Wzruszyłem się niezmiernie, gdy na moje uwagi – podczas programu „Bez retuszu” - dotyczące „Deklaracji Wiary” i klauzuli sumienia, która nie byłaby w ogóle potrzebna, gdyby znieść możliwość zabijani dzieci, prof. Zbigniew Mikołejko oznajmił, że to nie są dzieci, tylko zygoty. Poziom wiedzy biologicznej u profesora jest niestety dość miałki, bowiem zygot się nie abortuje. To staje się możliwe dopiero na późniejszych stadiach rozwoju. Ale to nie wszystko. Gdy zapytałem jakiego gatunku jest owa „zygota” usłyszałem od Jacka Żakowskiego, że żadnego, że nie ma gatunku, a w ogóle to jest „niczym”, i nie ma nic wspólnego z człowiekiem.

Starałem się dowiedzieć od obu panów, czy w takim razie z ludzkiej zygoty może wyrosnąć słoń, ale na to pytanie nie dostałem odpowiedzi. Może dlatego, że wśród lewicowych myślicieli prace nad uzyskaniem słonia (może być całkiem nieduży słonik) dopiero trwają, i ani Jacek Żakowski ani Zbigniew Mikołejko, nie są w stanie ustalić, kiedy się zakończą. W każdym razie ja nie mam wątpliwości (choć to podobna ja jestem ciemnogrodem, który nie akceptuje nauki), że z ludzkiej zygoty, zarodka czy embrionu nie wyrośnie słoń ani koń. To jest bowiem człowiek, niepowtarzalny. To jednak, co może być oczywiste dla katolika czy nawet niewierzącego obrońcy życia, nie może takim być dla kogoś, kto opowiada się za aborcją. On musi albo uznać, że chce zabijać ludzi, albo zacząć szukać idiotycznych z punktu widzenia biologicznego sztuczek, dzięki którym dowiedzie, że ludzki zarodek nie jest ludzki, a w ogóle to go nie ma, bowiem pojawia się w cudowny sposób już po narodzinach... I dlatego powstają tego typu nowe łysenkizmy, które byłyby nawet dość śmieszne, gdyby nie to, że w oparciu o nie dokonuje się eksterminacji nienarodzonych.

Tomasz P. Terlikowski