Prezydent Barack Obama wystąpił wczoraj ósmy w swojej karierze raz na dorocznej kolacji dla korespondentów akredytowanych przy Białym Domu. Nie szczędził przy tej okazji żartów, na celownik biorąc zwłaszcza Hillary Clinton oraz - szczególnie - Trumpa.

 

Z Hillary śmiał się w związku z jej nienajlepszym PR wśród młodych wyborców. "I to będzie na moim profilu? Nie wiem, czy dobrze to robię. Pozdrawiam - ciocia Hillary" - mówił Obama, sugerując, że kandydatka Demokratów nie potrafi korzystać z Facebooka. Odniósł się także do płatnych wystąpień Clinton dla banku Goldman Sachs, zapowiadając, że także on za rok skorzysta z okazji by w ten sposób "poważnie dorobić".

Powiedział też, że to Clinon wygra w wyborach prezydenckich: "Za rok ktoś inny będzie stał na moim miejscu i nikt nie jest w stanie powiedzieć, kim ona będzie" - stwierdził Obama.

Najchętniej jednak Obama żartłował z Trumpa. Dziwił się, dlaczego nie pojawił się na kolacji. "Mamy tu salę pełną dziennikarzy, celebrytów, kamer, a mimo to nie przyszedł. (…) Co takiego może teraz porabiać? Je steka? Pisze obraźliwe tweety do Angeli Merkel?" - pytał Obama.

Ustępujący prezydent wskazywał zarazem, że Trump ma doświadczenie w polityce zagranicznej, bo "przez lata spotykał się z przywódcami na całym świecie: z Miss Szwecji, Miss Argentyny, Miss Azerbejdżanu". Przypomniał też, że Trump "załatwił" kilka prowadzonych przez siebie firm, dlatego mógłby zamknąć amerykańskie więzienie w Guantanamo, bo pokazał już w przeszłości, że "wie co nieco o tym, jak rujnować nieruchomości z widokiem na morze".

Na sam koniec naśladując zwyczaje amerykańskich raperów prezydent powiedział: "Obama out" i upuścił na ziemię mikrofon, wzbudzając tym powszechny entuzjazm.

kad/media