Konstantyn Wielki to człowiek, którego śmiało można postawić obok św. Pawła w roli jednego z najważniejszych fundatorów chrześcijaństwa. Przyglądając się wielkeij przemianie kulturowej i duchowej jaka nastąpiła na początku IV wieku, widać wyraźnie jak Bóg potrafi się posłużyć jednym człowiekiem, by upowszechnić wiarę katolicką w całym Imperium Romanum, co było jednoznaczne z chrystianizacją całego kontynentu. Mimo tak znaczących, zmian jakich dokonał Konstatyn  władca ten do dzisiaj pozostaje postacią nie zrozumianą; często błędnie oskarżany o ariańską herezję lub tylko instrumentalne podejście do wiary, wymaga rehabilitacji, która przywróci mu w powszechnej opinii należne, szacowne miejsce.

Pogańskie imperium i chrześcijański władca?

Konstantynem zajmiemy się z perspektywy historii Kościoła. Będzie nas interesowało jego słynne nawrócenie, rozwój wiary, działania i reformy na rzecz wspólnoty chrześcijańskiej, a wreszcie chrzest. Nie zajmiemy się obszerniej biografią cesarza ani jego dokonaniami politycznymi, które można wystarczająco poznać z wielu dostępnych publikacji historycznych. Zajmiemy się więc niezwykłym działem nawrócenia najpotężniejszego imperium ówczesnego świata, które dokonało się przez nawrócenie jednego człowieka..

Od nawrócenia do chrztu daleka droga...

Ziemie Zachodu, dzięki łagodności ojca Konstantyna, Konstancjusza Chlorusa, nie wchłonęły nawet jednej kropli krwi chrześcijańskiej. Jak przekonuje nas współczesny wydarzeniom Laktancjusz, pod rządami Konstancjusza zburzono jedynie kilka kościołów – cesarz musiał na to pozwolić, by nie wywołać gniewu Dioklecjana, który prześladowania zainicjował i wymagał ich wprowadzenia w całym Imperium jako najwyższy władca państwa. Konstancjusz z pewnością nie był chrześcijaninem, źródła dają jednak jasno do zrozumienia, że z chrześcijaństwem sympatyzował. Jednej z córek nadał chrześcijańskie imię – Anastazja. Na wiarę w Chrystusa nawróciła się też z pewnością jego druga córka, Julia Flawia Konstancja. Pierwsza żona Chlorusa, matka Konstantyna – Helena – mogła sympatyzować z chrześcijaństwem przez długi czas, zanim zdecydowała się ostatecznie na nawrócenie w latach 20-tych IV wieku. Konstantyn dorastał więc w rodzinie, w której łatwo mógł nabrać pozytywnego stosunku do Kościoła.

Sam nawrócił się jednak dopiero w roku 311. Tradycja sytuuje to wydarzenie tuż przed bitwą z Maksencjuszem 28 października 312, ale według najnowszych, przekonujących ustaleń historyków, jest to data zbyt późna. Według  Laktancjusza, Konstantyn przed bitwą z Maksencjuszem miał sen, w którym Bóg ukazał mu chryzmę, monogram Chrystusa, złożony z greckich liter – „chi” (X) i „ro” (P). Cesarz miał umieścić chryzmę na tarczach swoich żołnierzy i dzięki temu osiągnąć zwycięstwo nad Maksencjuszem. Wersja ta zawiera, jak się zdaje, jedynie część prawdy. Według świadectwa Euzebiusza z Cezarei, Konstantyn, owszem, miał sen, w którym objawił mu się Chrystus. Wcześniej jednak – i to już w roku 310, jak zaświadcza panegiryk z tego okresu – ujrzał na niebiosach świetlistą wizję, którą początkowo interpretował jako objawienie pogańskiego boga Sol Invictus (Słońca Niezwyciężonego). W czasie 311 Konstantyn doszedł jednak do przekonania, które pomogli mu utrwalić katoliccy duchowni, że w istocie objawił mu się sam Bóg Najwyższy.

Chociaż tradycja sytuuje objawienie i sen tuż przed bitwą z Maksencjuszem 28 października 312 roku, Euzebiusz jasno wskazuje w obu swoich dziełach (Historia Ecclesiastica i Vita Constantini), że wizja i sen miały miejsce przed rozpoczęciem kampanii wojennej przeciw Maksencjuszowi. Od historyka Eutropiusza oraz z panegiryku z 313 roku wiemy, że kampania ta zaczęła się jesienią 311 roku. W istocie więc Konstantyn już wtedy stał się chrześcijaninem. Datacja Euzebiusza, potwierdzona jeszcze przez panegiryk z 310 roku, zasługuje na większą wiarę od datacji Laktancjusza, przede wszystkim dlatego, że Euzebiusz poznał całą historię po 325 roku od samego Konstantyna Wielkiego, w dodatku – pod przysięgą. Euzebiusz pisze też, że wizji towarzyszył objawiony na niebiosach napis „en touto nika”, znany lepiej w łacińskim brzmieniu „in hoc signo vinces”, a więc – „w tym znaku zwyciężysz”. Co do samej kluczowej bitwy z Maksencjuszem, w której Konstantyn wystąpił już jako sługa Boga chrześcijańskiego, to rozegrała się ona niedaleko miejscowości Saxa Rubra. Tam wojska Maksencjusza zostały odparte przez Konstantyna, i w bezładnej ucieczce próbowały wycofać się do Rzymu przez most pontonowy, który powstał obok wcześniej zburzonego Mostu Mulwijskiego. Z powodu paniki, wielu żołnierzy utopiło się w Tybrze, a wraz z nimi – sam Maksencjusz.

Bez wątpienia, tak jak przekazuje tradycja, to sam Bóg wy brał Konstantyna na – można rzec – apostoła wiary katolickiej. Nie stało się to jednak w jednym momencie, ale w procesie, który trwał przynajmniej przez rok. Niemniej Konstantyn, jak można sądzić, postrzegał swoją misję na podobę misji powierzonej św. Pawłowi. Apostołowi Pogan niemal trzysta lat przed Konstantynem Bóg objawił się w drodze do Damaszku; potrzebował on jednak, jak wiemy z Dziejów Apostolskich, jeszcze roku spędzonego w Arabii, by utrwalić swoją wiarę. Konstantyn w 337 roku na własne życzenie został pochowany w mauzoleum w Konstantynopolu, wybudowanym przy kościele św. Apostołów. Być może wskazuje to właśnie na związek ze św. Pawłem, jaki Konstantyn dostrzegał w historii swojego nawrócenia.

Chrzest władca przyjął dopiero przed śmiercią z rąk biskupa Euzebiusza z Nikomedii. Fakt ten przytacza się niekiedy jako świadectwo słabej wiary Konstantyna, który w rzeczywistości miałby się nawrócić dopiero u kresu życia. Jest to rażąca nieprawda. W IV wieku późny chrzest był rzeczą zupełnie normalną, a to z prostej przyczyny. Chrzest zmywa nie tylko grzech pierworodny, ale i wszystkie inne grzechy. W ówczesnym Kościele nie odpuszczano wielu przewin tak łatwo, jak dzisiaj – zwłaszcza takich, jakie – chcąc nie chcąc – władca Imperium po prostu musiał popełniać. Gdyby Konstantyn przyjął chrzest wcześniej, jego możliwości jako polityka zostałyby radykalnie ograniczone. Spójrzmy na cesarza Teodozjusza, władcę przecież par excellence chrześcijańskiego. Zmarł w roku 395, a chrzest otrzymał już w 380 – ale tylko dlatego, że leżał wówczas złożony ciężką chorobą i spodziewał się rychłej śmierci. Nikt dziś nie wątpi w prawdziwość wiary Teodozjusza; jego casus potwierdza jasno nierzetelność zarzutów stawianych Konstantynowi.

Zalegalizować Chrystusa

Cesarz w przeciągu 25 lat od swojego nawrócenia do śmierci dał wiele jasnych dowodów ogromnego oddania wierze katolickiej. Świadomie pominę tu sprawę tzw. edyktu mediolańskiego. Uważany kiedyś za dokument zatwierdzający legalność wiary chrześcijańskiej, dziś jest widziany przez historyków raczej jako zbiór przepisów wykonawczych do edyktu cesarza Galeriusza z 311 roku, którym zakończył ostatecznie prześladowania chrześcijan. W tym samym jednak 313 roku, w którym cesarz wraz ze współrządzącym Licyniuszem opublikował w Mediolanie ów „edykt”, władca zajął się intensywnie zwalczaniem schizmy donatystów w Afryce Północnej, która niezwykle silnie destabilizowała tamtejszy Kościół. Cesarz interweniował najpierw u biskupa Rzymu, Militiadesa, w rok później zwołał synod w Arles; w 317 roku nakazał konfiskatę kościołów donatystów i przekazanie ich katolikom, a wreszcie zdecydował się nawet na użycie siły militarnej przeciw schizmatykom. Ten ostatni fakt na pierwszy rzut oka przemawia przeciw Konstantynowi, czyni go bowiem pierwszym, który rozkazał zabijać w imię wiary katolickiej. W istocie rzecz miała się inaczej. Donatyści dysponowali własnymi oddziałami fanatycznych wieśniaków, po łacinie zwanych circumcelliones, którzy wśród gwałtu i przemocy szerzyli swoją wersję chrześcijaństwa w Afryce. Konstantyn odpowiedział zbrojnie na zbrojną agresję, w trosce nie tylko o czystość doktryny, ale i o zdrowie i życie afrykańskich katolików.

Od schizmy donatystycznej o wiele słynniejsza jest herezja ariańska, z którą imię Konstantyna jest nierozerwalnie związane. W 325 na soborze nicejskim zwołanym przez cesarza uchwalono credo, które otwarcie sprzeciwiało się heretyckim ideom Ariusza. Ariusz, by ująć rzecz skrótowo, był subordynacjonistą, a więc chciał, by Jezus Chrystus był stworzony, a nie zrodzony przez Boga, i w związku z tym, by był niższą osobą Trójcy.

Z listów samego Konstantyna wiemy, że nie orientował on się zbyt dobrze w meandrach teologii. Jego główną troską było zabieganie o jedność Kościoła. Na soborze nicejskim swoim autorytetem wymusił podpisanie antyariańskiego credo, przeciw czemu oponowało bardzo wielu biskupów. Niejednokrotnie mówi się, że sam Konstantyn sprzyjał arianom. Faktycznie, w jego otoczeniu było ich wielu: Euzebiusz z Nikomedii, który udzielił mu chrztu; siostra Konstancja; być może Euzebiusz z Cezarei, słynny biograf i panegirysta cesarza; wreszcie sama matka Konstantyna, św. Helena, darzyła wielkim szacunkiem Lucjana z Antiochii, od którego to herezja ariańska bierze swój właściwy początek. Jednak mimo niewątpliwego wpływu na cesarza tych wszystkich osób, w decydującym momencie, na soborze 325 roku, Konstantyn opowiedział się przeciwko arianizmowi. W tej decyzji można zasadnie upatrywać wpływu Ducha św. Bóg ponownie, tak jak w 312 roku, poprowadził Konstantyna, by poprzez niego uratować Kościół przed rozłamem.

Chrześcijanie równie poganom

Cesarz, ten „biskup spraw zewnętrznych”, jak sam określił się w jednej ze swoich mów do biskupów, przeprowadził też wiele reform, które znacznie pomogły Kościołowi w dalszym rozwoju. Zwolnił Kościół od wszelkich podatków i zezwolił przekazywać na jego rzecz spadki; pozwolił w kościołach, w obecności biskupa, wyzwalać niewolników; niedzielę uczynił dniem wolnym od pracy; podjął – niestety nieudaną – próbę zakazu składania ofiar bogom pogańskim; zakazał zmuszania chrześcijan do udziału w walkach gladiatorów.

Trzeba podkreślić, że część z powyższych reform wcale nie wyróżniała Kościoła, ale zrównywała go po prostu z religią pogańską. Kler pogan już od dawna nie płacił podatków; wielkie świątynie demonów mogły otrzymywać spadki i w nich właśnie wyzwalano część niewolników. Konstantyn nigdy nie wypowiedział pogaństwu wojny. Pamiętajmy, że pod jego rządami znalazła się ludność w przytłaczającej większości pogańska – Konstantyn, jak każdy władca, nie mógł ryzykować konfliktu z 90% swoich poddanych. Dlatego oficjalnie nie starał się nawet rugować pogaństwa z życia publicznego. W panegirykach wygłaszanych na jego cześć nadal, po pogańsku, podkreślana była jego boskość; na monetach aż do 332 widzimy pogańską symbolikę; na łuku triumfalnym wystawionym przez senat w 315 roku w Rzymie czytamy, że Konstantyn zwyciężył „instinctu divinitatis”, a więc „za pośrednictwem bóstwa”; termin ten jest świadomie ambiwalentny, tak, by nie urazić ani chrześcijan, ani pogan. Po śmierci cesarz został nawet, tak jak jego poprzednicy, przez rzymski senat ubóstwiony. Gdy władca przebudowywał stare Bizancjum w nowy Konstantynopol, obok wielu wspaniałych kościołów rozkazał też wznieść świątynię pogańską. Widział w tym swój obowiązek jako władcy politeistycznego przecież społeczeństwa. Jednak sferę publiczną Konstantyn jasno oddzielił od sfery prywatnej. Choć zachował tytuł najwyższego kapłana pogaństwa (pontifex maximus), to sam nigdy nie składał ofiar; gdy przybywał do Rzymu, pomijał nakazaną przez tradycję wizytę w świątyni Jowisza na Kapitolu. Symbolikę chrześcijańską umieszczał tylko w sferze prywatnej – na monetach spotykamy np. chryzmę, ale jedynie na samej postaci Konstantyna, np. na jego hełmie, nigdy bezpośrednio na monecie. Chryzmę nosili też na tarczach żołnierze cesarza, bo w antycznym rozumieniu byli oni jego własnością.

Dzięki jego osobistemu przekonaniu o prawdziwości wiary katolickiej i o własnej misji powierzonej mu przez Boga, Imperium zaczeło się za jego rządów powoli chrystianizować. Coraz więcej ludzi, idąc za przykładem władcy, przyjmowało wiarę w Chrystusa. Dla Konstantyna, wedle jego własnych słów, nie było niczego tak ważnego, jak prowadzenie poddanych ku zbawieniu i dbanie o czystość katolickiego kultu. Swoje zadanie cesarz wypełnił z nawiązką. Św. Paweł, apostoł pogan, przyniósł Ewangelię z Jerozolimy do Europy. Tam w niemal trzysta lat później Konstantyn Wielki zapewnił jej i Kościołowi trwanie na wieki.

Wskazówki bibliograficzne

Polski czytelnik zainteresowany Konstantynem i jego epoką może sięgnąć do szeregu prac, o różnej przydatności, by poszerzyć swoją wiedzę. Za najbardziej przystępne, choć miejscami już nieaktualne, wprowadzenie uważam dzieło francuskiego historyka Daniela-Ropsa „Kościół pierwszych wieków”. Z pewnym pożytkiem można też sięgnąć do pracy „Cywilizacja wczesnego chrześcijaństwa” Marcela Simona. Bardziej wnikliwy czytelnik powinien zapoznać się zę z książką Ewy Wipszyckiej „Kościół w świecie późnego antyku” oraz z dziełem „Początki chrześcijańskiego świata” Paula Veyne’a. Następnie warto zajrzeć do monumentalnej „Historii chrześcijaństwa” Amerykanina Warrena Carrolla. Praca ta, niewątpliwie cenna ze względu na żywość narracji Autora, przekręca jednak niekiedy fakty, zalecam więc przy jej lekturze dużą ostrożność. Z niemałym zainteresowaniem przeczyta czytelnik klasyczne, XIX-wieczne dzieło Jacoba Burckhardta „Konstantyn Wielki i jego czasy” oraz jeszcze starszy „Upadek Cesarstwa Rzymskiego na Zachodzie” Edwarda Gibbona. Znającym angielski polecam zwłaszcza, również już klasyczną, pracę Timothy’ego D. Barnesa, „Constantine and Eusebius” oraz pracę zbiorową pod red. A. Momigliano „The Conflict between Paganism and Christianity in the Fourth Century”. Znający niemiecki z pożytkiem mogą sięgnąć do świeżej jeszcze pracy K. M. Girardeta, Der Kaiser und sein Gott. Das Christentum im Denken und in der Religionspolitik Konstantins des Grossen.

Paweł Chmielewski