Niemiecka policja przeszukała meczet w Bremen. Władze stwierdziły, że muzułmańska świątynia pełniła rolę centrum werbunkowego dla dżihadystów powiązanych z ruchem salafickim. Werbowano tam osoby, które miały następnie wyruszać do Iraku i Syrii, by wspierać w walkach Państwo Islamskie.

To pierwszy przypadek, gdy niemiecka policja przeszukała meczet. Do wydarzenia doszło w piątek po odbywających się w tym dniu modlitwach. Funkcjonariusze starali się nie urazić wrażliwości religijnej muzułmanów; wyraziło się to na przykład poprzez nałożenie na buty worków. Do przeszukania dojść jednak musiało, bo w bremeńskim meczecie zarejestrowane było stowarzyszenie Masjidu-l-Furqan, które zostało właśnie w piątek zdelegalizowane przez miasto.

Choć stowarzyszenie działało oficjalnie jako organizacja kulturalna i społeczna, to w istocie werbowało dżihadystów i wysyłało ich do Syrii oraz Iraku. Niemieckie władze szacują, że poprzez to stowarzyszenie do ekstremistów z Bliskiego Wschodu przyłączyło się od 2007 roku ośmiu mężczyzn, siedem kobiet oraz jedenaścioro dzieci.

Delegalizacja tej grupy jest kolejnym krokiem Niemców w przeciwdziałaniu niektórym aktywnościom salafitów. Osób identyfikujących się z tym nurtem islamu jest w Niemczech zaledwie niespełna 7 tysięcy – to kropla w morzu całej 4-milionowej społeczności muzułmańskiej tego kraju. Jednak to właśnie salafici stanowią szczególne niebezpieczeństwo, bo wykazują inklinacje do fundamentalistycznych i ekstremistycznych postaw, co może zaowocować aktami terrorystycznymi. 

bjad/wyborcza.pl