Nie odpowiada nam forma satyryczna jaką wybrał Robert Frycz, nie podobają nam się gry polegające na strzelaniu do wizerunku człowieka realnie żyjącego na świecie (nie tylko urzędującego prezydenta Rzeczypospolitej) ani wieszanie tegoż na szubienicy. Uważam tego typu żarty za co najmniej chamskie. Jednak nie jest to powód do stawiania żartownisia przed sądem i skazywania go! Gdyby chamstwo i brak kindersztuby był karalny to więzienia już dawno pękłyby w szwach a Sejm Rzeczypospolitej obradowałby w okratowanej sali. Poza wszystkim zresztą sprawa bloga Antykomor.pl bardziej skompromitowała urząd Prezydenta niż sama jago zawartość.

 

W Krakowie za czasów zygmuntowskich kolportowane były pamflety - często bardzo niewybredne - przeciwko królowej Bonie. I co? I nic. Nikomu do łba nie przyszło by szukać sprawców, stawiać ich przed trybunałem i karać. Bo i po co? Toż takie działanie bardziej ośmiesza majestat władcy niż sam pamflet czy w naszym przypadku strona internetowa. Ich Wysokości król Zygmunt i królewska małżonka zadowoleni zapewne nie byli i prywatnie może by nawet mordę obili prześmiewcy ale o angażowaniu do tego osób trzecich, koronnych urzędników czy straży miejskiej mowy być nie mogło! To po prostu nie mieściło się w kulturze politycznej Rzeczypospolitej, które, przywilejami zapewniała stanowi szlacheckiemu prawo do kontroli poczynań i krytyki działań wybranego demokratycznie władcy. Gdyby królowi przyszło do głowy sądowne ściganie pyskatego przeciwnika miałby na głowie bunt szlachty suto okraszony niewybrednymi pamfletami. Wtedy doskonale potrafiono odróżniać tak poważną rzecz jak crimen laese maiestatis od zwyczajnej, nawet bardzo złośliwej i chamskiej, krytyki. Niestety, czasy się zmieniły i dziś władza brak przyrodzonego majestatu i samoistnego szacunku żywionego do niej przez poddanych musi się podpierać szacunkiem wymuszonym i majestatem sztucznym, zadekretowanym przepisami prawa.

 

Swoją drogą zastanawiającym się wydaje czy sędzia, który wydał wyrok w sprawie rzeczonej nie rozmawiał wcześniej z jakimś wysoko postawionym urzędnikiem w kancelarii premiera bądź Prezydenta? Broń Boże nie chcemy niczego insynuować, ale w świetle ostatnich wydarzeń staliśmy się nader podejrzliwi i owładnięci paranoją. Jakoś bowiem w czasach, gdy każdy mający ambicje salonowe, gorliwie wieszał psy na śp. Prezydencie Kaczyńskim żaden prokurator nie doszukał siew żadnej z tych sytuacji niczego co by zasługiwało na jego uwagę, żaden urząd nie zamierzał zamykać setek stron, na których jechano po głowie państwa jak po łysej kobyle, żaden wrażliwiec nie składał donosów na policję, do CBŚ czy gdzie tam. A więc jak to jest? Raz obraża się głowę państwa a innym razem nie? Coś nam tu pachnie polityczną wybiórczością oburzonych i takąż dyspozycyjnością sędziów.


Nie twierdzimy, że właściciel omawianej strony jest święty i nieskalany. Pojechał ostro i po bandzie. Przekroczył z pewnością granice kultury i dobrego smaku. Ale czy granice prawa? Poza tym jak ta całą sytuacja ma się do równości wobec prawa i jasnej i jednoznacznej wykładni tegoż w świetle analogicznej sytuacji z ostrymi atakami słownymi na śp. Prezydenta Kaczyńskiego? Jeżeli są tak różne interpretacje podobnych sytuacji  w zależności od osoby zasiadającej w fotelu głowy państwa i okoliczności politycznych to czy mamy jeszcze do czynienia z państwem prawa?

 

Monika Nowak & Alexander Degrejt