To Niemcy są największym beneficjentem Unii Europejskiej - przyznał wicekanclerz RFN, Sigmar Gabriel. Innymi słowy - projekt unijny służy przede wszystkim Bundesrepublice. 


Integracja europejska postępowała po II wojnie światowej naprzód nie tylko jako projekt antywojenny i gospodarczy. Niemcy nigdy nie ukrywali, że chcą stapiać się z Europą z dwóch zasadniczych przyczyn. Po pierwsze, do roku 1990 w Bonn uważano zasadniczo, że dzięki zacieśnianiu integracji łatwiej będzie doprowadzić do zjednoczenia z NRD. Po drugie, mając szalenie czarny PR po zbrodniach nazistowskich Niemcy nie mogli otwarcie sięgać po europejskie przywództwo, świadomie zdecydowali się więc na wykorzystanie europejskiego płaszcza, by propagandowo przykrywać swoje zamiary.

Nie jest tajemnicą, że rozszerzenie Unii Europejskiej na wschód po roku 2004 znowu leżało w niemieckim interesie. Kapitał RFN zyskał nagle setki tysięcy kilometrów kwadratowych, na których mógł swobodnie inwestować. Po co toczyć wojny, skoro granice nie mają znaczenia, a Niemcy mogą swobodnie wykorzystywać biedniejszych Polaków, Czechów czy Litwinów?


Teraz o wszystkim tym dość otwarcie powiedział wicekanclerz i szef niemieckiego MSZ, Sigmar Gariel. Przemawiając w Brukseli sprzeciwił się twierdzeniom, jakoby największymi beneficjentami integracji europejskiej były te państwa, które wyciągają najwięcej ze wspólnego budżetu.


- To jest fałszywa narracja. My nie jesteśmy płatnikiem netto. W istocie jesteśmy największym beneficjentem europejskiej integracji - tak gospodarczo, jak i finansowo, a na pewno politycznie - stwierdził wprost Gabriel.


Gabriel zauważył następnie, że Niemcy są de facto uzależnione od swoich sąsiadów, które są odbiorcami ich eksportu. W Bundesrepublice jest dobrze wówczas, gdy kraje ościenne mogą kupować niemieckie towary.

A więc tak, Niemcy nas potrzebują, ale uwaga - nie możemy być zbyt silni ani zbyt rozwinięci gospodarczo. Z perspektywy Berlina Polska powinna pozostać mniej więcej tym, czym jest: krajem usługowym bez większego przemysłu, tak, by był skazany na kupowanie zaawansowanych niemieckich towarów przy jednoczesnym dostarczaniu Berlinowi taniej siły roboczej i wielu surowców, zwłaszcza płodów rolnych, które Niemcy będą mogli następnie przetworzyć i sprzedać drożej.

Co z tego wynika? Kto chce prowadzić politykę z Berlinem bezkonfliktową, ten zgadza się na utrzymanie Polski w z grubsza nakreślonym wyżej stanie pół-kolonii. Warto o tym pamiętać oceniając politykę europejską PiS. Kto nie walczy, nigdy nie ponosi porażek, bo przegrywa już na starcie.

mod