Ciężko nie zauważyć, że Kościół nie ma ostatnio szczęścia w PR-ze. Zaczęło się od listu abp. Vigano na temat episkopatu USA, który cieniem położył się także na konkretnych watykańskich nazwiskach, później precedensowy wyrok w Polsce ws. księdza zboczeńca, którego nie w porę pozbyło się jedno ze zgromadzeń (co jest delikatnym określeniem), a dziś wybuchła bomba pt. Ksiądz Stryczek to psychopata i mobber. Współczuję wszystkim, dla których to za wiele na temat własnej wspólnoty, ale mam złe wieści – to tylko początek i od dawna wiadomo jakie będą następne akty tego spektaklu. Żeby nikt nie czuł się zdziwiony, wcielę się w postać wróża Macieja i dziś je Wam opiszę. To nie będzie miła lektura.

Disclaimer

Żeby nie było wątpliwości – jestem katolikiem i kocham Kościół, bo jest Mistycznym Ciałem Chrystusa i wszelka rana na Jego ciele, jest raną zadaną Panu Jezusowi. Nienawidzę grzechu (szczególnie własnego), choć kocham grzeszników. Piszę to, żeby dyżurna hejterka nie miała wątpliwości. Antyklerykałów i turboklerykałów proszę o napicie się rumianku, jeśli będą chcieli wykorzystać ten tekst do swoich celów.

Co było ostatnio?

O tym, co było ostatnio już wiecie.

List Vigano

Na początku bezprecedensowy w ciągu ostatnich dziesięcioleci list abp. Vigano. W mojej ocecnie – obserwując po reakcjach zainteresowanych – pewnie trafiający blisko samego środka tarczy. Jeśli się weźmie pod uwagę np. przypadek o. Maciala, założyciela Legionu Chrystusa, mechanizm opisany przez byłego nuncjusza w USA wygląda bardzo prawdopodobnie. Wygląda na to, że proklamowana jeszcze przez bł. Jana XXIII zasada leczenia bardziej miłosierdziem, niż ekskomuniką (widoczna zresztą w pobłażliwym stosunku do błądzących doktrynalnie – np. Hansa Kuenga, który niedługo będzie obchodził 40-lecie herezji, a wciąż nie doczekał się ekskomuniki) wyrodziła się w zasadę pobłażliwości i kultu św. Spokoja. Niestety bolesna to lekcja, bo stanie przy szambie skutkuje prześmierdnięciem, a pobłażliwość względem błędu kończy się jego przerzutami, podobnie jak w przypadku raka.

Wątpię, żeby list abp. Vigano był konsultowany z Wojtkiem Smarzowskim i sędziną, która skazała byłego księdza zboczeńca, albo Onetem, który dziś odpalił rakiety w ks. Stryczka, jednak to, że stworzył wspaniałe podglebie – nie ulega wątpliwości. Czy ktoś w związku z tym podjął decyzję o przyspieszeniu jakichś swoich planów? Ja na jego miejscu bym się spieszył, by skorzystać z nadarzającej się fali.

Kler

Później teaser filmu Smarzowskiego, który wychodzi wyśmienicie – podobno na festiwalu w Gdyni nie było gdzie siedzieć, po sieci codziennie krążą plakaty – moim zdaniem będzie hit na miarę peerelowskich wydań Seksualnego życia dzikich Malinowskiego, czy kaset z niemieckimi pornolami wśród młodzieży dorastającej w szalonych latach dziewięćdziesiątych. Taśmy najpewniej się zedrą. Film jest oczywiście mieszanką prawdy i manipulacji – ostrzegam zarówno jego zajadłym krytykom, jak i wyznawcom. Krytykom jednak polecam przywyknięcie do tego, że nie wszystko jest tam kłamstwem. Jesteśmy świętym Kościołem grzesznych ludzi, nie zaś świętym Kościołem aniołów.

Proces

Następnie mieliśmy precedensowy proces skazujący zgromadzenie zakonne na wypłatę sążnistego odszkodowania za czyny popełnione przez jednego z księży, którzy już nota bene został ze zgromadzenia wydalony. Wygląda na to, że o parę lat za późno, natomiast parę, albo i paręnaście osób wolało leczyć błędy współbrata pobłażaniem, zamiast reprymendą, co jest współwiną. Co zastanawiające, w uzasadnieniu do wyroku czytamy, że w zasadzie winny jest Kościół, bo gdyby nie Kościół, dziewczynka nie poznałaby księdza. Ciekaw jestem backgroundu pani sędziny i dam znać, gdy go poznam, ale na mój nos nie orzekał tu przypadkowy skład sędziowski. Tak, czy inaczej – jeśli wyrok jest słuszny, to bardzo dobrze że zapadł, a odszkodowanie w sumie mogłoby być wyższe.

Ks. Stryczek

No i dzisiejszy przypadek – rewelacje Onetu na temat ks. Stryczka. Skwituję je krótko. Ks. Jacka poznałem 10 lat temu na kawie, na którą mnie zaprosił. Wyniosłem z tego spotkania na tyle negatywne wrażenie, a po drodze poznałem na tyle dużo byłych współpracowników, by nie być zbytnio zdziwionym. Podejrzewam, że artykuł jest podkręcony, bo w rzetelność mediów en masse wierzę równie mocno co w emeryturę z ZUS-u, co nie zmienia jednak tego, że artykuł z grubsza mówi to, co w kuluarach mówiło się od dawna. I modlę się, żeby się ks. Jacek nie załamał – bo być właśnie toczy najważniejszy bój swojego życia. Bój o samego siebie.

Przystanek dla podsumowania

W wyniku tej sekwencji mamy już ładną demolkę – od Watykanu, przez krajowe podwórko od góry do dołu – Kler Smarzowskiego pokazuje księży diecezjalnych i biskupów, a Onet masakruje ulubieńca mediów i niewierzących. Grubo, nie? Aż się chce lecieć po wiaderko, by gasić pożar. Jednak na razie – wbrew pozorom – palą się tylko firanki. Gdy wrócimy z wiaderkiem pełnym wody, okaże się, że cały dom stoi w płomieniach, a po trawie sunie smutny cień podpalaczy.

Co było jeszcze wcześniej?

Dwa lata temu odezwał się do mnie dobry kolega i poinformował, że jest na tropie afery. W roli głównej grupa ludzi, którzy mają ciekawy biznes. Zgłaszają się do diecezji w imieniu poszkodowanych przez księży (na liczniku mieli już wówczas zarówno spreparowane przypadki sprzed lat, jak i świeże, prawdziwe ofiary zboczeńców). Proponują ugodę w imieniu osób, które reprezentują. Ku zdziwieniu mego kolegi, diecezja za diecezją – niemal bez wnikania w szczegóły – idzie na ugodę i płaci

sześciocyfrowe kwoty. Po co? By nie tworzyć skandali. Ryzykowna taktyka, tym bardziej iż istniały dowody na to, że niektóre przypadki są wątpliwe i warto zawlec je do sądu, by dowieść niewinności niektórych pomówionych kapłanów. Zwycięża jednak taktyka tisze jediesz, dalsze budiesz.

W międzyczasie wspomniana grupa organizuje spotkanie na temat nadużyć seksualnych, na które ląduje nasz zwiadowca. Czego się dowiedział? Tego mianowicie, że prawnicy z Irlandii, którzy mają na koncie doprowadzenie do upadłości kilku diecezji i zgromadzeń zakonnych w Irlandii (która w wyniku tego zgorszenia stoczyła się w apostazję)… uważają polski rynek za niezwykle perspektywiczny i zainwestują tutaj milion euro w rozwój. Obszerny raport w tej sprawie ląduje tam, gdzie trzeba i jest omawiany na wąskim spotkaniu. Recepta partnerów ze strony kościelnej – trzeba się modlić. Oczywiście, że trzeba, ale jak to możliwe, że już drugiego dnia informacja o tym niejawnym spotkaniu dociera do ludzi, których działalność została na nim zreferowana? Kolega traci chęć do działania, a plany przeciwdziałania tym siłom, które z rozmysłem działają destrukcyjnie wobec Kościoła – żywiąc się jeszcze na nim – lądują do kosza lub kurzą się na półkach.

Parę spotkań z dziennikarzami, parę spotkań z prawnikami. Wszyscy czczą św. Spokoja. Nie pali się, więc po co kupować gaśnicę?

Co będzie za niedługo?

Pobawię się teraz we wróża Macieja. Moim zdaniem przez najbliższy rok czekają nas detonacje pt. Diecezja X zawarła w ciągu ostatnich 2 lat ugody z tyloma i tyloma ofiarami molestowania na sumaryczną kwotę XYZ. Liczby będą robiły wrażenie, a takich detonacji będzie sporo. Następnie ruszą pozwy, a sądy w atmosferze linczu nie będą się wgłębiały w szczegóły, tym bardziej, że walenie w Kościół będzie pośrednim waleniem w rząd, który w środowisku sędziowskim nie cieszy się estymą, mówiąc delikatnie. Będzie druga Irlandia? Bóg raczy wiedzieć, ale nie zdziwię się, gdy w jakimś stopniu tak.

Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą – wielu dobrych kapłanów przyjdzie cierpieć za niewiernych współbraci i za brak poważnego traktowania jednego z uczynków miłosiernych względem duszy, czyli grzeszących napomnieć. Po dziesięcioleciach okaże się ile oskarżeń było nieprawdziwych, a ilu księży zaszczutych. Może to też będzie ofiara przebłagalna za zbytnią tolerancję i brak wrażliwości na cierpienia pierwszych ofiar? Może tak musi być?

Niewiadome

Niewiadomą rzeczą jest to, co w tej sytuacji zrobi rząd. Wiem jednak co doradziłby Machiavelli.

Co można zrobić?

Trzeba się modlić 🙂 Poza tym – ośmielać te dziesiątki tysięcy wierzących, gorliwych, porządnych księży, by byli odważni. Odważni w trzymaniu się Chrystusa i Kościoła nawet wtedy, gdy niektórzy przeznaczeni do bycia pasterzami, okazują się wilkami. Przecież w historii Kościoła sytuacji, w której wierność ortodoksji wymagała oporu wobec formalnego przełożonego nie są nowością. Przypomnę tylko, że w czasach herezji ariańskiej większość episkopatu światowego przystąpiła do Ariusza 🙂 Jak to mawiają – keep calm and non praevalebunt:

Dopiero teraz okaże się, kto nie zwiał z Ogrójca.

Czego nie warto robić?

Nie warto odchodzić od Chrystusa z powodu Judaszy, którzy go otoczyli. Ostatecznie jest ich garstka. Ostatecznie będą smażyć się w piekle, jeśli się nie nawrócą. Ofiary muszą otrzymać pomoc, a sprawcy ponieść karę razem ze swoimi wspólnikami, którzy pomylili miłosierdzie z pobłażliwością. Prawda obroni się sama, ale tylko wtedy jak prawdziwi ludzie Kościoła zaczną z pełną świadomością walczyć o jego dobro i kształt. Amen.

Maciej Gnyszka

dam/maciejgnyszka.pl