Portal Fronda.pl: W związku z wyborem Roberta Biedronia na prezydenta Słupska pojawiają się komentarze na temat rzekomego wzrostu tolerancji Polaków. Z jednej strony, wmawia się nam, że jesteśmy homofobicznym społeczeństwem, a z drugiej... od kilku lat mamy transseksualistę w Sejmie, teraz prezydenta geja, zaś w wyborach w Warszawie startowała biseksualistka.

O. Dariusz Kowalczyk SJ: Jeśli chodzi o Słupsk, to myślę, że trzeba o ten zaskakujący wynik zapytać kogoś, kto pochodzi z tego miasta i potrafiłby wytłumaczyć ten wybór. Nie wiem, na ile można to, co stało się w Słupsku odnosić do całej Polski, pewnie w jakimś stopniu jest to możliwe. Kiedy przeczytałem w internecie, że Robert Biedroń został wybrany na prezydenta Słupska, zapytałem moich znajomych z Facebooka, czy ktoś pochodzi z tego miasta i mógłby skomentować ten wynik. Odezwało się kilka osób, które rzuciły pewne światło na tą sprawę.

Czego się Ojciec dowiedział?

Ponoć trzeba znać Słupsk, aby zrozumieć ten wybór. Moi rozmówcy przypominali, że kiedyś było to bardzo „czerwone” miasto, miasto milicjantów i ZOMO. Ci, którzy dziś głosują, to dzieci lub wnuczkowie milicjantów. Ponadto, Słupsk w czasach PRL całkiem nieźle się rozwijał, szkoły funkcjonowały na dość wysokim poziomie. Po przemianach lat '90 miasto miało się zdegradować. Mieszkańcy Słupska, pomijając ich poglądy, obiektywnie sporo stracili na przemianach. W związku z tym, przeciętny Słupczanin ponoć nie lubi „solidaruchów”, bo zobaczył on, że tzw. upadek komuny nie był dla miasta trampoliną do szybszego rozwoju. Wręcz przeciwnie – był to punkt przełomowy, prowadzący miasto do degradacji.

Czy można z tej wygranej Roberta Biedronia w Słupsku wyciągnąć wnioski miarodajne dla całej Polski?

Część komentujących już podkreśla, że zwycięstwo Biedronia czy wcześniej wybór Anny Grodzkiej do Sejmu to dowód na to, że stajemy się bardziej tolerancyjni. Ale z drugiej strony, można przecież powiedzieć, że stajemy się głupsi i bardziej podatni na zachodnie mody. Czy tzw. normalność jest homofobią? Nie sądzę. Patrząc na sprawę szerzej, trzeba zauważyć, że partia, która głosiła poglądy takie, jak Robert Biedroń, poniosła jednak w wyborach klęskę. Nie sądzę, aby z wyboru Biedronia w Słupsku można było wyciągać daleko idące wnioski, choć oczywiście to, co sączy się z polskich i światowych mediów, moda na tzw. kulturę gejowską, ideologię homoseksualną niewątpliwie ma wpływ na wielu ludzi. Mamy w Polsce coraz ostrzejszy podział na środowiska, które nazwałbym patriotyczno-konserwatywnymi, związanymi z Kościołem katolickim, na środowiska kosmopolityczne, których symbolem byłyby różowe okulary i orzeł z czekolady oraz sporą grupę ludzi, którzy są obojętni na to wszystko, nie chodzą na wybory, bo to ich nie interesuje, mają dość polityki i zajmują się swoimi sprawami, nie widząc, że ich osobisty byt oraz byt ich rodzin zależy również od życia społeczno-politycznego.

Może należałoby zapytać, czy Polacy głosują na homoseksualistę dlatego, że jego homoseksualistą czy może dlatego, że jest po prostu dobrym administratorem i menadżerem?

W tym przypadku, homoseksualizm kandydata był elementem, którego nie sposób było nie brać pod uwagę. Gdybyśmy mieli do czynienia z kandydatem, który w przestrzeni publicznej dał się poznać jako człowiek zatroskany o wspólne dobro, miał różne propozycje i pomysły, a później okazało się, że jest homoseksualistą, choć sam o tym nie mówił, nie robił z orientacji elementu prezentacji politycznej, to byłoby zupełnie coś innego. Robert Biedroń jest jednak politykiem, który zrobił karierę na homoseksualizmie. Nie potrafiłbym wymienić jakiejś jego inicjatywy jako posła, która miałaby na celu dobro wspólne, a nie dotyczyłaby opcji seksualnej... Biedroń zbudował swój image na homoseksualizmie i walce o prawa gejów. Co więcej, to polityk, który nie pochodzi ze Słupska. Nie wiem więc, z jakiej strony mogli go poznać mieszkańcy tego miasta, jeśli nie z medialnego wizerunku gejowskiego aktywisty. Nie sądzę, aby nagle zobaczyli w nim fachowca, który ma pomysły natury gospodarczej na rozwój Słupska. Widziałbym tu raczej postępowanie w myśl powiedzenia „na złość babci, odmrożę sobie uszy”. Jeśli Słupczanie nie lubią „solidaruchów” z wyżej wymienionych powodów, a ludzie z SLD głęboko ich rozczarowali swoją łapczywością i brakiem efektów, mogli na złość władzy zagłosować na kogoś takiego, jak Biedroń. To dowodzi nie tolerancji Polaków ale absurdalności naszego życia społecznego i politycznego. Demokracja nie zawsze jest logiczna, a wręcz bywa irracjonalna.

Rozm. MaR