Pragnienie pewności odnosi się do różnych sfer życia, ale w sposób szczególny dotyczy naszej wiary. Do II Soboru Watykańskiego w teologii dominowała tendencja apologetyczna, tzn. starano się udowodnić, że chrześcijaństwo jest jedyną prawdziwą religią i nie ma innej. Działo się to na tle dyskusji, czy Bóg istnieje, czy nie istnieje? Zagadnienie jest samo w sobie bezsensowne. Nie ma możliwości, żeby ludzie nie mieli punktu odniesienia, Absolutu. Problem polega na tym, czym czy kim jest ten Absolut i jaka jest nasza relacja do tego Absolutu i Absolutu do nas. W życiu, z kolei, szukanie pewności polega na szukaniu zasad. Trzymając się ich, możemy być pewni, że robimy wszystko tak, jak trzeba i nikt nie może nam niczego zarzucić, a w związku z tym jesteśmy kimś, komu należy się nagroda wieczna.

Nie da się wytrwać w wierze i autentycznej miłości bez głębokiej refleksji. Ona jednak zawsze odnosi się do misterium a nie do faktów na kształt faktów naukowych. Znajomy profesor zastanawiał się, czy modlitwa się opłaca, czy nie. Według niego nie stwierdzono w badaniach socjologicznych, że ludzie modlący się o zdrowie szybciej je odzyskują. Jak potem się dowiedziałem, nie miał racji. Okazuje się jednak, że modlitwa własna a także innych pomaga w leczeniu. Tego jednak nie widać łatwo i bezpośrednio. Zazwyczaj szukamy ewidentnej pewności. Odnosi się to także do spraw związanych z wiarą. Wówczas wysiłek wiary koncentruje się na budowaniu „solidnej”, „niepodważalnej” doktryny, której słuszność potrafimy sobie i innym udowodnić. Innym wymiarem tej pewności jest pewność wiary w guru, który „jest wiedzącym”, a nas wprowadza w ową „tajemną wiedzę”. Jeszcze innym jest szukanie pewności w przepisach prawa Bożego, które bardzo jasno i jednoznacznie określa, co należy robić, aby być „dobrym” i osiągnąć zbawienie. Tak budowana „pewność” wiary musi posługiwać się uproszczeniami i rodzajem zamknięcia na pojawiające się w doświadczeniu misterium niepewności, które wynikają z naszej wolności. Te przejawy religijnego fanatyzmu bywają najgroźniejszą formą zaprzeczenia autentycznej wierze. Z dziejów Jezusa wiemy, że właśnie takie zamknięcie doprowadziło do największej zbrodni: skazania na śmierć Syna Bożego. Piłat zgodził się na wykonanie takiego wyroku, ale umywając ręce, odciął się od samego wyroku. To nie z jego inicjatywy Jezus został skazany na śmierć, ale z inicjatywy religijnych przywódców żydowskich. Warto sobie uświadomić, że ludzie najbardziej wierzący dokonali największej zbrodni i to w imię wiary!

Wpierw i przede wszystkim, gdy szukamy pewności, nie potrzebujemy miłosierdzia, a nawet miłosierdzie nam przeszkadza, bo jest niezgodne z poczuciem sprawiedliwości: nam „wiernym” należy się zbawienie, a tym „niewiernym” słusznie należy się potępienie, chyba że dołączą do nas „wiernych” i potępią swoje dotychczasowe życie. Św. Paweł bardzo ostro polemizuje z faryzeuszami, wypowiada niesamowicie mocne zdania na temat Prawa, np.:

Natomiast Prawo weszło, niestety, po to, by przestępstwo jeszcze bardziej się wzmogło. Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska (Rz 5,20).

Takie zdania zdumiewają nas do dzisiaj. Dlatego miłosierdzie Jezusa tak drażniło faryzeuszy. To jest największa przewrotność serca, że kogoś boli Boże miłosierdzie. Oni nawet nie byli w stanie zrozumieć, że np. uzdrowienie w szabat było znakiem wyzwolenia przychodzącego od Boga, czyli w istocie było wypełnieniem tego, czym jest szabat. Ciasne kryteria związane z zakazem pracy całkowicie zaciemniły im umysł. Najbardziej dramatyczne było chyba wspomniane już wydarzenie z synagogi w Kafaranum:

Wszedł znowu do synagogi. Był tam człowiek, który miał uschłą rękę. 2 A śledzili Go, czy uzdrowi go w szabat, żeby Go oskarżyć. 3 On zaś rzekł do człowieka, który miał uschłą rękę: «Stań tu na środku!». 4 A do nich powiedział: «Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego czy coś złego? Życie ocalić czy zabić?» Lecz oni milczeli. 5 Wtedy spojrzawszy wkoło po wszystkich z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca, rzekł do człowieka: «Wyciągnij rękę!». Wyciągnął, i ręka jego stała się znów zdrowa. 6 A faryzeusze wyszli i ze zwolennikami Heroda zaraz odbyli naradę przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić (Mk 3,1–6).

Obojętność faryzeuszy, do których skierował pytanie: Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego czy coś złego? Życie ocalić czy zabić? Lecz oni milczeli, zionęła pustką śmierci. Był to wynik lęku, bo nie można być pewnym kogoś, kto jest wolną osobą, gdyż ona zawsze może zrobić coś, co nas zupełnie zaskoczy i ponadto może podważyć podstawy naszego poczucia bycia dobrymi. Szukanie pewności jest przejawem istniejącej głęboko w nas pychy oraz tajemnicy nieprawości.

Szukanie pewności jest jednocześnie podważaniem wolności w sobie. Człowiek traci to, co otrzymał najcenniejszego. Wraz z zapoznaniem wolności tracimy zdolność dostrzegania miłosierdzia, stawania się miłosiernym, a także dostrzegania samej miłości. Wówczas możliwymi relacjami są relacje wymiany, wzajemnych usług, wspierania się lub nieprzyjaźni. Kiedy szukamy pewności, stajemy się ślepi na więź miłości. Na to wskazuje przytoczony fragment Ewangelii. A przecież Żydzi mieli w Piśmie Świętym teksty, które jednoznacznie wskazywały na miłosierne działanie Boga.

Oto mój Sługa, którego podtrzymuję. Wybrany mój, w którym mam upodobanie. Sprawiłem, że Duch mój na Nim spoczął; On przyniesie narodom Prawo. 2 Nie będzie wołał ni podnosił głosu, nie da słyszeć krzyku swego na dworze. 3 Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku. On niezachwianie przyniesie Prawo. 4 Nie zniechęci się ani nie załamie, aż utrwali Prawo na ziemi, a Jego pouczenia wyczekują wyspy. 5 Tak mówi Pan Bóg, który stworzył i rozpiął niebo, rozpostarł ziemię wraz z jej plonami, dał ludziom na niej dech ożywczy i tchnienie tym, co po niej chodzą. 6 «Ja, Pan, powołałem Cię słusznie, ująłem Cię za rękę i ukształtowałem, ustanowiłem Cię przymierzem dla ludzi, światłością dla narodów, 7 abyś otworzył oczy niewidomym, ażebyś z zamknięcia wypuścił jeńców, z więzienia tych, co mieszkają w ciemności (Iz 42,1–7).

Ten tekst ujawnia niesamowitą delikatność Boga. Jest ona podobna do sposobu istnienia prawdy, która nie krzyczy, ale po prostu jest, milczy, ale przyjęta daje życie, a nieprzyjęta życie niszczy. Tak samo jest z sumieniem. Krzyczy zasadniczo ktoś, kto chce zwieść, udowodnić, że białe jest czarne.

Zamysł Boży odnosi się do uleczenia serca człowieka, uleczenia jego wzroku, oczu serca. On po pierwsze szanuje wolność człowieka i wytrwale pracuje nad tym, aby człowiek potrafił widzieć. A odzyskać wzrok może wtedy, gdy sam zrozumie, jakim wielkim darem jest wolność, którą został obdarowany. Ten dar wolności powoduje, że człowiek staje się odpowiedzialny za to, co mówi i co robi, ale także obciąża jego sumienie, gdy robi coś złego drugiemu. Jeżeli nie ma wolności, nie ma sumienia, nie ma miejsca na sumienie. W sumieniu może usłyszeć, że robi coś złego. Dar wolności, w którym zawiera się największa godność człowieka i który jest ryzykowny dla Boga, jest szczytowym przejawem Bożego miłosierdzia, Jego miłości do człowieka. Na naszej drodze do Boga musimy ten dar odkryć w sobie, gdyż on jest podstawą prawdziwego spotkania z Bogiem we wzajemnej miłości, a nie podległości, mechanicznego wykonywania nakazów i zakazów. Wiara nie może być nerwicową reakcją wypływającą z lęku o zbawienie. Człowiek w pełnej wolności musi podjąć wezwanie Boże. To jest powód owego niesamowitego szacunku Boga dla wolności człowieka i jednocześnie wiara Boga w człowieka i w to, że można pociągnąć go czystą miłością bez użycia siły nawet w postaci argumentów logicznych, ale jedynie przez delikatne, pełne miłości i pokory wezwanie.

Włodzimierz Zatorski OSB

Dar wolności a tajemnica nieprawości

Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC