Inicjatywa pojawiła się dekadę po raporcie, w którym Zeid Raad al-Hussein (obecny szef Komisji Praw Człowieka ONZ) piętnował nadużycia seksualne "błękitnych hełmów". Raport doradzał sekretarzowi generalnemu m.in. wprowadzenie testów na ojcostwo, by żołnierze poczuli się w obowiązku zadbać o dzieci, które spłodzili i porzucili.

W 16 miejscach, głównie w Afryce i na Bliskim Wschodzie przebywa 125 tys. "błękitnych hełmów". Pojawiają się doniesienia o skandalach seksualnych z ich udziałem, jak choćby z czerwca, kiedy zostali oskarżeni o molestowanie dzieci ulicy w Republice Środkowoafrykańskiej.

Rzecznik ONZ nie podał kraju pochodzenia sprawców; powiedział, że byli to Afrykanie.
Nie jest znana liczba dzieci spłodzonych przez żołnierzy sił pokojowych. Od 2010 roku odnotowano 29 żądań uznania ojcostwa, z tego 14 od kobiet nieletnich

Jak sugerował raport Husseina, dobrze by było stworzyć bank DNA żołnierzy służących pod flagą ONZ. Wówczas podejrzany o ojcostwo musiałby się albo przyznać, albo zgodzić na porównanie próbek. W przypadku potwierdzenia ojcostwa alimenty ściągano by z jego pensji.

ONZ jednak nie chce iść tak daleko. Dopiero w ubiegłym roku zaczęto rozsyłać do misji zestawy do pobierania DNA. Przed użyciem, organizacja pyta kraj pochodzenia żołnierza o to, czy sam zechce pobrać odeń próbkę, czy ma to zrobić ONZ. Jeśli państwo członkowskie nie odpowie pozytywnie na żadną z propozycji, nic nie można zrobić - testy są dobrowolne. Zgoda przychodzi tylko w co piątym przypadku.

Płk Girardo Frigossi powiedział, że stosunki między żołnierzami sił pokojowych i miejscowymi są nie do zaakceptowania. Takie samo zdanie ma ONZ. Urzędnik pytany z kim żołnierze na misji mogą uprawiać seks, odparł: - Z nikim.

Nie powinno mieć miejsca żadne przekupywanie dzieci jedzeniem w zamian za seks oralny, co robili żołnierze z Francji, Czadu i Gwinei Równikowej w Republice Środkowoafrykańskiej.
Andres Kompass,urzędnik ONZ, który ujawnił wewnętrzny raport na ten temat władzom Francji, by pociągnęły winnych do odpowiedzialności, był jedyną osobą, która w tej sprawie poniosła konsekwencje - został zawieszony.

- Kiedy ujawniamy ciemną stronę operacji pokojowych, zaangażowane kraje mogą się czuć zakłopotane - mówi AP Alison Giffen z amerykańskiego Centrum Stimsona. - Ale przecież wiedzą, że ONZ nie toleruje takich wybryków.

KZ/Wyborcza.pl