Fronda.pl: Czy czytał już Ojciec swoją biografię?

O. Leon Knabit: Niestety, tej książki jeszcze nie nabyłem. Przejrzałem ją tylko, korzystając z grzeczności osób, które zdążyły ją kupić lub otrzymały od Wydawnictwa.

Zdążyło Ojca coś w niej zaskoczyć?

Sam fakt ukazania się. Potrzeba ukazania się takiej publikacji nie wydaje mi się oczywistą. Skoro jednak Redakcja uważała, że warto, a mój Przełożony nie wyraził sprzeciwu, przyjąłem to jako fakt, wobec którego zachowuję życzliwą obojętność.

Mnie, czytając książkę "Zakochany Mnich", zaskoczyło to, że precyzyjnie potrafi Ojciec określić czas kiedy nadeszło powołanie - 3 marca 1947 roku, między 16 a 16.15. Dziś jest Ojciec chyba najpopularniejszym benedyktynem w Polsce. Czy podobnie precyzyjnie jest Ojciec w stanie określić czas, kiedy przyszła popularność?

Powołanie było chyba faktem zamierzonym wcześniej przez Pana Boga. Dzień 3 marca 1947 był dniem, w którym fakt ten został mi podany do wiadomości przez kleryka Stanisława Molskiego z Seminarium Duchownego w Siedlcach. Stał się on jakby wysłannikiem Bożym i to wiarygodnym, czego potwierdzeniem jest nasza rozmowa. Natomiast popularność nie została mi objawiona. Narastała tak powoli, że nie zauważyłam, kiedy okazała się faktem ogólnopolskim. Za dużo mam wciąż spraw na głowie i nie mam czasu na analizowanie własnej popularności. Jeśli kogoś to interesuje, niech się tym zajmuje. Nie stawiam przeszkód, natomiast mogę pomóc w miarę moich możliwości i czasu.

W jakim stopniu ta popularność pomaga Ojcu w pracy duszpasterskiej?

W Polsce jest bardzo wielu ludzi, którzy o ojcu Leonie nawet nie słyszeli. Relacje z nimi są mniej więcej na poziomie normalnym. Czasem nawiązują się bliskie i owocne kontakty, a czasem słowa moje i postawa nie zostawiają większego śladu. Ci, którzy mnie znają choćby z książek i z mediów, zakładają we mnie więcej dobra, niż jest go w rzeczywistości. Jeśli zaś chodzi o skuteczność mojego oddziaływania, trzeba pytać ludzi. Na blogu spotykałem się dość często z absolutnym niezrozumieniem moich postaw, nieraz wręcz z wrogością i wyzwiskami.

Święcenia kapłańskie przyjął Ojciec w 1953 roku. Jak Ojciec ocenia praca kapłana, duszpasterza była trudniejsza kiedyś czy jest teraz?

Od pewnego czasu nie jestem zatrudniony w normalnym duszpasterstwie parafialnym, nie ma więc obiektywnego punktu odniesienia. Na podstawi obserwacji stwierdzam, ze dzisiaj jest trudniej.

Z czego to wynika?

Najpierw z ogólnej laicyzacji Europy i Polski, wspieranej z całą mocą przez media, które mają wielką siłę oddziaływania. Jestem daleki od wyznawania takiej „ordynarnej” teorii ogólnoświatowego spisku. Przypominam sobie wszakże, co św. Jan Paweł II mówił o anonimowych centrach antyewangelizacji.

I coraz bardziej wydaje mi się, że to chodzi o to samo. W Polsce po okresie administracyjnego usuwanie Kościoła z życia publicznego, nieraz przy użyciu siły, zmieniono taktykę. Dawniej było: „nie wolno”, a dzisiaj „wolno, ale po co”. A jednocześnie „nie wolno” wkrada się coraz bardziej obłudnie, ukryte w nowych prawach, które niby to bronią wolności. Jeśli do tego dodamy „nieszczęsny dar wolności”, który zamienia się w wolność tylko dla silnych i bogatych, to mamy to, co mamy. Świadectwo Kocioła na ogół dość mdłe na tle jędrnych i wyrazistych propozycji współczesnego świata, trafia tylko do niewielu, którzy szczerze szukając prawdy, mają odwagę myśleć głębiej i poważniej. Nie można też pominąć powszechnego upadku autorytetów, zastępowanych przez idoli o miernej wartości moralnej i kulturalnej.

Obecnie wiele prezentowanych przez najgłośniejsze środowiska rzeczy jako nowoczesne (np. „in vitro”, związki partnerskie itp.) są sprzeczne z nauką kościoła. Które z tych zjawisk według Ojca jest najgroźniejsze dla człowieka?

Najgroźniejsze jest wyeliminowanie Boga Stwórcy i Jego prawa do człowieka. Jaki jest sens dyskusji właśnie o „in vitro” czy o związkach partnerskich, jeśli ktoś przyjmuje niezależną od Absolutu autonomię człowieka. Ateista ma wtedy po swojemu rację. Nie uogólniając, są ateiści, którzy do podkreślenia godności i wartości człowieka nie potrzebują uciekać się do koncepcji Boga. Tacy nie zgadzają się z aborcją z eutanazją, czy z „in vitro”.

Jaką rolę w naszym życiu powinny zajmować media katolickie?

Ponieważ w mediach pozakościelnych jest wiele półprawd, przemilczeń i niedomówień, co w efekcie daje sfałszowany obraz rzeczywistości, media katolickie powinny wabić prawdą podaną w sposób zgrabny i atrakcyjny… Trzeba przełamać lansowaną powszechnie opinię, że co jest katolickie, to musi być nudne i dewocyjne, a często i nie na najwyższym poziomie technicznym. Sytuacja, na szczęście ulega trwałej poprawie. W propagandzie, czy apostolstwie wiele mogą pomóc duszpasterze, którzy wciąż jeszcze mają możliwość coniedzielnego bezpośredniego oddziaływania na miliony ludzi. Chyba nie zawsze ta możliwość jest do końca wykorzystywana, skoro nie chce z niej korzystać tylu wierzących- przez 10 lat dwa miliony podziękowały za uczestnictwo we Mszy św. i słuchanie kazań…...

Dziś większość z nas nie wyobraża sobie życia bez internetu. Coraz większą popularnością cieszą się np. zamieszczane w czasie Adwentu w sieci rekolekcje. Czy te nagrania mogą nam zastąpić tradycyjne nauki rekolekcyjne w kościele czy powinny jedynie je uzupełniać?

Przysłowie mówi: „Jednemu Kasia, drugiemu Marysia.” Na to trzeba sobie odpowiedzieć w sumieniu, który rodzaj rekolekcji pobudza mnie do większej miłości Boga i człowieka, wyrażanej w czynach miłosierdzia. W każdym bądź razie nie wyobrażam sobie żywej wspólnoty parafialnej, w której podczas rekolekcji adwentowych czy wielkopostnych znaczna jej część siedzi przy internecie, a kaznodzieja głosi słowo Boże w pustawym kościele do niewielu osób, które się na internecie nie znają albo nie mają do niego przekonania.

W książce "Zakochany Mnich" wiele miejsca poświęca Ojciec na wspomnienia osób, które zapisały się w Ojca pamięci. Większość z nich już nie żyje, a o tych co żyją Ojciec jedynie wspomina. Czy to oznacza, że obecnie nie ma tak wyrazistych postaci w społeczeństwie jak jeszcze kilka lat temu?

Tak, wśród żyjących nie widać takich wyrazistych i czystych postaci, które mogłyby porwać. Może dopiero się „wykluwają”. Jest Papież Franciszek, ale on jest wciąż jeszcze daleko i dopiero się w opinii światowej „rozkręca”.

Kiedy przyjmował Ojciec święcenia kapłańskie kard. Stefan Wyszyński był w więzieniu. Nie był to łatwy czas w Polsce. Jaki wpływ na ostateczną decyzję o przyjęciu święceń kapłańskich miało to co wówczas działo się w kraju?

Moja osobista decyzja o przyjęciu kapłaństwa była niezależna od tego, co się działo w Kraju na początku lat pięćdziesiątych. Środowisko, w którym się obracałem, to rodzina, miasto Siedlce z katedrą, znajomi księża i klerycy, liceum im. Bolesława Prusa i harcerstwo. Byłem na ogół dobrze poinformowany o tym, co się dziej wokół mnie, ale po jednej zasadniczej decyzji, jeszcze w roku 1947, wszystko inne nie było w tym aspekcie ważne.

Kilka miesięcy temu przeżywaliśmy kanonizację Jana Pawła II. W jakim stopniu udźwignęliśmy dziedzictwo Papieża Rodziny?

To i włoski kardynał Scola pytał zaraz po śmierci Jana Pawła II, czy Polska udźwignie jego dziedzictwo. Jeśli jednak miliony ludzi nie chcą brać odpowiedzialności za Państwo, pozwalając na to, by władzę dla całej reszty wybierała jakaś jedna piąta obywateli, a setki tysięcy młodych par wolą żyć ze sobą bez żadnego formalnego związku, to co można powiedzieć o udźwignięcie dziedzictwa Papieża, wielkiego Polaka i patrioty, a zarazem Papieża rodziny?

Znał Ojciec św. Jana Pawła II. Gdyby dziś miał Ojciec wskazać na coś co powinno się zmienić w Polsce, bądź decyzję, która podjęta ucieszyła by Ojca Świętego co by to było?

Oczywiście, doprowadzić do zmiany władz państwowych. To muszą być nasi, kochający mądrze państwo, naród i obywateli, a nie oni, którzy bezkarnie czynią, co im się podoba trwonią majątek narodowy i pomogli chyba dwom milionom wartościowychludzi do opuszczenia kraju.

Rozmawiała Agata Bruchwald