- „Niemcy już raz wysłali kawalerię na Węgry pod postacią czołgów. Naszą prośbą jest, aby tego nie czyniły powtórnie, bo nie był to najlepszy pomysł” - powiedział, a jego słowa cytuje „Rzeczpospolita”, premier Orban w programie „180 minut” publicznego radia. Chodzi tu o operację Margarethe z 1944 roku, kiedy odziały Wehrmachtu oraz SS opanowały Węgry, aby zapobiec wyłamaniu tego kraju z koalicji.

I choć słowa te były odpowiedzią na skandaliczną sugestię kanclerz Niemiec, że jej kraj będzie sprowadzał suwerenne państwo na właściwą drogę, to potępiony za za dlugą pamięć został premier Orban. Niemieckie media doszukały się w słowach Orbána karygodnego oskarżenia pod adresem pani kanclerz o stosowanie nazistowskich metod. – To godne pożałowania wykolejenie – oświadczył wczoraj Guido Westerwelle, szef niemieckiej dyplomacji.

Premiera Orbana potępiają także politycy opozycyjni. – W tym kontekście wypowiedź Orbána wymyka się wszelkim racjonalnym ocenom. Zwłaszcza że Angela Merkel wstrzymywała się zawsze od zdecydowanej krytyki polityki Orbána – tłumaczy „Rzeczpospolitej” Péter Balázs, były minister spraw zagranicznych i polityczny przeciwnik premiera.

Cała sprawa dotyczy, jak zwykle tego, czy w krajach nowej Unii mogą rządzić partie, które nie podobają się Francji i Niemcom czy też nie... Spór to zatem o to, czy Węgrzy, ale także Polacy, mogą dokonywać suwerennych wyborów, czy też nasz zakres wolności może być ograniczany przez Angelę Merkel czy innych zachodnich polityków. Orban zatem, i trzeba mieć tego świadomość, walczy także w naszym imieniu.

TPT/Rp.pl