Nie milkną echa awantury wokół zawieszonego w obowiązkach na własną prośbę rzecznika Ministerstwa Obrony Narodowej, Bartłomieja Misiewicza i o ile można się spierać, czy obsadzenie go w Radzie Nadzorczej PGZ czy odznaczenie medalem za zasługi dla obronności kraju było rozsądną decyzją ze strony szefa MON, o tyle politycy Platformy Obywatelskiej są chyba ostatnimi osobami, które mogą czynić w tej kwestii jakiekolwiek zarzuty wobec szefa MON czy też całego rządu. Minister Macierewicz może martwić się jedynie tym, jak odbiorą to wyborcy, którzy zagłosowali na PiS z nadzieją, że "nie będzie tak, jak za PO".

Sprawa Misiewicza jest w toku, tymczasem opozycja przypuściła kolejny atak na szefa MON. Jak przekonują parlamentarzyści PiS, kompletnie nieuzasadniony.

Posłowie PO, Mariusz Witczak i Jan Grabiec, podczas dzisiejszej konferencji prasowej przekonywali o konieczności odwołania Macierewicza:

„Mogą być zadziwiające informacje, że nawet elektorat Prawa i Sprawiedliwości źle ocenia ministra Macierewicza i to powinien być bardzo poważny sygnał dla pani premier. Za tą dymisją przemawiają bardzo poważne argumenty. Czymś bardzo ryzykownym było powołanie Antoniego Macierewicza na Ministra Obrony Narodowej, zawieszenie polskiego bezpieczeństwa narodowego na osobie, która wprowadza chaos, bałagan, który jest bardzo przeideologizowana w swojej działalności. Na każdym odcinku funkcjonowania MON mamy chaos, bałagan i zamieszanie. Antoni Macierewicz i premier Szydło nie odnieśli się w sposób konkretny do powiązań Macierewicza z osobami, które mają powiązania z kapitałem rosyjskim”- mówił Mariusz Witczak.

Swoje "trzy grosze" wtrącili również posłowie Nowoczesnej. Posłanka Katarzyna Lubnauer popadła w totalną histerię:

"Minister Macierewicz tworzy swoją przyboczną, prywatną armię. Tworzy tę armię kosztem rozwijania prawdziwej obronności Polski(...)Mamy też wrażenie, jak słuchamy ministra Macierewicza, że ta nowa armia, że te wojska mają być wojskami bardzo ideologicznymi, ma się wrażenie, że kadry do tych wojsk będą wybierane na podłożu ideologicznym". Lubnauer przekonuje też, że na Obronę Terytorialną brakuje pieniędzy, a resort obrony nie potrafi wydać pieniędzy na dozbrajanie armii zawodowej bądź tych środków finansowych po prostu brakuje.

Trzeba przyznać, że posłanka Nowoczesnej wykazuje się tu nielada ignorancją, gdyż po pierwsze: komponent terytorialny Sił Zbrojnych jest niemal w każdym nowoczesnym kraju, po drugie: MON może przeznaczyć na dozbrojenie armii dokładnie tyle pieniędzy, na ile pozwoli budżet państwa i to nie sam resort obrony o tym decyduje. Nie mówiąc o zwiększeniu wydatków na obronność.

W całym zamieszaniu chodzi o niedawną decyzję szefa MON ws. Wojsk Obrony Terytorialnej. Nowy rodzaj Sił Zbrojnych ma podlegać bezpośrednio ministrowi obrony narodowej, a nie Dowódcy Generalnemu Rodzajów Sił Zbrojnych, jak pozostałe wojska. Poseł PiS Michał Dworczyk tłumaczył w rozmowie z PAP:

"Te siły zbrojne są w trakcie tworzenia i w sposób naturalny są bezpośrednio podporządkowane konstytucyjnemu ministrowi. Stąd bezpośredni nadzór ministra. Jeśli chodzi o docelowe dowodzenie tymi wojskami, jestem przekonany, że po nowelizacji ustawy - będą jak wszystkie inne rodzaje sił zbrojnych - w ramach dowództwa wojskowego".

Warto zastanowić się, czy odwoływanie ministra obrony narodowej właśnie teraz, po ostatnich wydarzeniach, groźbach i prowokacjach ze strony Rosji przysłuży się bezpieczeństwu państwa.

JJ/Fronda.pl