- Niewiele zapamiętałam z homilii papieża Franciszka na Jasnej Górze. Podczas przemówienia siedziałam z koleżanką w karetce, licząc odstępy między jednym a drugim skurczem. Najwyraźniej mała Klara też chciała zobaczyć Ojca Świętego.

Błogosławiące spojrzenie

Nie miałam zamiaru przyjeżdżać do Częstochowy na Mszę z papieżem, ale moja siostrzana dusza – Beata – w dziewiątym miesiącu ciąży bardzo chciała, żebym dotarła, żebyśmy mogły razem pójść i spotkać się z Franciszkiem. Dostałam też Boże błogosławieństwo na drogę, bo nagle zaczęłam się czuć lepiej i wiedziałam, że Ktoś większy zadba o moje zdrowie. Spakowałam się w pociąg i przyjechałam. To był jeden z najbardziej ekscytujących i szczęśliwych dni w moim życiu, przynajmniej z dwóch powodów.

Gdy wyszłyśmy z domu przed dziewiątą rano, zobaczyłyśmy wiele patroli różnorodnych służb i gromadzących się wokół ludzi. Okazało się, że właśnie koło naszej ulicy będzie za chwilę przejeżdżał sam papież. Napięcie rosło z minuty na minutę. Co chwilę w kierunku Jasnej Góry jechały rządowe samochody w eskorcie policji, ale żaden nie wyglądał na ten właściwy. W końcu pojawił się sznur radiowozów, a pośrodku nich Ojciec Święty błogosławiący przez otwarte okno samochodu. To był dosłownie moment, ale obie rozpłakałyśmy się ze szczęścia.

Bóg przychodzi jako dziecko

Podjechałyśmy tramwajem na Aleję Najświętszej Maryi Panny prowadzącej na Wały Jasnogórskie, by gdzieś na samym końcu znaleźć sobie komfortowe miejsce, z dala od tłumu. W drodze Beatę złapał skurcz, ale szybko minął. Gdy stanęłyśmy pod telebimem na Placu Biegańskiego, przyszedł drugi skurcz, ale jeszcze nieregularny, więc przyjaciółka pouczyła mnie, że to tylko skurcze przepowiadające i nie ma co się martwić. – No, dobrze, trochę zaufania – pomyślałam – przecież w takim miejscu nie może nam stać się nic złego, a jeśli nawet, to od właściwych skurczy do porodu z reguły mija wiele godzin, zwłaszcza przy pierwszym porodzie.

Rozpoczęła się Eucharystia, przy śpiewie Bogurodzicy nie umiałam ukryć wzruszenia. Piękno liturgii w całej okazałości. W czasie pierwszego czytania przyszedł kolejny skurcz. Po Ewangelii zaczął przemawiać Ojciec Święty. – Gdy nadeszła pełnia czasu, Bóg zesłał swojego Syna zrodzonego z niewiasty – powoływał się Franciszek na św. Pawła. – Zobacz, nawet papież ma dziś kazanie o porodach – zażartowałam do Beaty. Zaśmiałyśmy się, ale ból skrzywił jej twarz. – Nie, nie, to jeszcze nie te skurcze, to tylko przepowiadające – zapewniała mnie Beata, a ja tylko śledziłam wzrokiem, jak odnotowuje na kartce czas kolejnego skurczu. Coraz mniej mogłam skupić się na Mszy świętej, ale zdążyło do mnie dotrzeć jedno zdanie z początku homilii papieża: Bóg przychodzi do człowieka jako dziecko zrodzone przez matkę. Poczułam wewnątrz ciepło, przecież to właśnie się dzieje. Bóg chce dziś do nas przyjść jako dziecko. W tym czasie skurcze nasiliły się. Na szczęście wiedziałyśmy z Beatą, gdzie stanąć. Tuż za naszymi plecami, na Placu Biegańskiego, stała karetka. Ratownicy medyczni w momencie zrozumieli, o co chodzi. Zmierzyli tętno i zgodnie stwierdzili, że trzeba jechać do szpitala. Pobłogosławiłam przyszłą mamę i brzuszek, a sama zostałam jeszcze na chwilę, by na prośbę Beaty przyjąć Komunię w naglącej intencji.

Nie wiem, jak to się stało, ale po Mszy świętej papież usłyszał o Beacie i rodzącym się właśnie maleństwu. Przez swojego rzecznika prasowego kazał przekazać, że błogosławi tej kobiecie i jej dziecku oraz że o nich myśli. Takie wsparcie można sobie chyba tylko wymarzyć.

Matka pod opieką Matki

Dowieźliśmy ze szwagrem Beaty wyprawkę do szpitala i chwilę poczekaliśmy na Pawła, męża Beaty. Udało mu się wcześniej wyrwać z pracy, tak, że zdążył dzielnie asystować żonie przy porodzie i ceremonialnie odciąć pępowinę. Ja w tym czasie siedziałam na korytarzu i przewijałam od początku wszystkie tajemnice różańca. Ledwo zdążyłam skończyć, a już usłyszałam lekarza, który opowiadał z entuzjazmem komuś przez telefon, że właśnie urodziło się to dziecko pobłogosławione przez papieża. Poryczałam się jak bóbr. Byłam tak wdzięczna Maryi, że wzięła pod swe matczyne skrzydła młodą mamę i pozwoliła jej na bezpieczny i naprawdę szybki poród.

Klara urodziła się cała i zdrowa o godzinie 14.40 na chwilę przed Godziną Miłosierdzia. Nowo narodzona dziewczynka otrzymała imię po świętej patronce, która jako dwunastolatka poznała św. Franciszka z Asyżu i również jak on wybrała życie zakonne w ubóstwie i pokorze. Nasza Klara ma już za sobą pierwsze spotkanie z Franciszkiem. Życzę jej jak najwięcej takich spotkań, niech Duch Boży prowadzi ją do świętości.

***

Pewnie jedni pomyślą, że to czyste wariactwo iść na Mszę z papieżem na tydzień przed planowaną datą porodu, ale czy Bóg nie wzywa nas właśnie do takiej ufności? Historia narodzin małej Klary to ewidentny dowód na to, że Bóg się o nas troszczy w każdej chwili i że chce do nas przychodzić w największym uniżeniu – jako noworodek.

Westchnijcie, proszę, za Klarę i jej Rodziców. :)

Sylwia Blady/bosko.pl

za: http://bosko.pl/blog/Sylwia