– Nie wiem, czy to jest sława. Wiem, że wykonuję pracę kapłana. Nigdy nie uważałem, że stoję wyżej niż inni kapłani czy ludzie. Niektórzy mnie chwalą, czasami przesadnie, co mnie krępuje. Zawsze jednak oddaje chwałę Bogu za wszystko, co się dzieje. To Jego łaska, jeżeli coś jest dobre. To ogrom Bożej miłości, bo ja sam nie mógłbym sobie nawet wyobrazić, dlaczego ludzie w taki sposób reagują. Muszę sobie mówić, ze Szatan nie wykorzystuje ludzi, aby mnie gloryfikowali, ale z drugiej strony nie pozwalam Szatanowi wmówić mi, że nie mam łaski Pana. Tak wiec wciąż polegam na łasce Bożej, aby pracować dla Niego i wraz z Nim – stwierdził o. John podczas jednego z wywiadów.

Od najmłodszych lat ks. John Bashobora miał bardzo bliską relację z Jezusem, ale nie chciał zostać kapłanem z powodu złych wzorców osób duchownych, które obserwował. Jednak Bóg go coraz silniej wzywał do tej posługi, co spowodowało, że w końcu wstąpił do Zgromadzenia Świętego Krzyża w Ugandzie i wyjechał do Indii, by tam odbyć nowicjat. Święcenia kapłańskie przyjął w 1972 r. Wydarzenie, które im towarzyszyły odcisnęły się silnym piętnem na jego życiu i posłudze. Jednak dzięki Bogu stało się ono błogosławieństwem, a nie przekleństwem: „Kobieta, która była żoną mojego wujka, podeszła do mnie w czasie święceń jako ostatnia. – Jak miałeś dwa lata i twój ojciec umarł to wypędziliśmy twoją matkę, a ciebie chcieliśmy zabić z zazdrości. Byłeś mądry i bałam się, że będziesz lepszy od moich dzieci. Chciałam cię zabić, ale proszę przebacz mi. Jednak to nie wszystko. To ja zabiłam twojego ojca – wyznała. To było straszne. Milczałem przez jakiś czas. Prosiłem o siłę i Ducha Świętego. Przebaczyłem. Przebaczyłem jej mocą Jezusa” – opowiada o najboleśniejszym doświadczeniu w swoim życiu i sile przebaczenia o. John w filmie  Leszka Dokowicza „Duch”. 

Po  tym wydarzeniu ks. Bashobora pojechał na studia do Rzymu, gdzie uzyskał doktorat z teologii duchowości oraz magisterium z psychologii. Pobyt w Rzymie był także krokiem milowym w jego posłudze. Tam przyłączył się do odnowy charyzmatycznej, dzięki której głębiej wszedł w tę duchowość, co pozwoliło mu przyjąć dary, którymi obdarzył go Bóg. Po studiach wrócił do Ugandy, gdzie wzruszył go los licznych sierot. W Afryce problem sieroctwa jest ogromny z powodu wojny i AIDS, a także biedy, która powoduje, że wiele matek zostawia swoje dzieci na śmietniku. O. John po powrocie napotkał 7-letnia dziewczynkę, której rodzice zginęli w wojnie i nikt nie był w stanie pokryć jej kosztów kształcenia. Pomoc, którą okazał jej ks. John była początkiem jego posługi na rzecz afrykańskich sierot. W niedługim czasie zaczęły coraz liczniej przychodzić do ks. Johna sieroty, którym oprócz wyżywienia i dachu nad głową zapewniał możliwość nauki, aż w końcu założył Fundację „Father Bash Fundation”,  która aktualnie zajmuje się sześcioma tysiącami dzieci. Obecnie cały dzień ks. Johna w Ugandzie jest wypełniony pracą dla najuboższych i pozostawionych bez opieki: „Zaczynam poranek o trzeciej, budząc się na modlitwę za wszystkie narody i ludzi, którzy mnie o nią prosili. […] O godzinie siódmej odprawiam mszę św., a następnie idę do biura, gdzie pracuje w każdy poniedziałek, wtorek, środę i czwartek nawet do godz. 22.00. Modlę się, udzielam rad, odwiedzam ubogich, przyjmuję ich u siebie, przyjmuję ludzi, którzy przyprowadzają sieroty. Sierot jest dużo, przychodzą prawie codziennie. Pomagam ludziom, którzy wyszli ze szpitala i nie mają leków… Pomagam tym, którzy nie zostali przyjęci do niego. Pomagam kobietom, które zostały oszukane przez prawników – pytamy ich, dlaczego oszukali te kobiety – opowiada podczas wywiadu ks. John o swojej posłudze w Ugandzie. 

Wiele osób zadaje sobie pytanie, skąd bierze się taka siła w  posłudze ks. Johna. Dlaczego Bóg tak mocno działa właśnie przez tego czarnoskórego kapłana? Czy to nie jakieś kuglarstwo? Aby odpowiedzieć na te pytania najlepiej posłuchać samego ks. Bashoborę: „Jestem księdzem, a bycie nim to wielki przywilej. Jednocześnie przywilejem jest bycie chrześcijaninem i poznanie Jezusa Chrystusa jako Pana i Zbawiciela, a także świadomość, że On mnie kocha. Czasami patrząc na moje grzechy czuję się jak rozpieszczone dziecko Boga, który wciąż mnie zachęca: No dalej, jesteś mój, jesteś cenny. A to On jest cenny we mnie i pozwala mi iść drogą, którą dla mnie zaplanował. Wzrastać w miłości i uwielbieniu dla Niego, być jak On, być jak uczniowie, świadcząc o Nim. Ksiądz powinien być „spożywany” i oddać  życie Jezusowi na chwałę i dla dobra wszystkich, żeby mogli Go poznać. Dawanie miłości w imię Jezusa to najważniejsza sprawa”.  

Obecnie oprócz głoszenia Ewangelii w wielu krajach, do których jest zapraszany, aby ukazywać, ze Jezus wciąż działa ze swoja mocą ks. John jest diecezjalnym koordynatorem Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej w Diecezji Mbarara oraz członkiem Narodowego Stowarzyszenia Modlitwy Wstawienniczej. W tym roku będzie jeszcze gościł Rychwałdzie, gdzie będzie głosił rekolekcje pod hasłem „Panie, uzdrów nas”.

Natalia Podosek

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

Nie taki Ojciec John Bashabora straszny, jak go media malują

O różnicy między Ks. Johnem Bashobora a uzdrawiaczem

"Nie ma nic nadzwyczajnego w o. Bashoborze"