienie, bomby. Potem zaś przychodzili do mnie i pytali: „Stella masz może jakiegoś Araba, co chce wynająć mieszkanie?” Arabowie bowiem to najlepsi, najcichsi sąsiedzi. Uważam, że konflikt palestyńsko-izraelski można byłoby zażegnać, gdyby zależało to tylko od zwykłych ludzi. Jednak decyzję w tej sprawie podejmują rządy i politycy, którzy pilnują jedynie swojego krzesełka. Gdzie dwóch Żydów, tam trzy synagogi. Póki u władzy była Partia Pracy, to było znośnie. Teraz kiedy są kapitaliści, pilnują tylko swoich interesów i krzesełek. To jest Ziemia Obiecana, ale ludzie muszą dorosnąć, by przyjąć obietnicę, którą jest Pan, inny od tworu naszej wyobraźni.

Ze Stellą Zylbersztajn rozmawiał Gabriel Kayzer

Wywiad ukazał się w numerze kwartalnika "FRONDA"